-Z czym kojarzy się Panu drewno kasztanowca?
- Z moją pierwszą rzeźbą, którą wykonałem czterdzieści lat temu.
- Czy pamięta Pan co przedstawiała ta rzeźba?
- Była to twarz Chrystusa. Nie wiem, gdzie dziś jest. Prawdopodobnie zaginęła.
- Dlaczego przed czterdziestu laty zainteresował się Pan akurat sztuka ludową?
- Pochodzę z Bogdanówki. To prawdziwe zagłębie rzeźby ludowej. Jako mały chłopiec byłem zafascynowany pracami dwóch Józefów Słoninów: jednym z nich był mój tata. Chłonąłem ich opowiadania i przyglądałem się jak wyczarowują z drewna swoje zwierzątka. Już wtedy wiedziałem, że będę kiedyś chciał sam spróbować rzeźbić.
- Ale zanim poszedł Pan w ślady ojca minęło kilkanaście lat.
- Dobrze pamiętam ten dzień, kiedy jako dwudziestoletni chłopak wziąłem do ręki nóż żeby wyrzeźbić Chrystusa Frasobliwego, a to trudna figura, trzeba wybierać sporo drewna, aby uzyskać właściwy efekt. Skupiłem sie na tym, nóż wypadł mi z dłoni i... do dzisiaj mam po tamtym przecięciu bliznę.
- Ile rzeźb powstało przez czterdzieści lat Pana pracy twórczej?
- Myślę, że kilkaset. Przerobiłem na nie mnóstwo lipowych pni. Dzisiaj w domu pozostało ich zaledwie koło pięćdziesięciu, reszta powędrowała w świat.
- To znaczy gdzie?
- Do prywatnych kolekcji w: Szwecji, Norwegii, Francji, Włoszech, Niemczech, Australii, USA i Kanadzie. Ale są także w Polsce: w Krakowie, Toruniu, Warszawie. Moje rzeźby znajdują się również w kilku muzeach na terenie kraju. Między innymi w Muzeum Archidiece-zjalnym Kardynała Karla Wojtyły, gdzie teraz można oglądać moją wystawę jubileuszową.
- Do wystawy jeszcze w naszej rozmowie powrócimy. Proszę powiedzieć jaka jest tematyka Pana rzeźb?
- Przede wszystkim są to rzeźby sakralne. Chrystusy Frasobliwe, Matki Boże, sceny z biblii. Bardzo rzadko zdarza mi się wykonywać rzeźby o tematyce świeckiej.
- Wszyscy, którzy Pana znają oraz znawcy sztuki ludowej kojarzą Zdzisława Słoninę z rzeźbą, tymczasem na wystawie jubileuszowej prezentuje Pan 120 malowanych na szkle obrazków?
- To od pięciu lat drugi nurt mojej twórczości. Do malowania na szkle zachęciła mnie zakopiańska malarka Anna Bo-gucka, która najpierw zainspirowała mnie swoimi obrazkami, a następnie pochwaliła widząc moje pierwsze, jej zdaniem bardzo udane prace.
- Czy dzisiaj częściej Pan rzeźbi czy maluje na szkle?
- Na razie zarzuciłem rzeźbę na rzecz malarstwa. Dość powiedzieć, że w tym roku wykonałem tylko jedną figurę. Malowanie na szkle całkiem mnie pochłonęło.
- Proszę powiedzieć coś o prezentowanej aktualnie w krakowskim Muzeum Archidie-cezjalnym wystawie jubileuszowej, która w większości prezentuje właśnie malarstwo na szkle?
- Przygotowywałem się do niej niezwykle starannie. Prezentuję na niej 120 obrazków i trzydzieści rzeźb z ostatniego okresu mojej twórczości. To już moja czwarta wystawa w tym miejscu. Cieszę się, że przyszło ją oglądać tak wiele zacnych osób.
- Wystawa jest niezwykle kolorowa, żywa, wesoła?
- Jestem zwolennikiem polichromowania rzeźb oraz tego, że na wystawie znalazło się tak dużo obrazków.
- Jakie są Pana ulubione kolory, którymi pokrywa Pan rzeźby i maluje obrazki?
- To czerwień, fiolet, żółć i granat. Posługuję się dzisiaj farbami akrylowymi, kiedyś używałem temper, ale były to farby mało odporne i szybko płowiały.
- Co będzie, kiedy odpocznie Pan po okresie związanym z przygotowaniem wystawy jubileuszowej?
- Najpierw rzeczywiście odrobinę odpocznę, a potem …? Potem znowu będę malował i może rzeźbił, bo to moje dwie, życiowe pasje.
Profesor Jerzy Sadowski - lekarz z powołania
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?