MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Żeby to kto wiedział...

Leszek Mazan, dziennikarz, krakauerolog i szwejkolog
Kiedy starzec minie marzec – będzie zdrów; kiedy baba w maju słaba – pacierz mów – mawiały nasze pradziady, a rzeczywistość, osobliwie krakowska, potwierdzała słuszność tych prognoz.

Ale Kraków miał zawsze fatalny klimat (również polityczny) i nic dziwnego, że przed powstaniem dzisiejszego NFOZ ciężko było w nim w marcu i żyć, i umierać (nawiasem mówiąc, na pomysł takiego funduszu, „w którym kasa będzie chodzić za pacjentem”, wpadł już król Jan Olbracht, próbował go nawet – ku uciesze mieszkańców Kazimierza – wprowadzić w życie i, proszę sobie wyobrazić, żył jeszcze całe pół roku).

Od czasów Kazimierza Wielkiego każdy król, gdy tylko mógł, dawał dyla z Krakowa. Ludwik Węgierski mieszkał na stałe u siebie nad Dunajem. Władysław III Warneńczyk wytrzymał nad Wisłą sześć lat, po czym w roku 1440,objąwszy koronę węgierską, wyjechał z Krakowa na zawsze. Jagiełło, Kazimierz Jagiellończyk i Jan Olbracht ku radości dyplomatów osierocali stolicę stosunkowo rzadko, ale już ich następca, Aleksander, dwie trzecie swych pięcioletnich rządów spędził na Litwie.

Zygmunt Stary wyjeżdżał z Krakowa aż 30 razy, zawsze na krótko, ale i tak 50 procent kadencji zamiast na wawelskim tronie spędził w podróżach. Jego syn Zygmunt August jedynie incydentalnie obdarzał mieszkańców stolicy swą obecnością, a w roku 1559 opuścił Kraków i więcej się tu nie pokazał. Henryk Walezy siedział kamieniem na Wawelu, nudząc się okrutnie, zaledwie 120 dni, w czasie których napisał do Paryża ponad 100, przeważnie sześciostronicowych, listów miłosnych. Stefan Batory był w Krakowie zaledwie cztery razy, spędzając tu w sumie nie więcej niż dwa lata. Zygmunt III Waza marzył o Szwecji, nosiło go po świecie, ale bądźmy sprawiedliwi: o Wawel dbał i w straszliwie pustej kasie monarszej zawsze coś na remont zamku znajdował.

Od czasów Piastów nie tylko mieszkanie, ale i umieranie na Wawelu nie należało do dobrego tonu. Ostatnim królem, który oddał tu Bogu ducha, był w 1548 roku osiemdziesięcioletni Zygmunt I Stary, trzymany przez Bonę na sałatowo-kalafiorowej diecie i jeszcze na łożu śmierci wzdychający do ulubionych kurcząt w śmietanie. Pozostałe króle pojawiały się w Krakowie od przypadku do przypadku, głównie z okazji własnych ślubów, koronacji i pogrzebów.

Te ostatnie, bywało, załatwiano hurtem: w 1676 roku pochowano na Wawelu równocześnie i zmarłego we Francji w 1672 roku Jana II Kazimierza i będącego w Niebie dopiero od trzech lat Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Obie trumny, ze względów oszczędnościowych, wwieziono na Wawel na jednym wozie. W uroczystości brał udział odziany – bez względu na koszty – w bogate szaty żałobne król Jan III Sobieski. Gdzieżby przypuszczał, że za sto dwanaście lat w tej samej katedrze do jego własnej trumny sięgną damy, zabierając sobie na pamiątkę wspaniałe, seksowne sarmackie wąsy...

W 1671 r. król Michał Tomasz Korybut Wiśniowie-cki z małżonką Eleonorą, szukając bezskutecznie kwatery w Krakowie, musiał pocałować klamkę pałacu biskupiego: biskup Trzeboński wyjechał i nie zostawił żadnych w tej materii dyspozycji...

Extra Cracoviam non est vita (poza Krakowem nie ma życia). W Krakowie też nielekko. No to gdzie, na Boga, mamy się podziać? Przecież nie w Warszawie!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski