Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Związki zawodowe: nie taki diabeł straszny

Włodzimierz Knap
Liderzy związkowi zapewniają o swojej apolityczności
Liderzy związkowi zapewniają o swojej apolityczności FOT. ARKADIUSZ GOLA
Polityka. Związkowcy nie potrafią zmobilizować mas oraz wpłynąć na scenę polityczną.

Związki zawodowe są w Polsce diabolizowane – mówi prof. Juliusz Gardawski, kierownik Katedry Socjologii Ekonomicznej w Szkole Głównej Handlowej. W jego ocenie, ani nie mają dość siły, by zmobilizować masy społeczne, ani nie wywierają istotnego wpływu na politykę.

Ich liderzy żyją, zdaniem prof. Gardawskiego, ze świadomością, że na zbliżeniu ze stronnictwami politycznymi związki wychodziły niczym Zabłocki na mydle. Dziś zaś boją się, że ponowny bliski „romans” może przynieść taki sam efekt.

Socjolog z SGH przypomina, że w III RP związki miały wpływ na kształt sceny politycznej i stanowienie prawa jedynie w pierwszej połowie lat 90. i gdy premierem był Jerzy Buzek, a z tzw. tylnego siedzenia przez pewien czas rzeczywistą władzę sprawował Marian Krzaklewski, szef Solidarności i AWS. Polską od 2007 r. rządzą PO i PSL, za którymi nie stoi żaden związek zawodowy.

Wczoraj natomiast liderzy trzech największych organizacji, czyli Solidarności (Piotr Duda), OPZZ (Jan Guz) oraz Forum Związków Zawodowych (Tadeusz Chwałek), zapewniali na wspólnej konferencji prasowej, że są strażnikami związkowej apolityczności. – Ja zaś jestem Marsjaninem – ironizuje Adam Szejnfeld, poseł PO.

Prof. Jacek Wódz, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego, przekonuje, że wyraźny jest sojusz szefów Solidarności z PiS, a OPZZ z SLD.

– Na szczęście – według prof. Wodza – Piotr Duda oraz Jan Guz nie są trybunami ludowymi z prawdziwego zdarzenia. Ten pierwszy to zadufany działacz, któremu marzy się wielka kariera polityczna, ale w gruncie rzeczy jest typowym krzykaczem, nikim więcej. Guz zaś to urzędnik do szczętu pozbawiony autorytetu i charyzmy, a jego wpływy dodatkowo ogranicza mizerna kondycja SLD – mówi prof. Wódz.

Prof. Gardawski podkreśla, że związki zawodowe mają ograniczone możliwości mobilizacji Polaków, gdy znacząca część społeczeństwa nie jest wzburzona.

– Związkowcy w Polsce mogą co najwyżej dostosowywać się do sytuacji, a nawet przejąć kierowniczą rolę w czasie negocjacji, ale nie są w stanie wywołać fermentu – ocenia.

Zwraca uwagę, że w samym Paryżu związkowcy potrafią wyprowadzić setki tysięcy osób na ulice miasta, nawet gdy sprawa nie dotyczy kwestii pierwszoplanowych. Podobną dużą zdolność mobilizacyjną mają związkowcy w innych krajach zachodnich.

– U nas do Warszawy związkowi działacze są w stanie autobusami z całego kraju ściągnąć co najwyżej kilkadziesiąt tysięcy ludzi, i to wtedy gdy idzie o sprawy ważne, jak emerytury – mówi prof. Gardawski.

Zwraca przy tym uwagę, że nie tylko liderzy związków zrozumieli, iż związanie się z partiami szkodzi ich organizacjom, lecz również szefowie PiS i SLD traktują związki jako co najwyżej drugorzędnego partnera.

– Był czas, że Jarosław Kaczyński mógł się obawiać Piotra Dudy. Prezes PiS dziś wie, że szef Solidarności to watażka, którego może wykorzystać do własnych celów – twierdzi prof. Wódz. Podkreśla, że nagminne przewartościowywanie Dudy przez tzw. media głównego nurtu wynika z faktu, iż na tle swojego poprzednika na fotelu szefa „S”, czyli Janusza Śniadka, wypada świetnie. – Porównując się ze Śniadkiem, prawie każdy może uważać się za geniusza – mówi prof. Wódz.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski