Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z Tarnowa do Montrealu

Jerzy Filipiuk
Nie byłem wielkim i znanym trenerem, pochodziłem z prowincji – wspomina tarnowianin początki swej pracy
Nie byłem wielkim i znanym trenerem, pochodziłem z prowincji – wspomina tarnowianin początki swej pracy fot. Piotr Pietras
Sylwetka. Trener STANISŁAW MAJOREK w 1976 roku zdobył ze szczypiornistami olimpijski brąz. Dziś ma 77 lat i nadal ciągnie go do pracy.

– Moi zawodnicy trenowali w siermiężnych warunkach, ale chcieli być kimś, chcieli uzyskać dobry wynik. Bardzo ciężko na to pracowali – mówi tarnowski trener piłki ręcznej Stanisław Majorek.

Pod jego wodzą nasza męska drużyna osiągnęła to, co nie udało się wszystkim innym polskim szkoleniowcom, z Bogdanem Wentą na czele. W 1976 roku w Montrealu zdobyła brązowy medal olimpijski.

W turnieju uczestniczyło 12 drużyn. Polska pokonała Tunezję 26:12 (wynik został anulowany, rywal wycofał się z IO), Węgry 18:16, Czechosłowację 21:18 i USA 26:20 oraz przegrała z Rumunią 15:17, co dało jej 2. miejsce w grupie i prawo gry o brąz.

– Żałuję bardzo tej porażki, bo mogliśmy walczyć o złoto. Przestraszyliśmy się, że możemy wygrać z Rumunią, która wcześniej nas lała. W końcówce meczu mieliśmy sytuacje, ale Alfred Kałuziński i Jerzy Klem­pel nie decydowali się na rzuty, tylko rozgrywali swoje akcje. Próbował Wojciech Gmy­rek, jednak dobrze bronił Cornel Penu. Potem chłopcy mówili: „Z Ruskimi w finale byśmy przegrali (Rumunów pokonali 19:15 – przyp.), a z RFN w meczu o brązowy medal wygraliśmy 21:18 – wspomina Majorek.

Zawodnicy zarabiali w klubach pensje wyższe od średniej krajowej. Kadrowicze co kwartał otrzymywali 3-4 tys. zł (tyle co miesięczna pensja). Za olimpijski brąz zarobili po 700 dolarów.

– Część z nich mogła dostać talony na auta. Ja dostałem talon na fiata 125 p. Medalu nie ot­rzymałem. Kupiłem jego replikę, ale kilka lat temu podczas powodzi, gdy woda zalała mi piwnicę, straciłem wszystkie spor­­- towe pamiątki – mówi Majorek.

Drużyna gwiazd

Tarnowianin miał w drużynie kilka gwiazd. Niemal każda z nich jest brana pod uwagę, gdy wybiera się „siódemki” wszech czasów polskiego handballu. – Kapitan drużyny Kuchta był znakomitym obrotowym, miał wielki autorytet u zawodników i trenerów. Gdy widział, że są już bardzo zmęczeni treningiem, dawał znać szkoleniowcowi, żeby go kończyć. Na zmianę z nim grał Andrzej So­kołowski. Andrzej Szymczak był wspaniałym bramkarzem. Gdy koledzy zawalili w obronie, wiedzieli, że dostaną burę. Prawy rozgrywający Klempel świetnie sobie radził w ataku. Nosił przydomek „Kukuś”, bo lubił wszędzie kukać, wiedzieć, co się dzieje. Na środku rozegrania rządził Gmy­rek, który miał oczy „dookoła głowy”, w niekonwencjonalny sposób nagrywał piłkę kolegom. Lewy rozgrywający Kału­ziń­­ski na boisku zostawiał serce. Był wielkim talentem. Na pra­wym skrzydle grał Zdzisław Ant­czak, na lewym Jerzy Mel­cer, też świet­ni gracze – mówi Majorek.

I dodaje: – Z wszystkimi pracowało mi się bardzo dobrze, choć zdarzały się problemy. Chłopcy podobali się dziewczynom, a one im. Czasami próbowali uciec z hotelu czy oś­rodka, spóźniali się na zbiórkę. Nie byli aniołkami, ale znali swoje miejsce w szeregu. Nieraz mieszkali w miejscach, gdzie mieli wspól­ne łazienki i toalety.

Mieli swego „kata”

Piłkarze ręczni pracowali równie ciężko jak siatkarze, którzy w Montrealu sięgnęli po złoto. Majorek nie wzbrania się przed
porównaniami do pracy, jaką wykonywali podopieczni słynnego „kata” Huberta Wagnera.

– Chłopcy byli świadomi ciężkiej pracy, jaką trzeba wykonać. Była ona katorżnicza. Być może przesadzaliśmy z obciążeniami, ale opieraliśmy się na metodyce treningowej z ZSRR i NRD
– przyznaje Majorek.

Co to znaczy „ciężko pracowali”? Przykład ze zgrupowania. Pierwszy dzień – przed południem marszobieg na Kasprowy Wierch lub Giewont, po południu zajęcia na betonie z piłkami. Drugi dzień – przed południem interwał biegowy: 20, 60, 100, 200, 300 i trzy razy po 1000 metrów (po każdej serii ćwiczenia ze sztangą), po południu trening na betonie z ciężkimi piłkami. I tak przez trzy tygodnie – sześć dni zajęć, siódmy dzień wolny...– Przed igrzyskami znów spotkaliśmy się w Zakopanem. Bramkarze mieszkali w COS-ie i tam ćwiczyli, a gracze z pola w jednej dużej sali w schronisku w Dolinie Pięciu Stawów, w którym były piętrowe łóżka i tylko jeden ustęp. Rano biegali na Zawrat, po południu podnosili sztangi, które sami wnieśli w góry. Zajęcia kończyli grą w piłkę nożną na stawie, bo był zamrożony i równy. Po dwóch tygodniach zeszli do hali, gdzie trenowali technikę – mówi Majorek.

Po ciężkich zajęciach rozegrali w Tarnowie dwa sparingi z Kanadą, którą zaprosili rok wcześniej na turnieju przedolimpijskim w Montrealu (zajęli w nim trzecie miejsce).

Z Pleśnej w świat

Jak to się stało, że po jedyny taki sukces w dziejach polskiej piłki ręcznej naszą reprezentację poprowadził człowiek pochodzący nie ze stolicy, nie z mocnych ośrodków szczypiorniaka, ale ktoś urodzony – 25 czerwca 1937 roku – w Pleśnej koło Tarnowa?

Majorek w Pleśnej skończył szkołę podstawową, w Tarnowie liceum pedagogiczne, w którym w klasie z rozszerzonym programem wf spotkał wspaniałych nauczycieli z wychowawcą klasy Mieczysławem Łabną na czele. To wtedy zetknął się z piłką ręczną, jeszcze 11-osobową. Potem wytypowano go do WSWF w Krakowie. Trafił do AZS, ale jak sam przyznaje, choć imponował wszechstronnością, był „ławkowym zawodnikiem”.

Swoje powołanie odnalazł w pracy szkoleniowej. Gdy w 1960 roku wrócił do Tarnowa, znalazł pracę jako nauczyciel wf w Zespole Szkół Zawodowych. Pewnego razu poszedł pobiegać z młodzieżą do Parku Strzeleckiego, gdzie spotkał dyrektora MDK (późniejszego Pałacu Młodzieży) Józefa Skubaję, który zaproponował mu pracę u siebie. Do południa pracował więc w szkole, a po południu w MDK. Grywał też w lidze okręgowej w sekcji założonej przy Tarnovii.

Drużyna MDK w latach 60. uczestniczyła w MP młodzików. W 1962 roku w turnieju finałowym w Krakowie zajęła drugie miejsce. Czwarta była Spójnia Gdańsk, którą prowadził Janusz Czerwiński, późniejszy trener reprezentacji Polski, Islandii i Grecji, rektor AWF w Gdańsku, prezes ZPRP, członek PKOl., dziś prezes honorowy ZPRP. Odegrał znaczącą rolę w życiu Majorka.
– Srebrny medal zrobił duże wrażenie na władzach Tarnowa. Skubaja mi na wszystko pozwalał. Nie musiałem się martwić o pieniądze. „Od kosztów ja jestem” – mówił. MKS wszedł do II ligi i był o krok od awansu – wspomina Majorek. I dodaje: – Dzięki dobrej współpracy z nauczycielami tarnowskich szkół udało mi się zainteresować młodzież piłką ręczną. Wielu podopiecznych grało w reprezentacji Polski juniorów, a kilkunastu trafiło do klubów pierwszej ligi.

Kopniak w górę

Pracę i sukcesy Majorka dostrzeżono też w ZPRP. Został asystentem trenera reprezentacji Polski juniorów Tadeusza Wadycha i „młodzieżówki” Pawła Wiśniowskiego. Ten ostatni napisał mu, że z powodu rodzinnych spraw przyjedzie na
zgrupowanie do Szczecina pięć dni później, musi więc sam sobie poradzić w swym debiucie.

– Nie wiedziałem, co robić. Nie byłem wielkim i znanym trenerem, pochodziłem z prowincji. A w kadrze byli Soko­łowski i Mel­cer oraz Bogdan Kowalczyk, potem świetny zawodnik i trener. Zawodnicy zaakceptowali jednak moje pomysły. Po kilku dniach w nocy zjawił się Wiśniowski i zapytał: „Co pan tu z nimi robił?”. Gdy mu opowiedziałem, wyjął flaszkę, wyciągnął rekę i rzekł: „Jestem Paweł”. Dwa mecze z NRD wygraliśmy – mówi Majorek.

W 1970 roku na zgrupowanie pierwszej reprezentacji w Jeleniej Górze nie mógł przyjechać asystent Czerwińskiego, Ed­ward Hyla. Inne kluby I-ligowe też nie chciały puścić swoich trenerów. Czerwiński zaprosił więc do współpracy Majorka, który pomagał mu także podczas MŚ we Francji (Polska zajęła w nich 14. miejsce). Na IO 1972 w Monachium (10. lokata biało-czerwonych) asystentem Czerwińskiego był jednak Marian Rozwa­dowski, a Majorek pojechał na nie jako obserwator. Gdy ten pierwszy zdecydował się poś­więcić pracy na uczelni, na sta­­nowisku pierwszego trenera był vakat. Majorek, który prowadził wtedy Stal Mielec, objął je w 1973 roku. Zastrzegł sobie, że Czerwiński będzie mu pomagał. – Jestem mu dozgonnie wdzię­czny, że dał mi kopniaka w górę. Zawsze powtarzam, że olimpijski medal był sukcesem nie moim, ale całej dyscypliny, że pracowali na niego też klubowi szkoleniowcy – mówi Majorek.

Dymisja na... plecach

Na MŚ w 1974 roku reprezentacja miała wejść do ósemki. – A my zajęliśmy 4. miejsce. Dla świata piłki ręcznej była to niespodzianka, a dla nas dowód na to, że opłaca się ciężko pracować – mówi Majorek.

4 lata później 6. lokata podczas MŚ w Danii dała drużynie kwalifikację do IO 1980 w Moskwie, ale Majorek został zmuszony do rezygnacji. – Nastąpiło „zmęczenie materiału”. Kiedy miałem lecieć na jakiś kurs do Portugalii, na lotnisku sekretarz generalny ZPRP Marian Golimowski przekazał mi wiadomość od prezesa zwią­zku, że mam się podać do dymisji, albo sami mnie zdymisjonują. Rezygnację napisałem na kartce na... plecach Golimows­kiego – śmieje się Majorek.

W PM Tarnów przyjęto go z otwartymi rękoma. W klubie pracował jednak niezbyt długo. Przez dwa lata prowadził reprezentację Luksemburga. W 1980 roku poleciał z nią na Wyspy Owcze na MŚ grupy C, zajmując 7., przedostatnią lokatę. – Zawodnicy sami zapłacili za wyjazd. Za mnie też zapłacono – mówi.

Emiraty i emerytura

W 1981 roku na wyjazd do Zjednoczonych Emiratów Arabskich namówił go pracujący tam Syryjczyk, który w Polsce skończył AWF. Poleciał 9 września. Żona (od 1960 roku) Zofia i córka Bernadetta (dziś lekarka Majorek-Olechowska) miały przyjechać o niego 15 grudnia, ale uniemożliwił to stan wojenny.

– To było coś strasznego. Nie miałem żadnych wieści z Polski. Nie wiedziałem, na czym polega ten stan wojenny. W pierwszy dzień świąt poszedłem na
plażę. Nagle usłyszałem, jak dziecko krzyczało: „Mamo, mamo!”. Zacząłem iść w jego kierunku. Matka wołała: „Odejdź, bo ten chłop tak blisko do ciebie podchodzi”. Wyjaśniłem jej, że jestem Polakiem. Przedstawiła się: „Jestem Krystyna”. Jej mąż był inżynierem z Krakowa. Trochę potem odżyłem... – opowiada.

Przez 3 lata prowadził klub Al Jazzera Abu Dhabi, zdobywając po 2 mistrzostwa i puchary kraju. Po roku pracy w PM Tarnów wrócił do ZEA. Z Al Wahta Abu Dhabi sięgnął po krajowy puchar, z ekipą młodzieżową ZEA po mistrzostwo Zatoki Arabskiej. – W Abu Dha­bi jest katolicki kościół. Przyrzekłem tam sobie, że już nie będę pracował w Emiratach – zdradza. Słowa... nie dotrzymał.

Wrócił do Polski. Jak się okazało, na 3 lata. Prezesem ZPRP był Czerwiński, który zaproponował mu prowadzenie „młodzieżówki”. Zakwalifikował się z nią na MŚ, ale zamiast do Tu­nezji poleciał do ZEA. I to na 6 lat. Znowu odnosił tam sukcesy. Z Al Wosel Dubaj i z Al Ain zdobył mistrzostwo, a z Al Jaz­zera Abu Dhabi puchar kraju. W sumie w ZEA spędził 13 sezonów.

W 1998 roku wrócił do Polski. W PM prowadził młodzież. Z eki­pą ze Skrzyszowa awansował do finałów MP juniorów oraz zdobył złoto w MP LZS-ów.

Dziś jest emerytem. Pomaga III-ligowej ekipie z Libuszy k. Biecza, gdzie pasjonatem piłki ręcznej jest Wojciech Bajorek. Po tylu latach przygody z han­d­ballem ciągle go mu mało. – Chce mi się jeszcze pracować, a nie mam gdzie – nie kryje 77-letni trener klasy mistrzowskiej.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski