Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zróbmy na choinkę kołyski z opłatków i wylansujmy aniołka

Rozmawiała Małgorzata Mrowiec
Małgorzata Oleszkiewicz i aniołki
Małgorzata Oleszkiewicz i aniołki Fot. anna kaczmarz
Rozmowa. O tym, że tradycja w naszych czasach zmienia się błyskawicznie, ulegamy wzorcom z innych kręgów kulturowych, które docierają do nas przez filmy, telewizję i internet - mówi MAŁGORZATA OLESZKIEWICZ, starszy kustosz Muzeum Etnograficznego w Krakowie.

- Gdybyśmy żyli sto lub więcej lat temu, już z początkiem grudnia ruszylibyśmy do wielkich porządków przedświątecznych?

- Tak, przygotowania do świąt zaczynały się znacznie wcześniej niż teraz. I nie było to tylko sprzątanie domu i obejścia, ale też przygotowanie duchowe. Adwent, który poprzedza święta Bożego Narodzenia, obchodzono przy tym w całej Europie w dwojaki sposób: radosny albo pokutny. Na południu Polski i w samym Krakowie był to czas pokuty - po świętym Andrzeju już nie wolno było urządzać zabaw, muzyka nie mogła grać, poszczono, ludzie chodzili ze świecami na roraty. W tej chwili zupełnie się to zmieniło. Chociażby urządzamy targi bożonarodzeniowe, wzorem innych części Europy, zwłaszcza Niemiec. Tam te doroczne jarmarki są znane od średniowiecza, zgodnie z tradycją przychodzi się na nie coś kupić, zjeść, spotkać się ze znajomymi. Kraków też teraz z wyprzedzeniem ubiera się w dekoracje, iluminacje świąteczne, w czasie, który kiedyś był okresem wyciszenia i spokoju. Ale i sam Kościół też dziś zachęca do przeżywania adwentu jako radosnego czasu oczekiwania na Boże Narodzenie.

- Ale wcale nie do puszczania kolęd albo świątecznych piosenek i stawiania ubranej choinki na miesiąc przed świętami, co jest normą w marketach...

- Więcej: ja obserwuję już nawet, że w wielu domach grubo przed świętami widać z daleka światełka w oknach, bo ktoś wcześniej ubrał choinkę. Dzieci wtedy coś tracą, bo choinka przestała być czymś wyjątkowym i wyczekiwanym. Kiedyś drzewko - bo tak wcześniej określało się choinkę w Krakowie - pojawiało się dopiero w wigilię. Były okresy, kiedy wspólnie się je ubierało, ale za czasów mojego dzieciństwa w wielu krakowskich domach był też zwyczaj, że dzieci w tym nie uczestniczyły, a choinkę, zamkniętą w osobnym pokoju, oglądały dopiero gdy przyszedł czas wieczerzy wigilijnej. Dzieciom mówiło się wtedy, że aniołek przyniósł drzewko razem z prezentami. I dopiero to robiło wrażenie!

- Zwyczaje od zawsze podlegają modyfikacjom. Czy rzeczywiście mamy teraz nadzwyczajną rewolucję?

- Zawsze delikatnie się uśmiecham, gdy ktoś rzuca gromy, bo następuje zerwanie z tradycją, coś się zmienia. A przecież zmiany następowały zawsze, tyle że wolniej. Kiedyś okresy świętowania znacznie się odróżniały od dnia codziennego, sacrum od profanum były bardzo wyraźnie - również w czasie - oddzielone od siebie. A w tej chwili nie widzimy różnicy pomiędzy adwentem a świętami, gdy od dawna choćby otaczają nas te choinki. Dawniej inny sposób obchodzenia świąt Bożego Narodzenia pojawiał się wraz z przybyszami z zewnątrz. I tutaj w Krakowie mamy dużo wpływów niemieckich, a wraz z rodzinami, które przybyły ze wschodnich krańców naszego kraju, pojawiła się np. kutia. Ale wcześniej zwyczaje ewoluowały przez dłuższy czas, a w naszych czasach zmieniają się błyskawicznie. Przez media - radio, telewizję, internet - mamy zalew wszelkiego rodzaju informacji, wzorów, z których możemy sobie wybierać do woli, co chcemy. Dlatego część zwyczajów zmienia się na naszych oczach, niektóre sami akceptujemy i przenosimy do własnego domu.

- I w efekcie świętowanie przesunęło nam się przed same święta?

- Może nie tyle świętowanie, co raczej atmosfera. Już od listopada, przez cały grudzień panuje szczególny nastrój związany ze świątecznym wystrojem, są też organizowane w tym czasie - z wyprzedzeniem - w różnych gronach znajomych, w pracy, w szkole: „opłatki”, „wigilie”, koncerty kolęd, widowiska jasełkowe. Tymczasem w naszej polskiej tradycji dopiero od wigilii i pasterki zaczynał się cały długi czas świętowania Bożego Narodzenia, okres staropolskich godów. Trwał on aż do Trzech Króli.

- Na czym to świętowanie polegało?

- Ludzie zbierali się po domach i śpiewali kolędy podczas tzw. świętych wieczorów. Przychodzili kolędnicy, a kolędowanie było obrzędową formą składania życzeń. Składano je też przez odgrywane widowiska. Kolędnicy przynosili życzenia, za które trzeba się było odwzajemnić darem, czyli kolędą (to słowo znaczyło dar, a dopiero od połowy XIX wieku zaczęto je używać na określenie pieśni).

- Święte wieczory zostały już tylko w książkach i materiałach etnografów, ale może do jakichś tradycji wracamy?

- Coraz częściej w domach stawia się znowu choinkę naturalną, a nie sztuczną, jaka królowała przez lata. Wraca się do pieczenia pierniczków. Niektórzy zaszczepiają w swoich rodzinach dawne, a teraz odkrywane zwyczaje. Mam kolegę, w którego rodzinnych stronach, na wsi, uchowała się tradycja jedzenia podczas wieczerzy wigilijnej przynajmniej jednej potrawy przez całą rodzinę z jednego talerza. Ten zwyczaj tak spodobał się jego żonie, pochodzącej z miasta, że teraz jest kultywowany również w ich krakowskim domu.

- Dwanaście potraw na wieczerzę wigilijną - żelazna zasada, której trzyma się chyba każda gospodyni. To wielowiekowa tradycja?

- Właśnie nie! Choć takie jest przekonanie większości Polaków. Jest to zwyczaj notowany dopiero od drugiej połowy XX w., wiąże się z adaptowaniem dawnych zwyczajów przez Kościół. W tym wypadku tłumaczy się, że 12 potraw nawiązuje do 12 apostołów. A wcześniej uważano, że jedzenia na stole wigilijnym powinno być jak najwięcej, a jeśli w ogóle liczono potrawy, to miało ich być 11, dziewięć (u ludzi średnio zamożnych), pięć (u biedniejszych) - zawsze liczba nieparzysta. Odwrotna z kolei była zasada dotycząca liczby osób siedzących przy stole. I tu absolutnie powinna być liczba parzysta.

- Dlaczego?

- Nieparzystość powoduje jakiś ruch: może czegoś ubyć, może przybyć. W przypadku potraw jest szansa, że ich przybędzie. A w przypadku liczb parzystych mamy pełnię, zamknięcie. Dlatego jeżeli do stołu zasiądzie 12 osób - to świetnie, nikogo nie ubędzie. Kiedyś nawet starano się kogoś zaprosić tak, żeby była odpowiednia liczba osób. Dziś chyba jest to już absolutnie zapomniane.

- Wiele osób w okresie świąt wybiera się na cmentarz. To też stosunkowo nowy obyczaj?

- Święta to moment łączności z rodziną, także ze zmarłymi z naszych rodzin. Dawniej nie odwiedzało się ich na cmentarzu, tylko wierzono, że ich dusze są obecne z nami: że ci, którzy nie mogą być z nami fizycznie, są przy stole wigilijnym duchem. Dla dusz zmarłych zostawiano resztki potraw i to dla nich zapalano świeczki na choince, które przerodziły się we współczesne lampki.

- Jaki zapomniany element tradycji świątecznej warto by odkurzyć na nadchodzące święta?

- Drzewka przyszły do nas z Niemiec, różne inne tradycje były do nas przeszczepiane. Natomiast wyjątkową polską tradycją są opłatki: wypiekanie ich w formach ze scenami Bożego Narodzenia i łamanie się nimi. Ta tradycja, jak wiadomo, przetrwała. Natomiast wiele osób może nie wiedzieć, że z opłatków były niegdyś robione ozdoby choinkowe: światy (w kształcie kuli, robione na pamiątkę narodzenia Jezusa - Pana świata) i kolebki, czyli kołyski dla Dzieciątka. To na dzisiejsze czasy szalenie oryginalna rzecz. W naszym muzeum na warsztatach uczymy dzieci, jak je robić, byłoby świetnie, gdyby takie ozdoby wróciły na krakowskie choinki. Wykonanie jest bardzo proste: wyciąć elementy, poślinić i skleić. Maria Estreicherówna, która opisała XIX-wieczne krakowskie zwyczaje, wspominała o tym, jak jej ojciec dla swojej przyszłej żony zrobił z opłatków cały piętrowy dom, z pokojami, drabiną, dwoma psami i tablicą z nazwiskami właściciela i lokatorów.

- Z tradycyjnych ozdób - co mogłoby się jeszcze znaleźć na naszych choinkach?

- Przypomnijmy, że zanim w XIX wieku w Krakowie pojawiły się stojące drzewka, popularne były tzw. sady, czyli zawieszane u sufitu wierzchołki drzewek albo niewielkie choinki. Pierwotnie ubierano je w zabawki, ale przede wszystkim w różne rzeczy do jedzenia: wypiekane ciasteczka, cukierki zawijane w kolorowe papierki, a także suszone owoce. Zamiast papierowych łańcuchów robiono całe girlandy z rodzynków i migdałów. Ważny na krakowskiej choince jest na pewno aniołek: zawsze wisiał tuż pod gwiazdą, która była na samym szczycie. I to właśnie aniołek przynosił w Krakowie prezenty w wigilię.

- No właśnie, z przynoszeniem prezentów dzisiaj sprawa jest bardzo niejasna. Może by na nowo wylansować aniołka?

- Mamy kompletne zamieszanie jeśli chodzi o to, kto przynosi prezenty. Kiedyś dzieci w Krakowie wierzyły, że św. Mikołaj przychodzi w nocy z 5 na 6 grudnia i wtedy podkłada im podarki pod poduszki, opatrzone złotą rózgą. Chodził też wtedy po Krakowie św. Mikołaj w stroju biskupa, w towarzystwie diabła i anioła, a jednocześnie w witrynach sklepów i piekarni pojawiały się tabliczki z anonsem: „św. Mikołaj z orszakiem odwiedza dzieci - tylko grzeczne - 5 i 6 grudnia”. A w wigilię prezenty przynosił aniołek. W tej chwili i 6 grudnia, i w wigilię pojawia się Mikołaj, choć wcale nie wiadomo, czy święty, w czerwonej czapce jak krasnal - wypadkowa wielu różnych tradycji z całego świata. Może rzeczywiście warto by zrobić kampanię, dzięki której wróciłby aniołek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski