Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zadyszany tygrys, osłabły smok

Redakcja
Odkąd pod koniec lat 70. Deng Xiaoping zainicjował reformy gospodarcze i rozpoczął uchylanie drzwi na świat, Chiny zaczęły się rozwijać, i to w tempie przyprawiającym o zazdrość gospodarki "starego świata". Pragmatycy, którzy przejęli od szalonych wizjonerów pokroju Mao Zedonga władzę w Komunistycznej Partii Chin, wezwali naród do bogacenia się. I naród wziął to sobie do serca. Zdawałoby się niespożyta energia Chińczyków (którzy po dziesięcioleciach tłamszenia wielu podstawowych przejawów ludzkiej aktywności - w tym przedsiębiorczości - mogli bez obaw o ideologię wziąć się do pracy) przełożyła się na wzrost gospodarczy sięgający nawet kilkunastu procent rocznie, na wydźwignięcie setek milionów osób ze skrajnego ubóstwa, i na przekształcenie zacofanego kraju w modernizujące się mocarstwo.

Wymierne liczby

Osiągnięcia państwa, w którym rządy sprawowane są silną ręką, a gospodarka jest centralnie planowana, sprawiły, że zaczęto mówić o przewadze autokratycznego "modelu chińskiego" nad demokratycznym modelem zachodnim. Niektórzy piewcy chińskiego sukcesu zdawali się zapominać, że także na Zachodzie gospodarki młodsze (na przykład polska) rozwijają się szybciej niż stare (na przykład niemiecka, która wpadła właśnie w recesję). Jednak zawrotne tempo rozwoju chińskiej gospodarki zdawało się najlepszym, bo praktycznym dowodem na słuszność strategii przyjętych przez Pekin. Chińska machina gospodarcza rozpędziła się nawet do tego stopnia, że trzeba było ją "schładzać", aby nie nastąpiło "przegrzanie".
Ale teraz to się zmienia. Otwierając się na świat, Chiny otwarły się także na jego problemy. Kryzys, w jaki wpadła ostatnio światowa gospodarka, uderzył także w Państwo Środka i pokazał groźniejsze oblicze współzależności, jakie wytwarza postępująca globalizacja. Czwarta co do wielkości gospodarka świata łapie zadyszkę na równi z innymi, a mumia Mao Zedonga, który roił sobie całkowitą samowystarczalność Chin, przewraca się w kryształowej trumnie w pekińskim mauzoleum.
Sytuacja przerosła przewidywania analityków - produkcja przemysłowa w Chinach rosła w październiku najsłabiej od siedmiu lat, bo o 8,2 proc., czyli o ponad 3 punkty mniej niż we wrześniu. W całym trzecim kwartale wzrost gospodarczy wyniósł 9 proc. - najmniej od pięciu lat. Pekin oficjalnie przyznał, że gospodarce Chin może wkrótce grozić drastyczny spadek tempa wzrostu. Rzecz jasna, jest ono wciąż wysokie w porównaniu z krajami Zachodu, ale wyraźnie mniejsze od dwucyfrowych wyników z lat ubiegłych, kiedy wydawało się, że chińskiej gospodarki nic nie jest w stanie zatrzymać w niestrudzonym pędzie.
Rządzący przyznają, że perspektywy dla rynku zatrudnienia są ponure. Najbliższa przyszłość nie zapowiada się różowo - bezrobocie w przyszłym roku wzrośnie, w miarę jak przedsiębiorstwa będą zamykane z powodu niedostatku zamówień. W tym roku stopa bezrobocia ma jeszcze wynieść planowane 4,5 proc., ale w przyszłym tego poziomu nie uda się już utrzymać. Przed największymi problemami stoją zwłaszcza mali i średni przedsiębiorcy, na dużą skalę wykorzystujący pracę fizyczną i umysłową i od lat czerpiący garściami ze strumienia młodych i energicznych ludzi, dążących z prowincji do metropolii w poszukiwaniu dobrobytu.
Spadek wzrostu gospodarczego w połączeniu ze zwiększającą się przepaścią między bogatymi i biednymi może podkopać fundamenty obecnej władzy. Ponieważ chińscy przywódcy zbudowali swoją pozycję na realizacji obietnicy poprawy warunków życia, perspektywa społecznego niezadowolenia y pogarszającej się sytuacji spędza im sen z powiek. Pojawiają się zapowiedzi, że osłabienie gospodarki może zwiększyć skalę tzw. masowych incydentów, jak rząd eufemistycznie określa protesty społeczne ze strony poszkodowanych. Minister bezpieczeństwa publicznego przestrzegł siły policyjne, by były "w pełni świadome wyzwań, jakie przynosi światowy kryzys finansowy". Protesty społeczne w Chinach, często przybierające brutalną formę, dotyczą głównie lokalnych problemów, takich jak nielegalne zajmowanie terenów mieszkalnych pod inwestycje infrastrukturalne, zanieczyszczenie środowiska czy korupcja urzędników niższego szczebla, i są dużo częstsze, niż to relacjonują media kontrolowane przez państwo.
Rosnące od lat płace obecnie tnie się na potęgę, by zbilansować budżety przedsiębiorstw. W niektórych przypadkach obniżki sięgają nawet trzech czwartych. Dla osób, które na fali rozwoju gospodarczego zainwestowały we własne mieszkania i założyły rodziny, to bolesny cios. Troska rządu o zatrudnienie przybiera formę bezpośredniej interwencji - władze niektórych prowincji wymagają od przedsiębiorstw wystąpienia o oficjalne pozwolenie na zwolnienie więcej niż 40 pracowników. Zwłaszcza w regionach nastawionych na produkcję przemysłową, jak południowa prowincja Guangdong, liczba zamkniętych w tym roku firm idzie w dziesiątki tysięcy, zaś zwolnionych pracowników w setki tysięcy.
Na naszych oczach odwraca się kierunek wielkiej chińskiej migracji. Ludzie od lat przenosili się z głębi kraju na rozwinięte wschodnie wybrzeże oraz z małych do wielkich ośrodków miejskich w poszukiwaniu dobrze płatnej pracy i lepszego życia. Teraz oblegane są również pociągi kursujące z metropolii na prowincję, coraz bardziej pustoszeją przyzakładowe bloki mieszkalne i noclegownie, właściciele jadłodajni i tanich sklepów dla robotników notują spadek dochodów. Na dodatek dzieje się to akurat w sezonie, kiedy przedsiębiorstwa zwykle zwiększają produkcję, by zaspokoić głód towarów przed Bożym Narodzeniem. Ponad połowę wytwórców zabawek załamanie rynku zmusiło do zamknięcia interesu. Ale dziś zachodni klienci mają mniej pieniędzy na zbyciu, pamiętają też jeszcze afery z toksycznymi artykułami dla dzieci i innymi niebezpiecznymi produktami, które poważnie nadszarpnęły wizerunek towarów "made in China". Skoro Zachód nie chce lub nie jest już w stanie kupować w ilościach takich, jak przedtem, Chiny też nie są już w stanie sprzedawać tyle, co kiedyś.
Słabnie nie tylko eksport; także import zanotował duży spadek. Oznacza to, że sami Chińczycy kupują mniej. Chodzi nie tylko o osoby indywidualne, lecz także o przedsiębiorstwa, które nabywają teraz mniej zagranicznych maszyn i urządzeń, komponentów przemysłowych i surowców, takich jak na przykład stal. Rząd od lat próbował zmniejszyć zależność kraju od eksportu i zachęcić konsumentów do zwiększenia wydatków. Jednak sprzedaż detaliczna, choć przyrastała dotąd w tempie ponad 20 procent, wciąż ma zbyt mały udział w gospodarce, by zrównoważyć zewnętrzne kłopoty.
Nie wszystko jednak idzie źle. Rosnąca od pewnego czasu inflacja spadła w październiku z 4,3 do 4 procent. To dobra wiadomość dla rządu, który planuje zaordynować gospodarce potężny zastrzyk finansowy - równowartość 586 mld dolarów, które zostaną przeznaczone na rządowe inwestycje w infrastrukturę (m.in. lotniska i autostrady), obniżkę podatków dla eksporterów oraz pomoc dla rolników i najuboższych.
Problemy ma też Tajwan (uważany przez rząd w Pekinie za "zbuntowaną prowincję") - gospodarka wyspy u wybrzeży Chin zwalnia, eksport spadł o ponad 8 procent w stosunku do zeszłego roku. Poza kolejnymi obniżkami stóp procentowych rozwiązaniem ma być bon towarowy, opiewający na 3600 dolarów tajwańskich (330 zł). Jeśli plan zostanie ostatecznie przyjęty, każdy z 23 milionów mieszkańców Tajwanu otrzyma w styczniu bon do dowolnego wykorzystania w sklepach, restauracjach i supermarketach.

Niewymierne uczucia

Co się stanie, jeśli setki milionów Chińczyków stracą wiarę w to, co od lat obiecywała im władza - że mogą wypracować sobie lepsze życie?
Rządzący dziś Chinami pragmatyczni spadkobiercy ideologicznych komunistów po mistrzowsku zagospodarowali kluczowy element dziedzictwa dawnego cesarstwa: świętość osoby cesarza. To do Syna Niebios przez stulecia ciągnęli ludzie z całego kraju, by w stolicy przedstawić swoje krzywdy, wyjednać dla siebie zadośćuczynienie, a dla zepsutych lokalnych notabli karę. Także dziś protesty zwykłych Chińczyków wymierzone są przede wszystkim w nadużycia na niższych szczeblach władzy. Skandal ze skażonymi melaniną odżywkami dla dzieci, tragedia źle pobudowanych szkół, pod których gruzami masowo ginęli uczniowie podczas majowego trzęsienia ziemi w prowincji Syczuan, niehumanitarne nadużycia przy budowie obiektów olimpijskich - wszystko to wywołuje krytykę głównie władz lokalnych, rzadziej zaś centralnych. Te ostatnie postrzegane są jako sprawiedliwa instancja najwyższa, uosobienie dobroci i mądrości, ostatnia deska ratunku, gdy skorumpowane niższe szczeble władzy zawiodą. To odseparowanie funkcjonowania aparatu państwowego od intencji jego zwierzchników przypomina nieco przekonanie więźniów łagrów, którzy mawiali "gdyby Stalin o tym wiedział, to by do tego nie dopuścił".
Pekin ma wciąż duży zapas społecznego zaufania, który zapewne pozwoli rządzącej ekipie przetrwać najgorsze bez nieodwracalnego uszczerbku dla swojej pozycji. Ale aby tak się stało, Chińczycy potrzebują wiary, że obecne trudności to tylko chwilowe wyboje na prostej drodze ku lepszej przyszłości. Chińska gospodarka opiera się na pracowitości i przedsiębiorczości ludzi, którzy chcą żyć w warunkach lepszych niż te, w których przyszło żyć ich rodzicom. Ta ambicja to bodaj największy atut tej gospodarki. Chińczycy są dziś zaniepokojeni i rozczarowani, ale wciąż stanowią siłę zdolną podźwignąć Państwo Środka z kryzysu. Potrzebują tylko wiary. I o rozniecenie tej wiary na nowo rząd w Pekinie starać się teraz musi najbardziej.
Dawid Juraszek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski