MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Z "Dziennikiem Polskim" wspomina Stefan Wicher

Redakcja
Byłem pierwszym absolwentem prywatnej Szkoły Towarzystwa Szkoły Ludowej, która mieściła się przy ul. Staszica. Zajmowała się ona kinem "Marzenie", Biblioteką i budową placówki szkolnej.

SYLWETKA. Organizator tarnowskiego szkolnictwa technicznego, działacz Solidarności i inicjator wizyty Lecha Wałęsy w naszym mieście

Była to jedyna szkoła typu średniego w okręgu, kształciła techników, którzy pracowali i pracują w Tamelu i Zakładach Mechanicznych. Wielu z nich to moi uczniowie - tak 91-letni dziś pan Stefan Wicher wspomina szkołę, z którą związany był kilkadziesiąt lat. Ale od początku...

Absolwent z łutem szczęścia

Zaraz po okupacji zacząłem pracę. Niemcy skoszarowali całą naszą klasę, absolwentów, i wywieźli nas do Mielca do fabryki samolotów. Byliśmy tam cały rok, dostaliśmy jakieś ubranie, trochę chleba i zupy buraczanej. Jednak nadarzyła się okazja... Byłem wtedy akurat w domu rodzinnym, w Porębie, gdy dowiedziałem się o tym, że Rosjanie idą na Gubernię. Jak wypowiedzieli wojnę Niemcom, to nie wróciłem już do pracy i zaczęto mnie ścigać.

W 1939 r. nie byłem poborowym, nie wcielono mnie do Wojska Polskiego, bo... brakowało mundurów. Wraz z kolegą pojechaliśmy na rowerach na wschód, do Kowna. Kiedy nocą, spaliśmy pod kopą siana usłyszeliśmy szum. Wiedzieliśmy, że Rosjanie idą na zachód, więc zdecydowaliśmy się wrócić do Guberni. Jednak na granicy na Bugu okazało się, że Rosjanie nie chcą nas wpuścić na niemiecką stronę. Poznali nas po tym, że miałem pas wojskowy i plecak, w którym były jeszcze suchary. Jakoś się wytłumaczyłem, że tylko go znalazłem i udało nam się wjechać do Guberni. Gdybym wtedy nie przekroczył tej granicy, prawdopodobnie skończyłbym w Katyniu i już by mnie nie było... Ja w ogóle mam takie szczęście - przekonuje pan Stefan.

Wybitny nauczyciel i organizator

Plątałem się po Guberni, już jako absolwent. Dyrektorem Szkoły na Staszica był wtedy pan Godowski - był tam kasjerem, księgowym, gospodarzył całą szkołą prywatnie. Dodatkowo to był taki dobry człowiek, patriota. Dowiedział się, że jestem już w rodzinnym domu i przyszedł któregoś dnia. Zaproponował mi pracę w szkole, jednak ja wiedziałem, że nie mogę nigdzie wyjść, bo jestem ścigany za to, że nie wróciłem do zakładów w Mielcu. Mogłem tam pracować, ponieważ Niemcy zezwolili mu, aby otworzył szkołę. Pan Godowski znał Niemców i Austriaków pracujących w Urzędzie Pracy. Poprosił mnie, żebym kupił 2-3 paczki Kentów, to były takie popularne wtedy papierosy, i wytłumaczył, że spróbujemy porozmawiać z nimi, żeby udało mi się wrócić do szkoły. I udało się! Ponownie pojawiłem się w szkole. Zacząłem więc nabywać praktyki zawodowej, uczyć się, jak być nauczycielem. Niemcy wiedzieli, że szkoły zawodowe, techniczne, są niezbędne, bo oni potrzebowali specjalistów. Dostrzeżono mnie, zostałem, z ramienia Ministerstwa Oświaty, kierownikiem od szkolenia technicznego i praktycznej nauki zawodu. Moim celem było połączyć trzy techniczne szkoły w Tarnowie w jedną. Ta przy Staszica wchłonęła pozostałe, jednak była za mała. Zdecydowano więc wybudować szkołę przy ul. Szujskiego. Tam zostałem szefem szkolenia technicznego i z ramienia szkoły nadzorowałem budowę tych warsztatów, które istnieją do dzisiaj. W tym czasie kończyłem zaoczne studia, jakoś wszystko się układało... Organizowałem szkolnictwo techniczne. Byłem przodującym organizatorem i inicjatorem na terenie dawnego województwa krakowskiego.
Ministerstwo Przemysłu Maszynowego dzieliło wtedy szkoły na lepsze i gorsze. Te rokujące na przyszłość "brało" dla siebie. Wtedy zabłysnąłem jako nauczyciel praktycznych przedmiotów, dla wszystkich zawodów mechanicznych, np. technik elektryk, czy mechanik. Organizowałem wtedy konferencje ze specjalistami w danych dziedzinach, czy urzędnikami. Sprawiłem, że szkoła ta, była jedną z lepszych w Tarnowie. Jednak nie wszystko szło tak ładnie... Świetnie dogadywałem się z władzami szkoły, nie miałem za to zaufania władz partyjnych, bo nie byłem członkiem partii.

W szkole zająłem się sprawami nauczycielskimi, socjalnymi. Dostałem wszystkie możliwe nagrody i ordery. Najbardziej cenię sobie Medal KEN. Ponadto działałem w związkach zawodowych, co szło nam bardzo dobrze. Zawiązałem współpracę pomiędzy naszą placówką, a szkołami na Węgrzech. Rokrocznie w wakacje wyjeżdżaliśmy z młodzieżą na wymianę, a potem przyjmowaliśmy u siebie uczniów z Węgier. Podróżowaliśmy śladami gen. Bema, którego Węgrzy mają za prawie świętego.

Związki zawodowe kwitły, a ja w którymś roku miałem głosić sprawozdanie. Na salę przyszło dwóch przedstawicieli partii, jeden z nich był dyrektorem I Gimnazjum w Tarnowie. Powiedzieli mi, że partia nie życzy sobie, bym był prezesem. Wygłosiłem więc sprawozdanie i przestałem pełnić tę funkcję, jednak nadal pracowałem w szkole.

Początki działalności politycznej

Dzięki żonie zacząłem działać w Solidarności. Żona ma korzenie patriotyczne, jej dziadek - Ludwik Tyrka - był senatorem w czasie międzywojennym. (Tutaj pan Stefan wyciąga zdjęcie przodka swojej żony, wydrukowane w książce. Przedstawia ono starszego pana, posiadacza sporych wąsów, a podpisane jest "Ludwik Tyrka - senator RP w czasie międzywojennym" - przyp. red.) Do pracy w Solidarności dopingował mnie też fakt, że mój ojciec był podoficerem w armii gen. Hallera we Francji. (Na zdjęciach widzę mężczyznę w mundurze i z bronią. To, co rzuca się w oczy, to znów sumiaste wąsy. Na fotografiach znajduje się też dokument, legitymacja potwierdzająca przynależność do armii gen. Hallera - przyp. red.)

Nie ujawniałem się do lat osiemdziesiątych. Ciągle pracowałem zawodowo, ale nie bałem się, że usuną mnie ze szkoły, bo organizowałem to szkolnictwo, nie byłem szkodliwy.

W końcu nadszedł czas pierwszych wolnych wyborów prezydenckich i tych do Sejmu, Senatu. W Tarnowie powstał Komitet Obywatelski, którego założycielem był p. Bahr. Nie miał jednak do mnie zaufania, ale na spotkania zapraszał moją żonę. Denerwowało mnie to i zdecydowałem stworzyć coś własnego. Założyłem Tarnowskie Porozumienie Obywatelskie, w którym byłem ja, p. Antoni Lis, p. Anna Czech, która obecnie jest dyrektorką Szpitala Wojewódzkiego oraz p. Zieliński. Złożyło się tak, że konkurencyjną partią było Porozumienie Centrum, które trochę bruździło nam ideowo. Zdecydowaliśmy się wtedy na nową nazwę: Bezpartyjny Blok Wspierania Reform. Gdy przyszły wybory, to p. Bahr zdobył większość głosów.

Spotkanie z Lechem Wałęsą w Tarnowie

BBWR wspierał Lecha Wałęsę, jednak brakowało nam pieniędzy na biuro, reklamę, ulotki. Pewnego dnia zadzwonił do mnie p. Olejnik, który był przewodniczącym Solidarności w Tarnowie. Powiedział, że przyjedzie p. Jarosław Kaczyński (obecny prezes PiS-u), który chce przekonać nas, że nie ma sensu głosować na Wałęsę. Rozmowy z nim trwały długo, jednak, nie zgodziliśmy się zmienić poglądów. Zdecydowaliśmy się na spotkanie w krakowskim oddziale, gdzie uczestnikiem miał być także p. Jurczyk. Jarosław Kaczyński przekonywał nas, że głosowanie na Wałęsę to zły pomysł, jednak ani my, ani przewodniczący krakowskiej Solidarności nie poparliśmy go. Potem Wałęsa dużą ilością głosów wygrał te wybory w Tarnowie.

Ja odpowiadałem za finanse w Komitecie Wyborczym, miałem też szukać kandydatów na posłów. Jednak nie mieliśmy pieniędzy na kampanie. Proponowaliśmy więc te kandydatury ludziom, którzy byli w stanie wesprzeć finansowo kampanie, m.in. lekarzom czy adwokatom. Rozprzestrzeniliśmy te poszukiwania także na Dębicę i Dąbrowę Tarnowską, jednak ludzie ci jakoś nie potrafili przemówić do społeczeństwa i nie wiele udało się im osiągnąć. Jednak ja nie zaprzestałem tej działalności.

Ktoś zaproponował przyjazd prezydenta Wałęsy do Tarnowa. Znali mnie w biurze Solidarności, ponieważ jeździłem tam rozliczać pieniądze. W biurze tym pracowali m.in. bracia Kaczyńscy.

Zadzwoniliśmy do biura i zaprezentowaliśmy nasz pomysł. Na drugi dzień dostaliśmy odpowiedź, że Lech Wałęsa przyjedzie do Tarnowa, jeśli spotka się z nim bp Życiński. Poszliśmy z kolegą Zielińskim do biskupa, który przyjął nas bardzo serdecznie i życzliwie. Zapytał kim jesteśmy, a kiedy powiedzieliśmy mu, że z BBWR, to z uśmiechem powiedział: "aaa, to ci, którzy nie umieją głosować w Sejmie". To fakt, że kiedyś była tam jakaś wpadka. Bp Życiński powiedział nam, że przyjmie Lecha Wałęsę o każdej porze dnia i nocy. Musieliśmy zacząć organizować salę. Wybraliśmy się do Urzędu Miasta. Prezydentem Tarnowa wówczas był Mieczysław Bień. Gdy dowiedział się, że chodzi o Wałęsę, to nie chciał nam pomóc. Odesłał nas do Romana Ciepieli, który zaproponował, żeby zorganizować to spotkanie w Teatrze Solskiego. Wybraliśmy się tam, jednak dyrektor teatru powiedział, że za wynajem sali musielibyśmy zapłacić 20 tys. zł. Zniechęciło nas to bardzo, ale wtedy p. Zieliński wpadł na pomysł, żeby zrobić to w Azotach. Dyrektorem Zakładów Azotowych był wtedy obecny prezydent miasta - Ryszard Ścigała. Pan Zieliński umówił się z dyrektorem technicznym, który bardzo nam wtedy pomógł. Ale miał jedną prośbę - by Wałęsy nie witał Mieczysław Bień, prezydent miasta.

Wybraliśmy się wtedy ponownie do Urzędu Miasta, by przedstawić obecny stan rzeczy. Pan Bień bardzo się zdenerwował, nie chciał za bardzo z nami rozmawiać. Zdecydowaliśmy zawiadomić jeszcze jedną osobę - wojewodę. Był nim wtedy Wiesław Woda, który zginął w zeszłym roku pod Smoleńskiem. Bardzo dobrze przyjął i nas i naszą inicjatywę. Postanowił pomóc nam, dając jednego pracownika, który miał to wydarzenie koordynować. Władze Dębicy chciały skorzystać z okazji i zaprosiły Lecha Wałęsę do siebie. Wszystko udało się ustalić i dopiąć na ostatni guzik. Księża chcieli zabrać prezydenta do Radia przy ul. Bema, wszyscy pragnęli zaprezentować Lechowi Wałęsie jak najwięcej, jednak to miała być krótka wizyta, na wszystko nie starczyło czasu. W nocy przed przyjazdem Lecha Wałęsy spaliła się restauracja, w której miał jeść obiad, jednak udało się wszystko zorganizować w innej.
Pojechaliśmy do Mielca, razem z kolegą Zielińskim i z wojewodą Wodą, aby przywitać Prezydenta Wałęsę na lotnisku. Wysiedli z nim BOR-owcy, a w Tarnowie czekało kolejnych sześciu. Wsiedliśmy do samochodów rządowych, stało tam pięć takich samych limuzyn. Przyjechaliśmy na spotkanie do Tarnowa. Zakłady Azotowe bardzo się postarały i ładnie zorganizowały te uroczystości. Potem było krótkie spotkanie z pracownikami. Następnie szybko pojechaliśmy do Dębicy, gdzie towarzyszyłem prezydentowi Wałęsie. To też była krótka wizyta: spotkał się z ludźmi, zjadł obiad i pojechał na lotnisko.

Potem przerwałem swoją działalność polityczną. Solidarność podzieliła się, a ja nie udzielam się teraz w żadnej partii, choć przyznaję, że ciągle interesuję się polityką, sporo czytam i staram się być na bieżąco.

Wysłuchała Olga Zgórniak

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski