MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zreformujmy prezydenturę

Redakcja
W systemie demokratycznym jednoosobowe organy władzy wykonawczej, od prezydenta państwa poczynając, a na szefie gminy kończąc, mogą być wybierane albo przez ogół obywateli, albo przez ciało kolegialne odpowiedniego szczebla. Wzorem rozwiązań amerykańskich przyjmuje się zazwyczaj, że bardziej demokratyczny jest sposób pierwszy. Ma on także zapewniać wyższą sprawność w działaniu władzy wykonawczej. Trzeba jednak wziąć pod uwagę istotne wady wyborów bezpośrednich

Za dużo władzy, za mało kontroli

Mandat szefa egzekutywy, uzyskany w trybie wyborów powszechnych, jest znacznie silniejszy niż w przypadku wyborów pośrednich. Sprzyja to ogromnej koncentracji władzy w rękach jednej osoby. Tymczasem jednym z kanonów demokracji jest zapobieganie skupianiu zbyt wielkiej władzy w jakimkolwiek ogniwie całego systemu, a szczególnie właśnie w organie jednoosobowym.
Organ jednoosobowy wybrany przez ogół obywateli nie może być skutecznie kontrolowany przez wyborców z powodów czysto technicznych: po prostu wyborców jest na to zbyt wielu. Odpowiadające temu organowi ciało kolegialne ma zaś bardzo ograniczone możliwości kontroli szefa egzekutywy, jeżeli samo go nie powołuje ani nie odwołuje. Tym samym ogromnym prerogatywom organu jednoosobowego towarzyszy deficyt kontroli nad jego działalnością. Jest to kardynalny mankament z punktu widzenia teorii zarządzania, której podstawowym kanonem jest równowaga między zakresami kompetencji (a więc władzy) oraz odpowiedzialności, egzekwowanej w trybie stosownej kontroli. Brak tej równowagi zagraża prawidłowości działania całej organizacji. W przypadku państwa czy jakiejś jednostki samorządowej organ jednoosobowy może się np. wyobcować z systemu, podlegać rozmaitym niejasnym wpływom, ulegać pokusie korupcji itp. Zbyt silna pozycja organów jednoosobowych, uzyskana dzięki ich wyborowi przez ogół obywateli, w praktyce skutkuje równoległym osłabieniem odpowiednich organów kolegialnych. Działa tu bowiem swoista zasada naczyń połączonych. Całe zaś dzieje demokracji potwierdzają, że kolegialność jest jej fundamentem, natomiast nadmiar władzy w rękach organu jednoosobowego stanowi ogromne jej zagrożenie. Wybory szefa egzekutywy prowadzą niekiedy do tzw. kohabitacji i związanych z tym zakłóceń jego współpracy z parlamentem czy radą samorządową.

Pośrednio znaczy lepiej

Alternatywa wolna od tych mankamentów to wybory szefów władzy wykonawczej przez odpowiednie ciała przedstawicielskie na wszystkich szczeblach państwa i samorządu terytorialnego. Mimo że ogół mieszkańców np. jakiegoś miasta nie będzie już wtedy wybierać swojego prezydenta, demokracji będzie więcej a nie mniej, a poza tym będzie ona lepiej zabezpieczona. Cóż bowiem z tego, że możemy bezpośrednio wybierać prezydenta miasta, jeśli już od następnego dnia przez cztery lata nie mamy dosłownie żadnego wpływu na jego działalność ani bezpośrednio (bo jako wyborcy stanowimy tylko amorficzny tłum), ani przez radnych (bo prezydent może ich prawie całkiem ignorować). Lepiej więc zrezygnujmy na rzecz rady miejskiej z wątpliwej satysfakcji, płynącej z możliwości wybierania prezydenta miasta. W zamian uzyskamy możliwość wprawdzie tylko pośredniego (poprzez radnych), ale jednak istotnego wpływu na to, co się w naszym mieście dzieje.
Analogiczne rozumowanie można zastosować do wyboru szefa egzekutywy na dowolnym szczeblu samorządu terytorialnego, a także do wyboru głowy całego państwa. Niech prezydenta kraju kontrolują i ewentualnie odwołują deputowani do parlamentu. Będą oni w stanie to robić tylko pod warunkiem, że sami go wybiorą. My jako szeregowi obywatele nie mamy żadnych szans bezpośrednio wpływać na sposób działania prezydenta kraju. Natomiast poseł jest dla obywatela osiągalny i jest od niego realnie zależny.
Alternatywa ustrojowa jest więc taka: wybór szefa egzekutywy bezpośredni (pozornie bardziej demokratyczny, ale w istocie prowadzący do demokracji fasadowej, w której w dzień po wyborach obywatel staje się już tylko kibicem) albo wybór poprzez posła lub radnego (dający obywatelowi tylko pośredni, a więc słaby, ale jednak realny wpływ na działalność najważniejszego urzędnika). Niezadowolenie społeczne z sytuacji w Polsce sprawia, że pojawia się pokusa rządów silnej ręki wyrażająca się wezwaniami do wzmocnienia władzy prezydenckiej.

Okazja do korekty

Zbyt silna prezydentura jest jednak czymś sprzecznym z istotą demokracji. Jak w naczyniach połączonych, jeśli dodamy władzy prezydentowi, trzeba jakiemuś innemu organowi jej ująć. Trzeba jej też ująć szeregowemu obywatelowi. W ten sposób możemy niepostrzeżenie znaleźć się na niebezpiecznej ścieżce, wiodącej w kierunku dyktatury. Takim zagrożeniom sprzyjają szczególnie czasy kryzysu gospodarczego.
Mądrość polityczna niektórych demokratycznych społeczeństw europejskich wyraża się między innymi w utrzymywaniu czysto symbolicznej monarchii przy przekazaniu pełni faktycznej władzy parlamentowi. Koszty utrzymywania dworu zwracają się z nawiązką nie tylko dzięki zwiększonym dochodom z turystyki, ale przede wszystkim poprzez uwolnienie się od bardzo nieraz kłopotliwej instytucji prezydenta, która często wnosi do systemu politycznego więcej zamieszania niż pożytku. Przykładów takiego zamieszania w ciągu kolejnych prezydentur w Polsce nie trzeba chyba przypominać. Oczywiście, powrotu do monarchii konstytucyjnej w Polsce nikt rozsądny postulować nie może. Jednak model polskiej prezydentury należałoby zreformować, naśladując np. świetnie się sprawdzający przykład Niemiec, gdzie prezydenta, wyposażonego w stosunkowo niewielkie kompetencje, wybiera parlament. Można też rozważyć model zbliżony do amerykańskiego, w którym funkcję szefa państwa i szefa rządu pełni ta sama osoba - jednak z taką istotną modyfikacją, że to parlament a nie ogół obywateli prezydenta wybiera, kontroluje i ewentualnie odwołuje. Aby dokonać postulowanych wyżej zmian ustrojowych, potrzebna będzie korekta konstytucji.
Jest ku temu właśnie świetna okazja, gdyż istnieją także inne powody (związane z naszym członkostwem w UE), dla których parlament będzie już wkrótce musiał wprowadzić do ustawy zasadniczej pewne zmiany. Jednocześnie perspektywa wyborów parlamentarnych, prezydenckich oraz samorządowych jest jeszcze dość odległa. Znajdujemy się więc w odpowiedniej fazie cyklu politycznego, w której można prowadzić dyskusje ustrojowe spokojnie, a nie pod presją przedwyborczych kalkulacji politycznych. Zmiany w konstytucji powinny też wzmocnić pozycję ustrojową posłów i radnych, a przede wszystkim samych obywateli. Jest to jednak temat na odrębne rozważania.
Janusz Jaworski\*
\*Autor jest wykładowcą Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski