MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Z ulicy do Carnegie Hall

Redakcja
Motion Trio - kariera na amerykańską modłę i z Ameryką jako celem

Od lewej Marcin Gałażyn, Janusz Wojtarowicz i Paweł Baranek

Dwaj z nich - lider Janusz Wojtarowicz i Marcin Gałażyn - zaliczyli streety, czyli granie na ulicach, placach, w knajpkach, barach.
- Dzięki temu wiem, jak wygląda Wiedeń, nie zgubię się we Freiburgu, Zurychu, Rzymie, Strasburgu, Lyonie, Dijon, Bazylei... - _wyliczał Janusz Wojtarowicz. Francuscy kloszardzi za 10-20 franków za godzinę ostrzegali mnie, gdy zbliżał się patrol policji.
- Objeździłem pół Europy z akordeonem, sam i z zespołem flamenco. Graliśmy też w Krakowie na Floriańskiej. Uważam ten okres za bardzo udany, wiele dzięki temu się nauczyłem - to Marcin Gałażyn.
Tak opowiadali mi muzycy Motion Tria w 2000 roku; dziś, mówią, by dodać do tego jeszcze z trzy lata, kiedy już razem, czyli jeszcze Paweł Baranek, grali na ulicach w wielu częściach Europy. -
Ostatni raz w Niemczech, nad Jeziorem Bodeńskim, bo chcieliśmy zarobić m.in. na ekspres z Krakowa do Warszawy, gdzie mieliśmy wystąpić z Boby McFerrinem - śmieje się Wojtarowicz. - _A przy okazji ćwiczyliśmy nasz program.
Od pięciu lat już na ulicach zarabiać nie muszą, występują wystarczająco wiele w salach koncertowych, na liczących się festiwalach albo w miejscach tak prestiżowych, jak wiedeński klub zmarłego niedawno Joe Zwinula. 13 stycznia wystąpią w legendarnej Carnegie Hall. To było jedno z marzeń Janusza Wojtarowicza. Na realizację dawał sobie 10 lat; zdarzy się o trzy lata wcześniej.
Poznali się w krakowskiej Akademii Muzycznej.
Marcin Gałażyn (kolor jego obfitej koafiury sprawia, że koledzy mówią o nim "Rudy") na akordeonie zaczął grać jako 6-latek. Teraz ma 26 lat więcej. Pochodzi z Mazur, z Augustowa, średnią szkołę ukończył w Białymstoku. Przyjechał do Krakowa.
Paweł Baranek, 29 lat, akordeon wziął do rąk w rodzimym Kozłowie, 20 km od Miechowa, jako 10-latek. Potem było tarnowskie Liceum Muzyczne. I studia - zakończone z bardzo dobrym wynikiem. Były też nagrody w międzynarodowych konkursach akordeonowych.
Lider - Janusz Wojtarowicz zaczął grać na akordeonie jako 7-latek dzięki ojcu, który był kierownikiem rabczańskiej filii Szkoły Muzycznej I stopnia w Nowym Targu. - Był niesamowitym pasjonatem, gdy byliśmy mali, z lizaków nutki nam robił, potem stworzył z nas muzykującą rodzinę, wygrywaliśmy rozmaite konkursy - opowiadał mi Janusz o ojcu, Eugeniuszu Wojtarowiczu. Krakowskie Liceum Muzyczne ukończył z wynikiem z bardzo dobrym, na studiach już mu się to nie udało. On już wtedy aktywnością wykraczał poza mury uczelni, wtedy jeszcze dzielącej budynek z PWST. Napisał muzykę do "Snu srebrnego Salomei", który jako spektakl dyplomowy przygotowywał Jerzy Jarocki, asystował Stanisławowi Radwanowi, gdy ten tworzył muzykę do tegoż spektaklu w Starym Teatrze. Po III roku studiów wziął urlop dziekański i wybrał granie "na streecie". Powrócił na uczelnię, napisał znakomitą muzykę do równie wspaniałego spektaklu Grupy Rafała Kmity "Wszyscyśmy z jednego szynela". W roku 1996 podjął decyzję, by założyć Motion Trio, które szybko okrzepło w obecnym składzie.
Grand Prix IV Międzynarodowego Konkursu Współczesnej Muzyki Kameralnej (wtedy im. Krzysztofa Pendereckiego) umocniło ich pozycję. I dodało wiary w sens tego, co robią. Sprawiło też, że organizator konkursu - Instytut Sztuki postanowił trio wesprzeć, pomagał wyjeżdżać za granicę, a przede wszystkim załatwił muzykom znakomite włoskie akordeony marki Pigini. Teraz już zespół ma je na własność.
Na dawnych, starych, zniszczonych na ulicy, nie mieliby szans grać w liczących się miejscach ani występować u boku takich sław, jak McFerrin, Tomasz Stańko, Michał Urbaniak czy Trilok Gurtu.
Przełomowym momentem było pięć jesiennych występów w 2004 roku w klubie Birdland Joe Zawinula w Wiedniu. Później coraz częściej jeździli po świecie, dziś to już 28 krajów, zaczęli być zapraszani na festiwale - w Montrealu, gdzie znów spotkali się z McFerrinem, w Szwecji, Holandii, na Tajwanie... Reprezentowali Kraków na Expo w Japonii. Zaczęli bywać w USA.
- Cała moje rodzina, dzięki dziadkowi, wyemigrowała po jego śmierci na początku lat 90. do USA, ja postanowiłem, że chętnie będę odwiedzał ten kraj, jak coś osiągnę w Polsce - mówił mi Janusz Wojtarowicz przed laty.
Osiągnął. Bo łączy talent, pasję i pracowitość. I wie, czego chce. - Chcemy zostać akordeonowym Kronos Kwartetem - mówił mi siedem lat temu. I opowiadał, że musi dokonać nobilitacji akordeonu, instrumentu nazywanego "wstydem", "zmarszczem", "kaloryferem". A i "świnią", w najlepszym razie - cyją. Kto to jest dżentelmen? To ktoś, kto ma akordeon, ale na nim nie gra - to jeden z żarcików o tym instrumencie.
- Dzięki Grand Prix w Międzynarodowym Konkursie im. Pendereckiego ten instrument dostał certyfikat jakości, udowodnił, że trio akordeonowe może być tym samym co kwartet smyczkowy, że ten przez tyle lat pogardzany instrument wcale nie jest gorszy od fortepianu, skrzypiec, klarnetu - mówił mi przed laty z pasją i radością Wojtarowicz.
Teraz ma lat 36 i już wie, że dopiął swego.
Odwiedzają festiwale jazzowe, rockowe, muzyki współczesnej, jak i modnego kręgu world music. - Motion Trio to trzech akordeonistów grających swoją muzykę - lubi podkreślać lider.
Już zaznał smaku sukcesu. Wojciech Kilar wyraził zgodę, by trio grało jego "Orawę", Krzysztof Penderecki dał zgodę na wykonanie fragmentu "De profundis". Instrumentaliści z Motion Trio już niejednokrotnie przekonali się, że trzy akordeony wystarczą, by wywołać owację na stojąco. Acz tej najdłuższej zaznali po koncercie "Motion Symphony" w Poczdamie, z towarzyszeniem Deutsche Filmorchester Babelsberg. Publiczność biła brawo na stojąco przez kwadrans. A zaaranżował ten program Krzesimir Dębski; niedawno wystąpili razem w Brazylii.
Jutro, w piątek o godz. 19.30, też pojawi się z Motion Trio; zagra na skrzypcach w jednym-dwóch utworach. Koncert w krakowskim kinie Kijów promuje kolejną płytę tria - "Metropolis". Od paru lat płyty Motion Tria - "Pictures From The Street" i "Play-Station" (nakładem niemieckiej Asphalt Tango i brytyjskiej Harmonia Mundi) są obecne w około 30 krajach świata. Ten album trio kieruje głównie do polskiego słuchacza. Jakby chcąc zmienić fakt, że są bardziej znani w świecie niż w Polsce.
- Płyta to nasz muzyczny notes z podróży. Mieszanka zapachów, klimatów i inspiracji muzycznych, czyli tego wszystkiego, o co bogatsi jesteśmy, za każdym razem wracając do domu. Są w tej muzyce związki z filmem (aluzje do Tarantino), są w niej zabawy z dźwiękiem, jest sporo humoru... Łączymy w tych kompozycjach trzy nurty naszej muzyki - symfoniczny, transowej muzyki klubowej i world music... - mówi Wojtarowicz.
We wtorek Motion Trio zagrało ten program, i oczywiście wiele innych wcześniejszych utworów, w kultowej warszawskiej Fabryce Trzciny. Przyjęcie miało owacyjne; po trzech bisach publiczność nadal czuła niedosyt.
Wkrótce znów wyrusza do Niemiec, na Łotwę, gdzie zagra z tamtejszą Sinfonietta Riga, po czym wróci do Niemiec, gdzie czeka ich prestiżowy koncert z WDR Rundfunkorchester.
A w styczniu - Carnegie Hall, marzenie spełnione o trzy lata wcześniej. Niejedyne to spełnione pragnienie; od lat przecież Motion Trio porywa słuchaczy, młodych i starszych. W salach filharmonicznych i na festiwalach, gdzie występują wielkie gwiazdy rocka.
Kto wybierze się do kina Kijów, przekona się, że tak ta muzyka działa.
Wacław Krupiński

Bilety: metropolis.akordeonus.com, a także w PIM (ul. św. Jana 2 w Krakowie) i w kasie kina Kijów.
koncert w piątek o godz. 19.30 w kinie kijów w Krakowie
Fot. Izabella Pajonk-Degardo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski