Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbigniew Król: Na początku Adam był nieufny

Rozmawiał Jan Otałęga
Rozmowa ze ZBIGNIEWEM KRÓLEM, krakowianinem, trenerem wicemistrza świata w biegu na 800 metrów Adama Kszczota.

- Gratulacje za srebrny medal podopiecznego w Pekinie! Z Adamem Kszczotem wypełniliście plan, czy też może śniliście o złocie?
- Celem był medal, oczywiście pierwsze miejsce było też w naszych planach. Adam był mocny, wygrał eliminacje, półfinał, w którym rozdawał karty. Pobiegł w nim może nietypowo, bo prowadził stawkę, ale wygrał mimo dwukrotnych ataków rywali.

- Przed finałem mogliście spać?
- Spałem dobrze, dopiero po medalu mojego zawodnika trudno było zasnąć. Adam też sygnalizował, że przed zawodami spał smacznie. Mieszkał w pokoju z płotkarzem Patrykiem Dobkiem. Oczywiście, stopniowo rozmawialiśmy o wariantach taktyki na finał, ostateczne decyzje zapadły na pół godziny przed biegiem. Wcześniej nie obciążam zawodników zbyt długimi rozmowami. Finał zapowiadał się ciężko, uczestniczyło w nim trzech Kenijczyków i jeszcze jeden w barwach Kataru.

Z różnych źródeł wiedziałem, że ustawią bieg pod swego faworyta, mistrza olimpijskiego i rekordzistę świata Davida Rudishę, a tempo będzie raczej wolne. Poleciłem więc Adamowi, aby biegł jak najbliżej krawężnika, po wewnętrznym torze, by nie tracił potem cennych metrów przy wyprzedzaniu grupy. Adam się zastosował, pobiegł świetnie taktycznie, usadawiając się za Rudishą i biegł ekonomicznie, bo najbliżej murawy.

- Był moment na przeciwległej prostej, że chciał zaatakować Rudishę. Nawet nastąpił wtedy na krawężnik torów.
- Tak, miał nawet zamiar wybiec w lewo, poza tor, poza bieżnię. To jest dozwolone na prostej, ale pod warunkiem, że się nie wyprzedza rywala. Tak stanowi regulamin, choć akurat tego warunku Adam nie znał. Na szczęście nie wyprzedził wtedy innych, uniknął dyskwalifikacji. Na finiszu miał identyczną szybkość jak Rudisha, ale Kenijczyk był nieco z przodu. Kszczot pewnie wygrał z ostro finiszującym Bośniakiem Amelem Tuką, który miał najlepszy czas na świecie w tym roku.

- Czy można wyjaśnić zagadkę, dlaczego w sprintach i biegach długich biali zawodnicy wyraźnie przegrywają walkę z czarnoskórymi, a w biegach średnich walczą w nimi jak równy z równym?
- Myślę, że to kwestia treningów i taktyki. W Afryce jest sporo talentów, ale nie prowadzi się treningów indywidualnych. Ja z każdym podopiecznym prowadzę inaczej trening, pod kątem możliwości biegacza; badam krew, aby wiedzieć dokładne, na jakim jest etapie. To, co wystarcza w biegach krótkich (wytrenowanie szybkości) czy długich (wytrzymałość), nie sprawdza się w średnich, gdzie trzeba umieć łączyć oba elementy. Ważna jest tu także taktyka. Zawodnik musi z trenerem przeanalizować, jak ustawić bieg. I właśnie odpowiednim przygotowaniem oraz umiejętną taktyką Europejczycy niwelują naturalne przewagi rywali z Afryki czy Ameryki.

- Mistrzostwa w Pekinie bardzo nam się udały...
- Były dla Polaków najlepsze w historii, były trzy złote medale. Zewsząd zbieraliśmy gratulacje, a np. Japończycy interesowali się moimi metodami pracy. Teraz na celu mam jak najlepiej przygotować swoją grupę do igrzysk w Rio.

- Niewiele brakło, a zamiast trzech złotych medali realnie przywieźlibyście z Pekinu tylko dwa…
- Chodzi o przygodę Pawła Fajdka w taksówce? Sfotografował się z kierowcą, przez nieuwagę zostawił medal w aucie, na szczęście niedługo odzyskany. Chińskie media zrobiły z tego sensację, sugerując, że nasz mistrz był pijany. Paweł nie był nietrzeźwy. Swoją drogą, ileż trzeba wlać alkoholu w 130-kilogramowego kolosa, aby ten nie wiedział, co się dzieje… Z tym alkoholem były plotki. Podobne zdarzenie w taksówce miał tam trener Tomasz Lewandowski, zostawił telefon. Zaraz zadzwonił na swój numer z innego, ale ktoś momentalnie wyłączył jego komórkę. Udał się więc na miejscową milicję, tam zaprowadzono go do pomieszczenia z setkami monitorów, namierzono feralne auto. Na monitorze śledzono jazdę kierowcy, ale powiedziano trenerowi, że nie mają prawa wejść do taksówki. Jak się skończyło - nie wiem, ale przekonaliśmy się, jak gęsto był monitorowany Pekin.

- Jakim zawodnikiem jest Adam Kszczot? Jakie są wasze relacje?
- Pracujemy razem trzy lata, mamy sukcesy - mistrzostwo Europy, halowe mistrzostwo kontynentu, teraz srebro. Gdyby nie grypa, kiedy nie pojechał do Pragi, miałby z pewnością jeszcze jedno złoto w halowym czempionacie Europy. Z kolei na MŚ w Moskwie był po kontuzji i nie wszedł do finału. Wcześniej trenował u Stanisława Jaszczaka. Zmienił szkoleniowca, bo ciągle szuka czegoś nowego. Na początku było trudniej, był nieufny, stale pytał o wszystko. Nie tylko o trening.

Obaj jesteśmy inżynierami, chciał mnie zaginać w tej dziedzinie, ale ja, stary wyga po AGH i urodzony matematyk, nie dawałem się mu. Jakoś się docieraliśmy. Adam chce za wszelką cenę być jak najlepszy, jest ambitny. Nawet ukrywa nieraz przede mną zdrowotne urazy, by nadal trenować, a na nogi stawia go fizjoterapeuta w Łodzi Michał Robakowski. Ciągle Adamowi mało treningów, ja staram się prowadzić go w sposób rozsądny. W tym roku udało się zrealizować wszystko, co zamierzałem.

Choć mieszkam w Krakowie, on w Łodzi, spędzamy razem na zgrupowaniach 200 dni w roku. Byliśmy na obozie w USA u Antoniego Niemczaka, długo w Zakopanem, gdzie Adam miał do dyspozycji pokój, imitujący warunki tlenowe na wysokości dwóch tysięcy metrów. Przed mistrzostwami w Pekinie PZLA umożliwił nam wyjazd do Japonii, czego zabrakło mi przed igrzyskami w 2008 roku.

- Wtedy też Pan miał nadzieję na medal Polaka w biegach średnich…
- Paweł Czapiewski był w wyjątkowej formie i akurat nie odzywały się u niego pechowe kontuzje. Wierzyłem w jego medal na 800 metrów na igrzyskach w Pekinie. Chciałem jednak pobyć z zawodnikiem najpierw w Japonii, ale się nie zgodzono. Przyjechaliśmy prosto do Pekinu i Paweł siedział w nim za długo. Miasto tonęło wtedy w smogu. Pamiętam, że po nałożeniu rano koszuli, w południe była już czarna. Teraz się zmieniło, w białej koszuli można było paradować cały dzień, powietrze było czyste. Jak słyszałem jednak, w promieniu 100 kilometrów od Pekinu zamknięto na czas zawodów kilkanaście tysięcy fabryk i zakładów. Wracając do Czapiewskiego: zatruty klimat mu szkodził, eliminacje przegrał o dwie setne sekundy.

- Od lat prowadzi Pan różne pokolenia polskich biegaczy, zdobywają oni liczne medale. Kto z Pana podopiecznych pojedzie na igrzyska za rok do Rio de Janeiro?
- Oczywiście wierzę w Adama. Mam jeszcze rezerwy treningowe (śmiech), a on znów celuje w medal na 800 m. Ma też ambicje pobicia rekordu Polski - 1.43,22, który od 14 lat należy do "Czapiego", ale na to trzeba odpowiednich warunków startu. Także ma szansę pojechać do Rio, o ile zaadaptuje się w biegu przeszkodowym, Renata Pliś (Maraton Świnoujście). Kasi Broniatowskiej (AZS AWF Kraków) chyba na skutek zmiany "kolców" odnowiła się kontuzja ścięgna Achillesa.

Pech dopadł ją w Korei na uniwersjadzie, chciano stosować blokadę, ale telefonowałem, niech ręka boska broni… Jak wróci do zdrowia, poukłada sobie wszystko na studiach, powinna wywalczyć olimpijskie minimum na 1500 m. Także biegacze Mateusz Demczyszak na 3000 m z przeszkodami, Szymon Krawczyk na 1500 m (obaj Śląsk Wrocław) - ze mną współprowadzi ich trener Marek Adamek - oraz Łukasz Parszczyński (Podlasie Białystok) w przeszkodach mogą ubiegać się o olimpijski wyjazd. Nie rezygnuje Wioletta Frankiewicz (AZS AWF Kraków), która zamierza powalczyć w maratonie.

- Ilu podopiecznych doprowadził Pan do startu olimpijskiego?
- Małgorzatę Rydz, Piotra Gładkiego, Lidię Chojecką, Wiolę Frankiewicz, Pawła Czapiewskiego, Renatę Pliś. Miałem też innych wybitnych biegaczy, których pechowo ominęły igrzyska - jak Zbigniewa Janusa. Był brązowym medalistą na 800 m halowych ME, ale praca w policji nie pozwoliła mu na kontynuowanie kariery.

- Ukończył Pan AGH jako magister inżynier hydrogeologii. Zmieniło się potem powołanie?
- Zawsze ciągnęło mnie do sportu, w rodzinnym Nowym Sączu wiosłowałem, jeździłem na nartach. Na studiach zauważył mnie na wf Marian Bukowiec, późniejszy rektor AWF, skierował do biegania. Jako zawodnik AZS AWF trafiłem do czołówki krajowej w przeszkodach. Na zgrupowaniu w Karpaczu jako współlokatora wybrał mnie do pokoju sławny Bronisław Malinowski. Okazało się potem, że mu zaimponowało zamieszkiwanie z inżynierem, ja natomiast korzystałem z jego rad.

Potem pożyczył mi swoje książeczki treningowe, bo coraz mocniej wchodziłem w rolę trenera. Wciągnął mnie w tę pracę Tadeusz Gorzechowski i nie żałuję. Ukończyłem zaocznie AWF w Poznaniu. Szkolenie dało wiele satysfakcji. Niemniej pracowałem etatowo na Politechnice Krakowskiej w studium wychowania fizycznego, a w wolnych chwilach jeździłem dorabiać do Anglii, gdzie naprawiałem dachy i instalacje elektryczne. Teraz już tylko jestem trenerem biegów.

- Da się wyżyć ze szkolenia?
- Nie jest prosto. Mam kontrakt w PZLA, ale kontrakty z reguły są zawierane na miesiąc, potem odnawiane, ale kiedy odejdzie zawodnik, łatwo je stracić. Są różne, raz miałem 3,5 tys. zł, innym razem 2 tys… Obecnie na szczęście mam kontrakt do igrzysk w Rio.

- W zawodach zarabiają sportowcy, Kszczot wziął za srebro 30 tys. dolarów…
- Zawodnicy mogą ze swymi szkoleniowcami jakoś się podzielić. Więcej od trenerów zarabiają menedżerowie, mają bowiem zawarte umowy z zawodnikami, dotyczące nawet mistrzostw świata, choć menedżerowie nie mają wtedy nic do roboty... Dodatkowo, bo za rekord świata, można było uzyskać w Pekinie 100 tys. dolarów. Anita Włodarczyk machnęła rekord w młocie wcześniej, w Cetniewie. Gdyby poczekała, wróciłaby zasobniejsza…

- Najprzyjemniejsza chwila w karierze trenera i ta najgorsza...
- Niezapomniane były oczywiście Mazurek Dąbrowskiego w Wiedniu w 2002 roku po złocie w halowych ME Pawła Czapiewskiego oraz jego brąz na MŚ w Edmonton. Niespodziewany medal, bo Paweł przyjechał na światowy czempionat z dopiero 16. wynikiem wśród startujących. Adam w Pekinie miał trzeci. Najgorsze chwile? To zawsze kontuzje podopiecznych, żal też straconej okazji "Czapiego" w Pekinie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski