Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zginęli, chroniąc sąsiadów. Czy się bali, wiedząc, jaka grozi im kara?

Małgorzata Froń
Wiktoria Ulm razem z szóstką dzieci: Stasiem, Basią, Władziem, Franusiem, Antosiem i Marysią. Zdjęcie zrobił prawdopodobnie jej mąż
Wiktoria Ulm razem z szóstką dzieci: Stasiem, Basią, Władziem, Franusiem, Antosiem i Marysią. Zdjęcie zrobił prawdopodobnie jej mąż Fot. Ze zbiorów Mateusza Szpytmy
Był blady świt, kiedy Niemcy otoczyli dom i rozstrzelali ośmioro ukrywających się w nim Żydów. Potem zabili Józefa i Wiktorię oraz szóstkę ich dzieci. Nazwiskiem Rodziny Ulmów zostało nazwane Muzeum Polaków Ratujących Żydów w Markowej, uroczyście otwarte wczoraj przez Andrzeja Dudę, prezydenta RP.

Patrzcie, jak giną polskie świnie, które pomagają Żydom! - miał krzyczeć podczas egzekucji Joseph Kokott, jeden z niemieckich żandarmów, którzy dokonali masakry. Tę dramatyczną historię rodziny Ulmów poznaliśmy m.in. dzięki badaniom dra Mateusza Szpytmy, historyka z krakowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, który był z Ulmami spokrewniony. Wiktoria była siostrą jego babki i matką chrzestną jego ojca.

Niemieccy żandarmi przyjechali do Markowej około godziny czwartej lub piątej rano 24 marca 1944 . Dom Ulmów otoczyło od czterech do sześciu policjantów, a pięciu, sześciu żandarmów weszło do środka. Najpierw zastrzelono Żydów, potem zamordowano Józefa i Wiktorię. Nie oszczędzono także szóstki ich dzieci. - O zbrodni tej wiemy bardzo dużo, choć nie wszystko. Dzięki dokumentom, aktom, śledztwu i procesowi Josepha Kokotta udało nam się dość szczegółowo ustalić przebieg zbrodni - mówi dr Szpytma.

W okresie międzywojennym Markowa była jedną z największych wsi w Polsce. W 1931 roku liczyła 931 domów, w których żyło 4442 mieszkańców. Zdecydowaną większość stanowili katolicy. W Markowej mieszkało także około 120 Żydów, blisko 30 rodzin. W czasie wojny wieś podlegała placówce żandarmerii w Łańcucie. Na jej czele stał porucznik Eilert Dieken, a jednym z podległych mu żandarmów był szeregowy Joseph Kokott.

Większość żydowskich mieszkańców Markowej Niemcy wymordowali latem i jesienią 1942 roku. Przy życiu pozostali tylko ci Żydzi, którzy ukryli się w chłopskich domach. Jedną z rodzin, która ukrywała Żydów, była rodzina Józefa i Wiktorii Ulmów.

Józef Ulm był postacią we wsi dobrze znaną. Urodził się w 1900 roku. Choć ukończył zaledwie cztery klasy szkoły powszechnej i kurs rolniczy w Pilźnie, był inteligentny i miał wiele talentów.

- Dużo czytał, prenumerował gazety, wprowadzał wiele nowatorskich pomysłów w życie - opowiada Mateusz Szpytma. - Zbudował na przykład mały wiatraczek, który zasilał żarówkę i dzięki temu jego dom był pierwszym we wsi, w którym była energia elektryczna.

Także jako pierwszy w Markowej prowadził szkółkę drzew owocowych. Propagował nierozpowszechnione jeszcze wówczas uprawy warzyw i owoców. Zajmował się garbowaniem skór, hodowlą jedwabników, pszczelarstwem. Działał też społecznie w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży, później w Związku Młodzieży Wiejskiej „Wici”, w którym był bibliotekarzem.

Sam też miał spory księgozbiór. Ale jego największą pasją było fotografowanie. Zrobił tysiące zdjęć, w znacznej mierze zachowanych do dziś. Pięknie fotografował swoje dzieci i żonę Wiktorię.

Wiktoria również uchodziła za osobę inteligentną i utalentowaną. Jako panna działała w amatorskim teatrze. Małżeństwo było bardzo udane. Wiedli spokojne życie, Wiktoria zajmowała się domem i dziećmi, a tych w ciągu siedmiu lat urodziło się Ulmom sześcioro: Stasia, Basia, Władzio, Franuś, Antoś, Marysia.

W momencie tragedii Wiktoria była w zaawansowanej ciąży, dziecko miało się urodzić wiosną 1944 roku.

Czy się bała? Czy wiedząc, że otworzyła drzwi domu przed dwoma żydowskimi rodzinami, spała spokojnie, dobrze wiedząc, jaka kara jej grozi?

Był ranek 24 marca 1944 roku. Dowódcą grupy ekspedycyjnej był szef posterunku żandarmerii niemieckiej w Łańcucie, porucznik Eilert Dieken. Razem z nimi żandarmi: Joseph Kokott, Michael Dziewulski i Erich Wilde. Z policjantów granatowych udało się ustalić dwa nazwiska: Eustachy Kolman oraz Włodzimierz Leś.. To właśnie Leś mógł wydać Ulmów. Wcześniej obiecywał, w zamian za pieniądze, pomoc jednej z żydowskich rodzin ukrywanych właśnie przez Ulmów. Pieniądze dostał, ale pomocy nie udzielił, a ponieważ żydowska rodzina domagała się spełnienia obietnicy albo zwrotu pieniędzy, prawdopodobnie postanowił ich wydać.

Żandarmi przyjechali do Markowej furmankami. Zostawili je kilkaset metrów od gospodarstwa Ulmów, a Niemcy z obstawą złożoną z granatowych policjantów podeszli pod dom. Padły strzały. Najpierw zginęli Żydzi, potem rozstrzelano Józefa i Wiktorię. W trakcie mordu Wiktoria zaczęła rodzić, dziecko nie przeżyło. Niemcy zastanawiali się, co zrobić z potomstwem, ostatecznie je także rozstrzelano. W ciągu kilkudziesięciu minut zginęło siedemnaście osób. Kiedy już zamordowano ostatnie dziecko, na miejsce zbrodni przyszedł sołtys Teofil Kielar z kilkoma chłopami ze wsi. Mieli pogrzebać zabitych. Kielar zapytał dowódcę, dlaczego zamordowano także nieletnich. - Żeby gmina nie miała z nimi kłopotu - miał odpowiedzieć Dieken.

Losy sprawców zbrodni markowskiej w dużym stopniu są znane. Akcją dowodził porucznik Eilert Dieken, szef łańcuckiego posterunku żandarmerii. To właśnie on zadecydował, że zabici mają być wszyscy członkowie rodziny Ulmów. Według świadków trójkę lub czwórkę dzieci zastrzelił Joseph Kokott. Był zgermanizowanym Czechem. Cechowało go okrucieństwo i wyrafinowany sadyzm. Prześladował Żydów okrutnie, ale z jego rąk zginęło także wiele osób polskiej narodowości zamieszkałych w Łańcucie i okolicznych miejscowościach. Potrafił bez powodu zabić człowieka, strzelając na przykład z jadącego motocykla.

Dieken nigdy nie został osądzony. Po wojnie uciekł do Republiki Federalnej Niemiec. Mieszkał w Esens, gdzie był... policjantem. Dożył spokojnie emerytury, zmarł w 1969 roku. Kokotta wytropiono przypadkowo w Czechach w 1957 r. 30 sierpnia 1958 roku rzeszowski sąd wojewódzki skazał go na karę śmierci. Rada Państwa skorzystała jednak z prawa łaski i zamieniono mu karę początkowo na dożywocie, później na 25 lat więzienia. Karę odbywał w więzieniu w Raciborzu, jednak nie doczekał końca wyroku, zmarł w 1980 roku. Podczas procesu przyznał się do zabójstwa tylko jednego Żyda, tłumacząc, że zrobił to, bo bał się przełożonych.

W akcji brali udział również dwaj inni niemieccy żandarmi: Dziewulski i Wilde. Nie udało się jednak ustalić, co działo się z nimi po wojnie.

Włodzimierza Lesia, który był posterunkowym granatowej policji w Łańcucie, polskie podziemie zastrzeliło 10 września 1944 r.

W Markowej nie tylko Ulmowie narażali życie, by ratować innych. Dokońca wojny we wsi przetrwało ok. 20 Żydów. Ulmowie dlatego stali się symbolem poświęcenia i heroizmu tych Polaków, którzy podczas wojny ratowali Żydów, bo wobec ich postawy nie ma żadnych wątpliwości. Ani ze strony izraelskiej, ani polskiej - podkreśla dr Mateusz Szpytma.

***

Sprawiedliwi wśród Narodów Świata
Wiktoria i Józef Ulmowie w 1995 roku zostali uhonorowani medalami „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”

Proces beatyfikacyjny
W 2003 roku rozpoczął się proces beatyfikacyjny rodziny Ulmów, który toczy się w Watykanie

Ulmowie stali się symbolem heroizmu Polaków, którzy ratowali Żydów, bo wobec ich postawy nie ma żadnych wątpliwości

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski