Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zatrzasną się ostatnie drzwi

Dorota Abramowicz
Ryszard Gawerski trzyma klucz do Bramy Nizinnej w Gdańsku
Ryszard Gawerski trzyma klucz do Bramy Nizinnej w Gdańsku Fot. Przemek Świderski
Ludzie. Przed Ryszardem Gawerskim nie ma żadnych tajemnic, potrafi otworzyć każde drzwi, stare kufry i skarbce. Jest twórcą m.in. gabloty zabezpieczającej słynną bursztynową monstrancję księdza H. Jankowskiego.

Gdańskie piekarnictwo poniosłoby niepowetowaną stratę, gdyby nie umiejętności 12-letniego Rysia Gawerskiego. W połowie lat 50. podczas zabawy w chowanego w jednej z kas pancernych na podwórzu we Wrzeszczu zamknął się jego kolega z sąsiedniego podwórka, dziś właściciel piekarni. Mały Rysio, przypominając sobie o tym, co podpatrzył w firmie taty, otworzył sejf z podduszonym chłopcem w ostatniej chwili...

To jedna z wielu anegdot o Ryszardzie Gawerskim, zwanym przed laty przedstawicielem „rodu kasiarzy”. Właścicielu najstarszej w Polsce, odziedziczonej po ojcu Witoldzie firmy, produkującej urządzenia broniące przed włamaniem i kradzieżą. Wynalazcy z 50 patentami i kolekcjonerze, którego zbiory zamków, kłódek, skarbców, kluczy są jedną z trzech, obok niemieckiej i amerykańskiej, największych kolekcji na świecie.

Ostatnio wiele się w życiu Ryszarda Gawerskiego zmieniło. Kolejne pokolenie nie rwie się do kontynuowania tradycji, syn mieszkał za granicą, córka robi karierę w innej branży. Firma się rozwija, ale nie jest już własnością rodzinną. Choć nadal nazywa się „Gawerski”, stała się spółką, w której Ryszard jest współudziałowcem.

A kolekcja? Kolekcja, która opowiada o ośmiu wiekach historii zamkarstwa, liczy już prawie trzy tysiące eksponatów. - Nie wiem, co z tym robić - wzdycha gdański „kasiarz” - Jestem coraz starszy, zdrowia brakuje. Trzeba będzie zdecydować, gdzie przekazać eksponaty. Zawsze marzyłem, by zbiory pozostały w Gdańsku.

Mieście, do którego tuż po zakończeniu wojny przyjechał z Wilna jego ojciec. Założył zakład, w którym naprawiano i produkowano szafy pancerne, zamki, szyfrowe zamki skarbcowe. Równocześnie zbierał wszelkiego rodzaju urządzenia zamykające. Pasję odziedziczył po Witoldzie syn. Jego marzenie może się jednak nie spełnić.

Skarby, Niemen i wyścig z czasem

Opowiadania o skarbach i dużych pieniądzach, nadziejach i rozczarowaniach z nimi związanych zawsze fascynowały ludzi. Niektóre sprawy, w tym poszukiwania wodnego sejfu bankowego Deutsche Bank pod Długim Targiem w Gdańsku, do dziś zostały tajemnicą.

- Przed 20 laty zobaczyłem artykuł o zalanym sejfie, w którym Niemcy mieli zdeponować zaginione skarby bazyliki Mariackiej - mówi Gawerski. - To rozpalało wyobraźnię. Zaoferowałem pomoc w otwarciu sejfu po jego ewentualnym odnalezieniu, ale sprawę zaczęto wyciszać. Odwoływano umówione spotkania, wycofywano deklaracje pomocy. Ostatecznie w pobliżu miejsca ukrycia skarbca wybudowano hotel i temat został zamknięty. Do dziś myślę, co na to wpłynęło...

Kiedyś zastanawiał się, czy nie wydać książki, opisującej barwne przygody rodziny związane z otwieraniem kas, zamków i skarbców. Nie tylko po to, by coś w środku znaleźć, czasem, by uratować życie.

- W połowie lat 90. XX wieku banki przygotowywały się do denominacji złotego - wspomina. - W jednym z nich skarbnik postanowił sprawdzić, czy i jak długo można pracować przy zamkniętych drzwiach skarbca. Problem w tym, że ów skarbiec nie miał żadnego urządzenia, pozwalającego na otwarcie go od wewnątrz.

Pracownik banku wszedł do wnętrza, mechanik zamknął potężne drzwi. Kiedy próbował je otworzyć, okazało się, że mechanizm się zaciął. Najpierw bankowcy próbowali uwolnić skarbnika z pułapki, wreszcie dyrektor zdecydował wezwać na pomoc firmę „Gawerski”.

To był wyścig z czasem. Upływały kolejne godziny. W skarbcu brakowało tlenu, a drzwi, umieszczonych za potężną ścianą nie można było ani przewiercić, ani przepalić palnikiem. Uwięziony mężczyzna przez telefon coraz słabszym, przerażonym głosem mówił o pogarszającym się samopoczuciu. Żegnał się z życiem.

Dopiero po 12 godzinach udało się otworzyć drzwi. Przyczyną awarii był błąd mechanika, który zamykając pracownika banku, zapomniał założyć jednej małej zawleczki.

Ryszard Gawerski spisał kilkadziesiąt takich przygód. W grubej teczce można też znaleźć anegdotyczną opowieść o Czesławie Niemenie, który na zapleczu Opery Leśnej w Sopocie zatrzasnął drzwi samochodu ze sprzętem muzycznym, pozostawiając kluczyk w stacyjce. Gawerski wprawdzie szybko otworzył auto, ale zamykając w ciemności jego drzwi, przytrzasnął słynnemu muzykowi palce. - Kiedy parę dni później oglądałem retransmisję z koncertu w Operze Leśnej, zobaczyłem na palcach Niemena opatrunek - wspomina. - Nie wytrzymałem, zawołałem dzieci, by powiedzieć, że to moja robota.

Niewidoczna ręka złodzieja
Odrębny temat to współpraca Gawerskiego z organami ścigania. Jego ekspertyzy nie raz wskazały „rękę złodzieja”. - Zaproszono mnie do sklepu, w którym doszło do włamania - opowiada. - Kłódki przepiłowano, ale kasę pancerną, skąd zabrano sporo pieniędzy, złodziej otworzył bez uszkodzenia zamków. Zauważyłem, że zapadki obu zamków zostały wcześniej rozpiłowane. Dzięki temu wystarczył kawałek drutu, by sejf stanął otworem. A to wskazywało, że złodziejem jest osoba, która miała wcześniej dostęp do kluczy. Policja wykorzystała te informacje i szybko wskazała sprawcę - pracownika sklepu.

Obecnie złodzieje wykorzystują nowocześniejsze metody.

- Niektóre fabryki w USA i Europie produkują narzędzia do „bezśladowego” otwierania zamków - mówi Ryszard Gawerski. - Widziałem je na targach w Poznaniu, ofertę kierowano do serwisantów kas. To bardzo niebezpieczne urządzenia, które przez wibracje powodują rozpychanie zapadek. Ich zastosowanie sprawia dodatkowe kłopoty okradzionym. Nie dość, że tracą majątek, to jeszcze mają problem z firmami ubezpieczeniowymi, które przy braku śladów włamania nie chcą wypłacać odszkodowań. To problem na wielką skalę, skonstruowałem więc „nieczuły” na wibrację zamek szyfrowy mechaniczny „Glejt” i opatentowałem go. Dziś moim wynalazkiem interesuje się brytyjska firma.

Wyścig ze złodziejami zapewne nigdy się nie skończy. Chociaż, jak twierdzi Gawerski, niektóre jego rozwiązania są nie do przejścia dla włamywaczy. Jakie? - To tajemnica - ucina temat. Buduje zabezpieczenia „na miarę”, które zastąpiły sejfy umieszczane za obrazem. Niektóre otwierają się po rozpoznaniu odcisku palca właściciela lub po zeskanowaniu soczewki jego oka. Stworzył gablotę zabezpieczającą słynną bursztynową monstrancję ks. Jankowskiego. Ostatnio skonstruował specjalnie zabezpieczoną szafę, która chroniąc wartą setki tysięcy euro kolekcję broni, pozwala na jej prezentację.

Opowiadając o konstrukcji szafy, zerka na półki w sąsiednim pomieszczeniu, gdzie leży część zgromadzonej przez dwa pokolenia rodziny Gawerskich kolekcji. Jej losy leżą mu najbardziej na sercu.

Może Warszawa, może Genewa

Obok klucza do Bramy Nizinnej stoi mała armatka. Skonstruowano ją w celu... zabicia złodzieja. Sprężona z ruchem drzwi sejfu strzelała w serce intruza, który wyciągał ręce po cudzą własność. Wśród eksponatów jest także średniowieczna kłódka do pasa cnoty, są kilkusetletnie kołatki, klamki, kajdany galernika i niepozorny, ale niosący ogromną wartość emocjonalną drewniany zamek, skonstruowany w obozie Stutthof przez więźnia, ojca jednego z gdańskich profesorów.

Wieści o zbiorach rozeszły się po kraju i świecie. Interesują się nimi naukowcy i potencjalni kupcy. Jakiś czas temu Ryszarda Gawerskiego odwiedziło trzech Szwajcarów z ofertą zakupu części kolekcji. Zaoferowali wysoką kwotę, wystarczającą na godną emeryturę po kres życia. Odmówił.

- Z dwóch powodów - wyjaśnia. - Nie chcę rozpraszać kolekcji. I wolałbym, żeby stąd nie wyjeżdżała.

Wbrew pozorom, zainteresowanie unikatowymi zbiorami Gawerskich nie jest w Gdańsku zbyt duże. Dziś w Muzeum Historii Miasta Gdańska kasiarz słyszy, że muzeum nie ma miejsca na kolekcję. - Twierdza Wisłoujście odpada ze względu na dużą wilgotność - przyznaje. - Próbowałem namówić na współpracę dyrekcję Narodowego Banku Polskiego, ale nic z tego nie wyszło.

Były też inne pomysły, ale z różnych względów upadły. - Nie mam czasu, by zbyt długo czekać - przyznaje Ryszard Gawerski. - Na razie zastanawiam się nad sprzedaniem kolekcji do Muzeum Techniki w Warszawie. Ale oddanie tego wszystkiego do stolicy lub jeszcze dalej traktuję jako ostateczność. Czuję jednak, że niedługo zatrzasną się ostatnie drzwi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski