MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zaglądanie do koszyka

Redakcja
Politycy uwierzyli w mądrość Clintona ("Gospodarka, głupcze”) i zajęli się ekonomią. Dwóch profesorów, jeden były minister, drugi aktualny, debatowali nad konstrukcją systemu emerytalnego. Robili to tak, jakby byli w sali wykładowej, gdzie zlani potem studenci usiłują nadążyć za tokiem myśli Mistrza. Obaj mieli rację. Balcerowicz jako ekonomista, Rostowski jako polityk.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

Logika obu tych sfer jest zupełnie odmienna. Dla ekonomisty ważna jest stabilność gospodarki i jej bezpieczny wzrost za kilka lat. Polityk myśli o bezpieczeństwie posad, własnej i kolegów, po najbliższych wyborach. Sprzeczne interesy może pogodzić tylko przywódca, którego u nas od dawna nie widziano.

Świetnie dali sobie natomiast radę prowadzący dziennikarze. Działali jak pręty grafitowe w reaktorze atomowym. Obniżali temperaturę, nie dopuścili do eksplozji. W sytuacji, kiedy dyskutanci nie pałają do siebie miłością, to duża sztuka.

Gratuluję im pamiętając, jaki horror przeżywałem w studio 20 lat temu. Miałem prowadzić debatę kandydatów na prezydenta, Tymińskiego i Wałęsy. Nie wiedziałem, co zrobić, kiedy skoczą sobie do gardeł. Na szczęście Stan z Kanady postanowił nie ryzykować i do studia nie przybył. Z radością ogłosiłem koniec dyskusji, której nie było.

Znacznie bardziej widowiskowa była wyprawa lidera opozycji do sklepu spożywczego. Jego doradcy tak to zorganizowali, że za Gierka straciliby pracę. Nie przygotowano ani operacji, ani głównego aktora, który ogłosił, iż w ciągu 5 lat ceny żywności wzrosły o 130 proc. Dziennikarze szybko przeliczyli wartość koszyka prezesa i obśmiali go, że sporo przepłacił. Przy okazji spostponował klientów "Biedronki” jako biedotę, co jest ryzykowne. Kupuje tam kilka milionów ludzi, mogą się odwinąć.

Przy wszystkich jednak ułomnościach ekspedycji na zakupy temat jest znacznie ważniejszy od OFE. Ceny wymknęły się w Polsce nie tyle spod kontroli, co ze sfery zdrowego rozsądku. W Unii Europejskiej mamy ceny bliskie czołówki tabeli drożyzny, a płace na jej dole. Tworzy to nie tylko absurd logiczny, ale mieszankę piorunującą politycznie.

Naprawdę bardzo źle to wygląda. Czegokolwiek dotknąć, jest na ogół droższe niż u sąsiadów z zachodu. Oni zarabiają 3 – 4 razy więcej od nas, płacą mniej. Jest to nielogiczne społecznie i bzdurne ekonomicznie. Koszty pracy stanowią dużą część ceny na półkach sklepowych. Jeśli zarobki i świadczenia socjalne w RFN są znacznie wyższe niż u nas, dlaczego jeździmy do nich kupować tańsze proszki do prania, cukier i dziesiątki innych towarów?

Ceny nas dławią, drożyzna chwyciła za gardło nie tylko najbiedniejszych. Miesięczne rachunki za prąd i gaz mogą wywołać atak serca. Należą do najwyższych w Europie, a ich konstrukcja uderza bezczelnością. Różne opłaty dodatkowe niekiedy przewyższają koszt samego prądu i gazu. Niby jest kontrola nad dostawcami, ale albo nieskuteczna, albo pozorna.

W marcu zaatakowały nas listy polecone od lokalnych władz. Po przeczytaniu niektórzy mogą podejrzewać, że nadawcy zwariowali. Opłaty za dzierżawę wieczystą wzrosły dwa, trzy, pięć – razy nie procent. Najpierw zapłacimy o kilkaset lub kilka tysięcy złotych więcej za grunt, na którym stoi nasze mieszkanie czy dom. Później zapłacimy drożej za wszystko, bo każdy rosnący koszt trafia szybko z powrotem do nas.

To my płacimy za wszystko. Jeśli inwestor walczy kilka lat z wrogimi urzędnikami i pseudodziałaczami ochrony przyrody, to kwoty za prawników i koszt zamrożonego kapitału nie płacą ani urzędnicy, ani krzykliwi cwaniacy, tylko my. Jeśli czynsze za sklepy w Warszawie przypominają te z Londynu, to z czyjej płacone są kieszeni? Koszt wynajęcia mieszkania w dużych miastach RFN jest niższy niż w Polsce, bo tam nie ma dzierżaw wieczystych ani walk z urzędnikami.

Nawet za transakcje kartami kredytowymi płacimy najdrożej w Europie. Powód? Nikt nie pyta, więc opłaty są spokojnie pobierane.

Ceny żywności są sumą kosztów energii elektrycznej, gazu, paliw, czynszów, opłat lokalnych, stawek za wodę. Żywność w Polsce jest zdecydowanie za droga na kieszenie większości Polaków.

Dobrze byłoby, żeby rząd, szczególnie teraz, przed wyborami, podjął kontrofensywę przeciwko wysokim cenom. Gdyby politycy setną część energii, zużywaną na wzajemne ataki, wykorzystali na demontaż mechanizmów nakręcających ceny, zaczęlibyśmy wracać do normalności.

To jest też zadanie dla nas. Musimy być twardsi. Jak Amerykanie, którzy własnymi portfelami wymuszają niskie ceny. Kupują tam, gdzie tanio. Dlatego na żywność wydaje się tam mniej niż u nas, a europejskie samochody kosztują o 30 – 40 procent taniej.

Koszyk z zakupami prezesa i wrzawę wokół niego już zapomniano. Niesłusznie, bo tkwi w nim problem, który nas wszystkich gnębi. Musimy nacisnąć rząd i siebie, żeby go rozwiązać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski