Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zmarł Zbigniew Wodecki. Był dla siebie najbardziej wymagającym jurorem

Wacław Krupiński
fot. Bartek Syta
Pożegnanie. Zbigniew Wodecki zmarł wczoraj po rozległym udarze. Miał 67 lat.

Udar nastąpił dwa dni po operacji wszczepienia bajpasów. Pobyt w warszawskim szpitalu przerwał jego trasę koncertową w wielkich salach - w listopadzie miał być w Krakowie.

WIDEO: W wieku 67 lat zmarł Zbigniew Wodecki

Źródło: x-news

Bez wątpienia nagrane po 40 latach z zespołem Mitch & Mitch piosenki ze starego, pierwszego, jaki wydał, longplaya, które przyniosły artyście w zeszłym roku dwie nagrody Fryderyka - za płytę „1976: A Space Oddysey” i za piosenkę „Rzuć to wszystko, co złe” spotęgowały zainteresowanie Zbyszkiem. Zresztą od lat nie narzekał na brak koncertów. W marcu - sam mówił mi z radością - miał ich 24. A jeszcze pracował nad nową płytą - z dawnymi swymi kompozycjami, chciał im dać nowe życie.

- Nie jestem w stanie napisać lepszych kompozycji od tych starych, które znalazłem - przyznawał.

Uwodzący baryton

Uwielbiał kontakt z publicznością; nieważne za pieniądze czy charytatywnie. Nie umiał odmawiać. Kochał swą pracę. I muzykę. To dla niej od dziecka ćwiczył grę na skrzypcach, to jej oddał całe życie (a miał do muzyków ogromny szacunek) - grał w zespole Anawa, siedem lat w prowadzonej przez Jerzego Gerta Orkiestrze Polskiego Radia i Telewizji, długie lata w zespole Ewy Demarczyk, wreszcie zaczął karierę jako piosenkarz, uwodząc swym barytonem słuchaczy.

Głosem, ale też męskim wdziękiem. Nic dziwnego, że stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych i lubianych postaci polskiej estrady - i też nie krył, że z tą popularnością dobrze się czuje.

Poza estradą występował w teatrach - Szczecina, Warszawy. W Teatrze STU wcielił się w tytułową postać w „Sonacie Belzebuba”, wg Witkacego. To był świetny pomysł Krzysztofa Jasińskiego.

Ponadczasowy kunszt

Ze Zbyszkiem lubili też pracować kompozytorzy dużych form muzycznych - w studio czy na estradzie był absolutnie profesjonalny. Angażowany przez Włodzimierza Korcza, Jana Kantego Pawluśkiewicza, w którego „Nieszporach ludźmierskich” śpiewał od niemal 25 lat.

„Jego kunszt nie poddaje się czasowi. Jest wirtuozem w sensie ścisłym, rzemieślnikiem profesji, którą uprawia, w wymiarze ponadczasowym, barokowym. Umie zaśpiewać czterema głosami naraz, zagrać na skrzypcach, na trąbce, na fortepianie. I wszystko przychodzi mu tak lekko” - mówił mi śpiewający w tychże „Nieszporach…” Grzegorz Turnau.

W 2010 roku Zbyszek wymyślił sobie koncerty w salach filharmonicznych, kiedy to grał m.in. utwory Karłowicza (jego koncert zagrał na dyplomie w średniej szkole muzycznej), Mendelssohna, Bartholdy’ego, Czajkowskiego, Bacha.

„Teraz dopiero widzę, jak psim swędem przeleciałem przez to estradowe życie, zapominając, ile czasu poświęciłem muzyce poważnej” - mówił mi. I dodawał, że grając taki repertuar staje „przed najbardziej wymagającym jurorem - Zbigniewem Wodeckim. To bardzo trudny przeciwnik”.

„Zbyszek to jeden z najmuzykalniejszych artystów w Polsce. (…) Zbyszek potrafi zaśpiewać praktycznie wszystko. Jego łatwość pokonywania wszelkich problemów technicznych, swobodne poruszanie się w różnorodnej stylistyce oraz wyrównane brzmienie głosu obejmującego dwie i pół oktawy, to tylko niektóre elementy, którymi Jubilat szasta niefrasobliwie, jakby nie do końca zdając sobie sprawę z niezwykłości własnego talentu” - słyszałem od Włodzimierza Korcza.

Skazany na muzykę

„Nie miałem wyboru - musiałem zostać muzykiem” - powiedział mi Zbyszek, opisując dom, w którym ojciec był trębaczem, w którym rozbrzmiewały śpiewane przez starszą siostrę arie operowe i operetkowe. Wspominał, że bardzo wcześnie usłyszał Nat King Cole’a. „Pięknie frazował! Po śpiewie sądząc, pewnie był dobrym, ciepłym i wrażliwym na ludzki los człowiekiem”. Czyż to zdanie nie mówi i o Zbyszku?

Być jak Frank Sinatra

„Amerykanie są bardzo biedni, mają Sinatrę, Deana Martina, Nat King Cola, a my mamy kogoś w jednej osobie, jeszcze lepiej, jeszcze piękniej śpiewającego - Zbigniewa Wodeckiego” - powiedziała kiedyś Krystyna Sienkiewicz. Teraz już oboje są po tamtej stronie.

Poza wieloma nagrodami, w tym za piosenki na festiwalu opolskim (jednego roku dostał cztery!) odebrał i tę - krakowskiej filii Fundacji Kultury Polskiej - Złoty Laur „za mistrzostwo w sztuce komponowania i śpiewania polskiej piosenki, za talent, miłość do Krakowa i wysoką pozycję w kulturze polskiej”.

Z szacunku do słuchaczy

Wspaniały artysta, ale przede wszystkim dobry, oddany człowiek. Potwierdzał to każdego dnia - gdy z szacunkiem dla słuchaczy wychodził na estradę, i gdy zaczepiony na ulicy przez pijaczka dawał mu, bez cienia wyższości, parę złotych.

Wielki człowiek z nierozdętym ego - jakże inteligentnie śmiał się z siebie opowiadając podczas recitali anegdoty także o sobie. Artysta bez cienia pretensji, bez krzty zawiści. Artysta spełniony, wiedzący, ile potrafi, ale też nie mający złudzeń, że w obecnych czasach piosenka o Bachu aż tyle by nie zwojowała. „Zacznij od Bacha”, Izolda”, „Z tobą chcę oglądać świat” - jego piękne kompozycje w konfrontacji z masowym gustem przegrywały z „Pszczółką Mają”.

To był Zbyszka ulubiony żart, opowiadał go z estrady. Lekarz spotyka pacjenta. „Dzień dobry, panie doktorze. Pan mnie pewnie nie pamięta, byłem pana pacjentem przed dwoma laty. Powiedział mi pan wtedy, że zostały mi góra trzy miesiące życia. I widzi pan, dwa lata minęły, a ja mam się dobrze”. Na co lekarz: „No wie pan, jak się pacjent uprze, żeby żyć, to medycyna jest bezradna”.

Tym razem medycyna była bezradna naprawdę.

PRZECZYTAJ FELIETON WACŁAWA KRUPIŃSKIEGO: Pszczoła, Bach i skrzypce, które zamilkły

***

Andrzej Grabowski: Zbigniew był jak Iglesias

Zawsze mówiłem Zbigniewowi, że gdyby ze swoim głosem i charakterem urodził się w Stanach Zjednoczonych, zrobiłby karierę, jak Julio Iglesias. Śmiał się z tego, chociaż raz przyznał mi rację. Potrafił nie tylko śpiewać i grać, ale był też fenomenalnym showmanem. Na scenie dowcipkował, opowiadał anegdoty, publiczność go kochała. Koncertował dużo i wszystko to z miłości do muzyki, bo przecież nie dla pieniędzy. Śmialiśmy się czasem, że wśród muzyków jest rekordzistą, jeśli idzie o liczbę pokonywanych kilometrów. Był ciągle w trasie. O swoim zdrowiu nie mówił, nie skarżył się. Zawsze wydawał się taki sprawny, szczupły, energiczny, jego temperamentem można byłoby obdzielić kilku artystów. O zmarłych zawsze mówi się, że byli fantastycznymi ludźmi. Zbigniew naprawdę taki był.

Notowała: Aleksandra Suława

Magda Umer: my odchodzimy, nasze głosy zostają

Doskonale pamiętam zjawiskową młodość Zbyszka, kiedy w Piwnicy pod Baranami akompaniował Ewie Demarczyk. Robił to na światowym poziomie. Podziwiałam go do tego stopnia, że byłam na niego zła, kiedy zaczął śpiewać „zwyczajne” piosenki. Jego głos towarzyszył publiczności przez całe życie: od dziecka, gdy słuchało się „Pszczółki Mai”, po starość. I będzie towarzyszył nadal, bo wykonywanie zawodu piosenkarza ma to do siebie, że choć my odchodzimy, nasze głosy zostają.

Notowała: Aleksandra Suława

Jan Kanty Pawluśkiewicz: miał humanistyczny gest

Gdy nadeszła smutna wiadomość o śmierci Zbyszka, pomyślałem w pierwszej chwili o jego najbliższych, o traumie, której właśnie doświadczają. Wiem, jak wszyscy byli ze sobą bardzo zżyci. Zbyszek był kwiatem tej rodziny.

Poznałem go, gdy już w wieku 17 lat robił karierę. Imponował mi jego talent. Nasze późniejsze spotkania niczym nie różniły się od tego pierwszego. Pozostał zawsze uśmiechnięty i niekonwencjonalny. Ujmował mnie serdecznością, lojalnością, zdyscyplinowaniem, najwyższym profesjonalizmem i odpowiedzialnością.

Co było jedną z jego najmocniejszych stron? Potrafił porywać publiczność i dostarczał jej wiele radości.

Jego odejście to wielka strata dla polskiej muzyki popularnej.

Choć zasmakował sukcesu w branży rozrywkowej, doświadczenie sławy go nie zmieniło. Dlaczego? Bo był człowiekiem, który potrafił odróżniać od siebie sensy życia. Wiedział co jest tak naprawdę ważne. I nie były to ani pieniądze, ani sława. Miał humanistyczny gest. A w dokonywaniu właściwych wyborów pomagał mu światły umysł i wrodzona inteligencja.

Dziś go już nie ma. Odszedł w chwale, w sile wieku.

Notowała: Urszula Wolak

Anna Szałapak: Zbigniew był nasz, krakowski

Nie byliśmy bliskimi przyjaciółmi, ale zawsze kiedy wpadliśmy na siebie w mieście, szliśmy na kawę, albo kieliszek wina. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Zbyszek miał niesamowite poczucie humoru i rzadką umiejętność: potrafił żartować z siebie. Raz zaprosił mnie do teatru na „Sonatę Belzebuba”, w której nie tylko grał diabła, co zresztą całkiem nieźle mu wychodziło, ale również skomponował muzykę do tego spektaklu. Imponował mi swoją wszechstronnością: śpiewał, grał na wielu instrumentach, miał doskonały kontakt z publicznością. W internecie można znaleźć takie wideo, na którym akompaniuje Ewie Demarczyk. Przecież to jest majstersztyk! Zbigniew był nasz, krakowski, a równocześnie doskonale radził sobie w wielkim świecie. Grał dużo, ale nigdy nie chałturzył. Nigdy też, choć stał się bardzo popularny, nie zmienił się w bufona. Zawsze życzliwy, serdeczny, ciekawy innych ludzi. Pamiętam, że kiedyś przysiadł się do stolika, przy którym siedziałam z przyjaciółmi. Nagle jeden ze znajomych zaczął mgliście proponować mu jakiś wspólny, muzyczny projekt. Zareagował fantastycznie: „To co, jak, kiedy to robimy?”. Był niezwykle otwarty. Śmierć zawsze trudno zaakceptować, ale kiedy umiera człowiek o tak wielkim talencie, to szczególnie trudne.

Notowała: Aleksandra Suława

***

Lubię wracać w strony, które znam,Po wspomnienia zostawione tam, By się przejrzeć w nich, odnaleźć w nichChoćby nikły cień, pierwszych serca drżeń...

Wykonanie: Zbigniew Wodecki, tekst: Wojciech Młynarski
„Lubię wracać tam gdzie byłem”, 1983

***

Gdy dni wyblakną mi i powiem tak żegnaj mój świecie. Podjedzie tu kierowca z mgły w niebieskim swym kabriolecie. Ja sam dojadę tam gdzie czeka mnie ostatnia puenta

Zbigniew Wodecki w utworze „My Way” Franka Sinatry

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski