Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Za mało łóżek dla przewlekle chorych

Iwona Krzywda
Iwona Krzywda
archiwum
Ochrona zdrowia. Na przyjęcie do zakładu opiekuńczo-leczniczego trzeba czekać nawet 1,5 roku. Schorowani seniorzy zajmują więc miejsca w szpitalnych oddziałach.

- Ostatnio po kilkutygodniowym pobycie wypisaliśmy do domu 96-letnią przewlekle chorą pacjentkę. Rodzina robiła wszystko, żeby przedłużyć jej pobyt w szpitalu, chociaż nie było do tego wskazań medycznych, a kiedy w końcu doszło do wypisu, skończyło się na skargach na jakość opieki - opowiada dr n. med. Andrzej Kosiniak-Kamysz, dyrektor krakowskiego Szpitala Specjalistycznego im. J. Dietla. - Nikogo nie zostawiamy pod drzwiami, nie możemy jednak w nieskończoność zatrzymywać pacjentów w szpitalu, nie tylko ze względów finansowych, ale przede wszystkim dlatego, że potrzebujemy wolnych łóżek - dodaje.

Chorych, którzy przebywają na oddziałach, bo poza murami szpitala nie mogą liczyć na właściwą pielęgnację, znaleźć można we wszystkich małopolskich lecznicach. Teoretycznie po zakończeniu terapii opiekę nad nimi powinny przejmować zakłady opiekuńczo-lecznicze. Przewlekle chorym osobom, o których nie może albo nie chce zadbać rodzina, ZOL-e oferują całodobowe wsparcie medyczne. W całym województwie działa 36 tego rodzaju zakładów. Na ich funkcjonowanie tylko w tym roku małopolski oddział NFZ przeznaczył ponad 75 mln zł. To jednak za mało, by zapewnić szybką pomoc wszystkim potrzebującym.

W efekcie ciężko chorzy seniorzy na miejsce w przepełnionych ZOL-ach zmuszeni są czekać miesiącami. Od zeszłego roku fundusz nie kontroluje już listy chętnych, prowadzą je poszczególne placówki. W największym krakowskim ZOL przy ul. Wielickiej, który dysponuje ponad 500 łóżkami, w kolejce zapisanych jest ponad 200 osób, w placówce Serdeczna Troska - ponad 60. Zanim zwolni się tam łóżko, mija nawet półtora roku!

Ci, którzy pomocy potrzebują natychmiast, szukają jej więc w prywatnych placówkach. W Serdecznej Trosce, która działa również komercyjnie, za miesięczny pobyt bez refundacji NFZ trzeba wyłożyć ponad 3 tys. zł. Do tego dochodzą jeszcze koszty zażywanych leków. Chętnych jednak nie brakuje. - Najczęściej są to osoby, które mają przysłowiowy nóż na gardle, bo szpital naciska, żeby opuściły oddział, a rodzina nie jest w stanie zapewnić im opieki w domu. Decydują się więc na opłacenie pobytu, a w tym czasie składają podanie i czekają na wolne miejsce finansowane przez fundusz - opowiada Anna Targosz, kierownik ZOL-u.

W zakładach długoterminowej opieki brakuje miejsc i pieniędzy

- Wszystkie szpitale mają problem z tym, że przewlekle chore osoby przebywają na oddziałach dłużej, niż powinny, bo w zakładach opiekuńczo-leczniczych nie ma wolnych miejsc - mówi dr n. med. Krzysztof Czarnobilski, ordynator Oddziału Chorób Wewnętrznych i Geriatrii krakowskiego Szpitala MSW. - Jeśli opanujemy zaostrzenie choroby, mamy prawo wypisać pacjenta do domu, pozostaje jednak aspekt ludzki. Chory, który nie będzie miał zapewnionej właściwej opieki, prędzej czy później do nas wróci - tłumaczy.

Dla lecznic przedłużanie pobytów po zakończonej terapii oznacza straty finansowe i tłok na oddziałach. Przewlekle chorym pacjentom próbują więc ułatwić zorganizowanie wsparcia poza szpitalnymi murami, zatrudniając do tego zadania specjalnych pracowników.

- W naszym szpitalu taka osoba przeprowadza wywiad z chorym już w momencie przyjęcia na oddział. Współpracujemy z ZOL-ami i staramy się znaleźć w nich wolne miejsce najszybciej, jak to możliwe, pomagamy również zorganizować opiekę domową - opowiada dr n. med. Andrzej Kosiniak-Kamysz, dyrektor Szpitala im. J. Dietla.

Problem dostępu do długoterminowego wsparcia medycznego jednak narasta. Osób, które dożywają późnej starości, przybywa, a pomocy w ZOL-ach coraz częściej szukają również młodsi, wymagający stałej opieki np. w wyniku wypadków komunikacyjnych. - Średnia wieku naszych podopiecznych w pierwszym półroczu tego roku wynosiła tylko 67 lat - wskazuje dr n. med. Janusz Czekaj, dyrektor naczelny krakowskiego ZOL-u przy ul. Wielickiej.

Patrząc na kolejkę chorych rosnącą przed drzwiami , dyrekcja tej placówki właśnie podjęła decyzję o budowie kolejnego V pawilonu. Budynek ma być gotowy w 2018 roku, a miejsce znajdzie tam 120 pacjentów.

Jak podkreśla dyrektor Czekaj, przyszłość funkcjonowania przepełnionych ZOL-ów pod dużym znakiem zapytania stawiają jednak niskie wyceny oferowanych przez nich świadczeń. Zgodnie z obowiązującymi przepisami, za pobyt i wyżywienie w tego rodzaju zakładzie pacjent płaci z własnej kieszeni, ale nie więcej niż równowartość 70 proc. swoich miesięcznych dochodów. Jeśli jego źródłem utrzymania jest zasiłek, kwota, którą zostawia w kasie, nie przekracza kilkuset złotych.

Za opiekę medyczną i pielęgnacyjną zwraca fundusz. - Większość tych środków przeznaczamy jednak na wynagrodzenia pracowników. Nowe publiczne ZOL-e nie powstają przede wszystkim ze względu na niskie finansowanie. Od 2008 roku w zasadzie nie było w tym zakresie żadnych podwyżek, apelujemy o nie, ale na razie bez zrozumienia - mówi dr Czekaj.

Problemu z budżetem nie mają jedynie placówki prywatne. Nawet jeśli współpracują z funduszem, na swoje utrzymanie mogą bowiem dorobić, oferując pobyty komercyjne. Miejsce bez zapewnionej refundacji z NFZ znaleźć można właściwie od ręki, jeśli tylko chory gotowy jest wyłożyć z własnej kieszeni kilka tysięcy miesięcznie. - Skoro mamy już tak rozbudowaną bazę placówek komercyjnych, warto byłoby to wykorzystać i znaleźć pieniądze na opłacenie tam świadczeń. Takie rozwiązanie pomogłoby zwiększyć dostęp do opieki nad przewlekle chorymi - uważa dr Czarnobilski.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski