MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zmieniły się tylko mundury i język...

Redakcja
Więźniów UB upamiętnia wystawa w dawnym areszcie przy ul. Pomorskiej w Krakowie FOT. ADAM WOJNAR
Więźniów UB upamiętnia wystawa w dawnym areszcie przy ul. Pomorskiej w Krakowie FOT. ADAM WOJNAR
KRAKOWSKI ODDZIAŁ IPN I "DZIENNIK POLSKI" PRZYPOMINAJĄ. WIOSNA 1945 * 18 stycznia 1945 r. wojska II Frontu Ukraińskiego zajęły Kraków * Bezwzględny terror, bezpodstawne aresztowania i rewizje sprawiły, że zaczęto mówić o nowej okupacji * Tym razem sowieckiej

Więźniów UB upamiętnia wystawa w dawnym areszcie przy ul. Pomorskiej w Krakowie FOT. ADAM WOJNAR

Wobec zakończenia wojny i ze względów politycz- no-społecznych jest wskazanym, by rodziny aresztowanych, względnie przytrzymanych były poinformowane o miejscu pobytu aresztantów".

Takimi słowami zwracali się w 1945 r. z ramienia wojewody krakowskiego pracownicy Wydziału Społeczno-Politycznego przy Urzędzie Wojewódzkim Krakowskim do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, gdy na pisemne prośby mieszkańców województwa podejmowali się interwencji w sprawie osób zaginionych.

"Wyzwolenie"

18 stycznia 1945 r. wojska II Frontu Ukraińskiego pod dowództwem marszałka Iwana Koniewa wyparły Niemców i zajęły Kraków. Zmęczeni latami okupacji mieszkańcy miasta oczekiwali powrotu do normalności. Ci, którzy jeszcze nie znali losów rozbrajanych i aresztowanych żołnierzy polskich, dramatu ludzi z terenów, przez jakie przetoczyły się oddziały Armii Czerwonej i postępującego za nią NKWD, z radością witali Sowietów jako "oswobodzicieli". Wkrótce jednak bezwzględny terror, bezpodstawne aresztowania i rewizje sprawiły, że nadzieja ludzi na normalność umierała i zaczęto mówić o nowej okupacji, tym razem sowieckiej. Oprócz bezkarnych żołnierzy wojsk sowieckich i wszechwładnego NKWD strach budziły tworzone od stycznia 1945 Urzędy Bezpieczeństwa Publicznego.

Życie codzienne w zajętym przez Armię Czerwoną Krakowie było bardzo ciężkie. Braki aprowizacyjne i lokalowe utrudniały funkcjonowanie rozbitych przez zawieruchę wojenną rodzin, ponadto szerzyły się bezprawie, kradzieże i gwałty. Nikt nie mógł czuć się bezpieczny. Do aresztowania mogło dojść na podstawie donosu, podejrzenia o "wywrotową" działalność, a czasem przez zwykły przypadek. W "podejrzanych" dla nowej władzy mieszkaniach urządzono tzw. kotły. Przebywający w takim lokalu funkcjonariusze NKWD albo UB zatrzymywali wszystkich, którzy się tam znaleźli. Niektóre kotły trwały wiele dni, odcinając zamknięte w nich osoby od świata zewnętrznego.

Już w pierwszych miesiącach 1945 r. władze radzieckie aresztowały działaczy Polskiego Państwa Podziemnego: żołnierzy walczących przecież - co warto podkreślić - o niepodległą Polskę, nauczycieli, urzędników, studentów, dziennikarzy, księży. Bodaj najsmutniejsze były przypadki aresztowania więźniów wracających z niemieckich obozów koncentracyjnych, pod zarzutem "podejrzanych" kontaktów z mieszkańcami państw zachodnich.

Wyszli - nie wrócili

Zachowane dokumenty Urzędu Wojewódzkiego Krakowskiego przedstawiają historie osób poszukujących bliskich. Nie wiedziano, co się stało z ludźmi wyprowadzanymi z domów "tylko" w celu złożenia wyjaśnień i niewracającymi tygodniami; areszto- wanymi z nieznanych przyczyn na ulicy lub zabranymi z miejsca pracy, a wszelkie próby uzyskania informacji o zatrzymanych nie przynosiły żadnego rezultatu. Nikogo bowiem nie informowano o losie aresztowanych, nie podawano również powodu zatrzymania ani miejsca osadzenia. Stąd bezsilni mieszkańcy województwa za pośrednictwem Wydziału Społeczno-Politycznego UWK zwracali się do wojewody z prośbą o pomoc w ustaleniu miejsca pobytu osoby zaginionej, wyjaśnienie powodów aresztowania oraz interwencję w celu zwolnienia z więzienia. Często poszukiwano potwierdzenia, czy zaginiony w ogóle żyje. Domagano się choćby prawa przesłania paczki z żywnością czy bielizną - przecież aresztowani przez wiele dni pozostawali w ubraniu, w którym ich zatrzymano.
Co można przeczytać w tych pismach? Znajdziemy w nich historie bezsilnych, zostawionych z dziećmi bez środków do życia żon; matek i ojców poszukujących synów; historie krewnych lub osób zaprzyjaźnionych, a czasami ledwie znajomych szukających informacji o miejscu pobytu przyjaciół. Są również pisma sygnowane przez dyrektorów różnych urzędów, placówek oświatowych, czasami instytucji kościelnych, które chcąc ratować aresztowanego, wystawiały poświadczenia moralności zapewniające o jego uczciwej pracy oraz patriotycznej postawie w okresie okupacji.

Po złożeniu przez petenta pisma, pracownicy Wydziału Społeczno-Politycznego z ramienia wojewody zwracali się do WUBP z prośbą o pilne ustalenie, gdzie aresztowany przebywa, i podanie powodów zatrzymania. Jeśli ktoś był zatrzymany na kilka dni, w odpowiedzi informowano, że dana osoba została już zwolniona, w przypadku gdy funkcjonariusze WUBP prowadzili śledztwo, informowano, że zatrzymany pozostaje w dyspozycji WUBP, a w jego sprawie toczy się postępowanie wyjaśniające lub śledztwo. Wydaje się, że najgorszą odpowiedzią dla rodziny była powiadomienie, że poszukiwany nie figuruje w rejestrze zatrzymanych, nie udało się ustalić jego miejsca pobytu i nic nie wiadomo w jego sprawie. Mogło to oznaczać, że poszukiwany nie żyje albo że Sowieci zesłali go na "białe niedźwiedzie"; w takich wypadkach zaginieni - jeśli dane im było przeżyć - wracali do domów po kilku latach katorżniczej zsyłki.

Sprawa Ciałowicza

27 marca 1945 r. Urząd Wojewódzki Krakowski interweniował w sprawie Tadeusza Ciałowicza. Sprawę wniosła żona zaginionego, spodziewająca się wówczas narodzin dziecka. Wspólnie z mężem zamierzali wyjechać do Warszawy, skąd w czasie okupacji zostali wysiedleni. Pieniądze na podróż Ciałowicz chciał zdobyć ze sprzedaży posiadanych przez siebie lekarstw. Transakcji miał dokonać 9 marca, w tym dniu żona widziała go po raz ostatni. Od osób trzecich dowiedziała się, że jej mąż został aresztowany przez Sowietów. W prośbie o interwencję zapewniała, że mąż nie wszedł w żadną kolizję z prawem i że może "chodzić o omyłkę lub nieporozumienie", o którego wyjaśnienie prosiła. Tymczasem Tadeusz Ciałowicz, kapitan AK o ps. "Garda", wpadł w kocioł urządzony w domu Aleksandra Głębowicza ps. "Junosz", został aresztowany i pod koniec marca 1945 r. wywieziony do ZSRR, skąd wrócił do pojałtańskiej Polski w 1947 r.

6 kwietnia 1945 r. Urząd Wojewódzki Krakowski przesłał do WUBP dwa pisma Okręgu Związku Nauczycielstwa Polskiego w Krakowie w sprawie aresztowania przez NKWD Wilhelma Zamory, kierownika Szkoły Powszechnej w Końskich, członka ZNP. W pierwszym piśmie Inspektoratu Szkolnego w Końskich podkreślano wielką stratę po aresztowaniu pedagoga, szczególnie że - jak pisano - w czasie okupacji 35 proc. nauczycieli zostało wysłanych do niemieckich obozów koncentracyjnych lub rozstrzelanych za prowadzenie działalności oświatowej. W drugim piśmie ZNP w Krakowie, nie rozumiejąc przyczyny aresztowania, prosił o szybkie zbadanie sprawy i jeśli aresztowanie było bezpodstawne - zwolnienie aresztanta. Wilhelm Zamora nie został jednak zwolniony. Jako podporucznik AK o ps. "Owczarek", szef Referatu II Obwodu Końskie AK, w połowie lutego został wywieziony do ZSRR, skąd wrócił 30 września 1947 r.
Za każdym złożonym pismem kryje się ludzki dramat. A ile było osób, które nie ośmieliły się składać pism w sprawie swoich bliskich i bezsilne czekały na ich powrót? Wbrew bowiem propagandowym hasłom o "wyzwoleniu" wojna dla Polaków się nie zakończyła, zmieniły się tylko mundury i język, którym posługiwały się wojska okupacyjne.

ELŻBIETA PIETRZYK, historyk, archiwista, pracownik Oddziału IPN w Krakowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski