Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zatrzymać się, podnieść głowę

Paweł Głowacki
Dostawka. Jesień, jesień już...”, jak ciemnym barytonem, może nawet basem nuci Leszek Długosz w jednej ze swych sennych pieśni, songu ponadczasowym, gdyż raz w roku aktualnym rok po roku. Tak, jesień już. Kuli się żywotność wszystkiego, radość się zwija, co było zielonego w górze – żółknie i opada.

To są zwyczajne dzieje. Po wtorkowym remisie ze Szkotami z wolna żółknie i opada polska frenezja, na kanwie sobotniego, do victorii grunwaldzkiej porównywanego zwycięstwa z Niemcami rozpalona nie do nieziemsko pięknej zieloności, a do białości na globie całym najpiękniejszej. To też są zwyczajne dzieje. I dobrze!

Bo w końcu ileż dni można przetrwać w koszu doczepionym do balonu monstrualnego, balonu nad balonami? Tydzień? To góra. Dobrze więc, że jesień już, że już uspokojenie, czas refleksji. Moja jest dziś taka, że kiedy nasi będą na Stadionie Narodowym toczyć kolejne eliminacyjne boje – niechaj mnie na Narodowym zatrudnią na etacie reżysera widowni.

Reżyser widowni, dyrygent mas, władca cisz, braw i ryków. Jest taki fach. W telewizji, w programach, gdzie tańczą lub śpiewają gwiazdy, bądź pląsają i nucą szarzy, którzy pragną zostać gwiazdami, w teleturniejach i publicystycznych programach z politykami, słowem, wszędzie tam, gdzie jest w studiu zgromadzona publika – jest też z boku widowni, skryty w cieniu, magik zawiadujący reakcjami widowni, panujący nad rytmem cisz, braw i ryków. Szara eminencja tłumu, kardynał Richelieu stada.

Chciałbym nim zostać na Narodowym. Warunek stawiam tylko jeden: elektryczne kabelki. Każdy kibic podpięty do kabelka, a dozujące napięcie pokrętło – w moich dłoniach.

Nie czas i miejsce by nasze futbolowe boje z Niemcami oraz Szkocją detalicznie analizować, by przyklejać piłkarzom cenzurki i włos taktyki selekcjonera Adama Nawałki na czworo dzielić. Jedno wszakże pewne: ilekroć którykolwiek z graczy naszych piłkę zdobywał, i najzupełniej obojętne, w którym punkcie murawy – naród na widowni stawał się bezlitosnym potworem niepoczytalnej euforii, wybuchem bomby, stentorowym grzmotem: „Idziesz! Dawaj! Huraaaa! W przód! Jedziesz! Jedziesz! Jedziesz!”. Tak naród wył, bez względu na to, czy był sens wyśnionego „jechania”, czy sensu nie było.

A co robi Polak, gdy nad biedną głową jego bez mała sześćdziesiąt tysięcy oszalałych rodaków lewituje i ryczy: „Jedziesz!”? Polak otóż – „jedzie”. Bardzo „jedzie”, tak bardzo, że bez głowy. A to już nie jest piłka nożna. To jest piłka podwórkowa. Wściekły bałagan, histeryczna euforia, nicowana marzeniem o cudzie gola szalonego.

Jak zostanę Richelieu Narodowego – u zarania dławił będę grzmot „Jedziesz!”. Puszczany przeze mnie prąd - w kluczowych momentach pokopie kibiców, zdrętwiałe ich ciała unieruchomi w krzesełkach i zatka rozhisteryzowane gardła. Kiedy więc nasz odzyska piłkę – kojąco cicho będzie wokół niego, wspaniale pusto nad nim. I kto wie – może nie straci głowy? Cisza jest bowiem dobra, ona pozwala myśleć, a to jest pestką futbolu. Myślenie, nie co innego.

Piłka nożna to nie jest gra dla nóg bydlęco mocnych, stalowych płuc, skór odpornych na sól potu, żelaznych zębów do gryzienia trawy. Nie. To gra dla głów chłodnych. Widział kto kiedy, by Andres Iniesta, najwspanialszy magik współczesnego futbolu, dyszał zwierzęco, wyżymał koszulkę lub z nosem przy murawie liczył źdźbła? Nie chodzi o to, aby stać się Iniestą. To niemożliwe. Chodzi o to, by brać przykład. I jak on - zatrzymać się, podnieść głowę, spojrzeć i pomyśleć, czy jest sens „jechać”. A wszystko to – w sekundę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski