Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żywe kosiareczki. Potrafią ściąć trawę przy samej ziemi. Do tego użyźnią ją. O ile... przetrwają

Grzegorz Tabasz
fot. Grzegorz Tabasz
Kiedyś było ich pięć milionów, dziś zaledwie dwieście tysięcy. Jeśli dalej tak pójdzie, przyjdzie nam wpisać Owce na listę ginących gatunków

Znanymi ikonami świąt Wielkiejnocy są zajączki, baranki, kosz pisanek i palma z bazi. O ile z pisankami, baziami i zajączkami nie ma większego problemu, to ze spotkaniem baranka może być kłopot. Proszę sobie przypomnieć, kiedy to ostatni raz na górskim szlaku spotkaliście żywą owcę? O Tatrach nie wspominam, gdyż w Dolinie Kościeliskiej czy Chochołowskiej owce są rodzajem żywego eksponatu muzealnego.

Ćwierć wieku temu po kraju hasało pięć milionów owiec. Dzisiaj dwieście tysięcy. Owieczki, jagnięta i barany można wpisać na listę ginących gatunków. Podobnie jak hale. Najbardziej rozpoznawalny element karpackiego krajobrazu zniknie najdalej za ćwierć wieku. Jeśli porównać turystyczną mapę Beskidu Sądeckiego wydaną w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku ze stanem z natury, to okaże się, iż rozległe polany zmalały o jedną trzecią. Beskidzkie hale, kudłate owieczki i wielkanocne baranki nie mogą bez siebie istnieć.

Nim zacznę rozdzierać szaty nad krajobrazem Karpat i dolą pasterzy, kilka słów o początkach owczej symboliki. Udomowienie dzikich owiec nastąpiło osiem, może dziewięć tysięcy lat temu. Zwierzaki były wdzięcznym obiektem hodowli. Prosta obsługa, małe wymagania, przyzwoity zysk. Mleko, wełna, mięso i skóry. Stąd prosta droga do mitycznego złotego runa i powiedzenia o wyższości regularnego strzyżenia owiec nad jednorazową konsumpcją.

Baranki szybko stały się wysoko cenionym zwierzęciem ofiarnym. Wpierw był Abraham i owieczka zamiast ofiary z syna. Potem krew jagnięcia uchroniła Izraelitów przed najdotkliwszą plagą egipską. Wreszcie najważniejsza ofiara Chrystusa, który stał się naszym Prawdziwym Barankiem Paschalnym i ostatecznym wyjściem z Domu Niewoli. Gdzieś po drodze narodziło się wiele metafor o zagubionych owcach i Dobrym Pasterzu. Starożytne ludy Bliskiego Wschodu uważały barana za symbol płodności, zaś astronomiczną wiosnę wyznacza wejście Słońca w konstelację Barana. Dźwięk trąby z rogów barana zburzył mury Jerycha i w baranim rogu trzymano oliwę do namaszczania królów. Owce, barany i jagnięta, to bardzo, ale to bardzo ważne zwierzaki.

Teraz czas na nasze hale. Młody i ulotny element krajobrazu. Sześć wieków temu Karpaty pokrywała nieprzebyta puszcza. Nieliczne szlaki handlowe na południe przebiegały wzdłuż dolin rzek i przez kilka przełęczy. Wszystko zaczęło się zmieniać pod koniec XV wieku, kiedy z Bałkanów i Zakarpackiej Rusi przywędrowali pierwsi koczownicy ze stadami owiec. Zarówno szlachta jak i królewski dwór powitali przybyszów z radością. Osadnicy zajmowali puste, niegościnne ziemie, których nie potrafili ujarzmić niemieccy przybysze dwieście lat wcześniej.

Dla powstających wsi utworzono specyficzny model osadnictwa na prawie wołoskim. Szczodrą ręką udzielano ulg podatkowych. Nadawano sporą autonomię, łagodną pańszczyznę i bez problemu akceptowano prawosławną religię przybyszów. Puszcze bez ludzi nie przynosiły właścicielom żadnych dochodów, zaś każda, choćby mizerna danina od nowych poddanych była mile widziana. Nawet jeśli uiszczano ją w naturze. W skórach, wełnie czy serach. I tu pojawiają się domowe bydlątka, dla których osadnicy zaczęli wycinać lasy. Nieliczne woły i krowy, oraz bardziej dostępne dla biedoty kozy i nasze owieczki. Wioski budowano w dolinach, zaś pola do wypasu tworzono znacznie wyżej - w miejscach, gdzie wykarczowano las. Od końca wiosny do początków jesieni żywy inwentarz przeganiano w góry. Pasterze zajmowali szałasy, zwierzaki mieszkały pod gołym niebem.

Owieczka to rodzaj żywej kosiarki. Ścina trawę tuż przy samej ziemi i użyźnia ziemię odchodami. Nasiona jodeł, buków czy świerków, jeśli nawet zdołają skiełkować, to i tak nie mają najmniejszych szans na rozwój. Po kilkudziesięciu latach powstały rozległe, widokowe polany w szczytowych partiach gór, zwane halami. Eksplozja traw i łany pachnących ziół na obrzeżach łąk przyciągnęły kolejne grupy zwierząt. Pojawiło się mnóstwo bezkręgowców.

Barwne motyle, trzmiele, pająki. Obficie zastawiony stół niczym magnes przyciągnął owadożerne ptaki i drobne ssaki. Mroczna i uboga w gatunki Puszcza Karpacka szybko wzbogaciła się w setki nowych roślin i zwierząt. Na straży przyrodniczego bogactwa stały tysiące owiec, których coroczne wypasy lub przynajmniej wykaszanie łąk na siano powstrzymywało powrót lasu. Pierwszy kryzys przyszedł tuż po niesławnej pamięci Akcji „Wisła”. Po wysiedlonych Łemkach, których przemieliła wielka polityka z domieszką nacjonalizmu, zostały cerkwie i górskie szałasy.

Na szczęście nowi osadnicy, jeśli nawet nie wypasali regularnie zwierząt na halach, przynajmniej kosili trawę. Socjalizm z wiecznymi niedoborami i kolejkami wytworzył specyficzną grupę chłoporobotników. Klasa robotnicza rodem z małych górskich gospodarstw produkowała w wolnych chwilach rzadko widywane w sklepach szynki i kiełbasy. Czy ktoś jeszcze pamięta niegdysiejszą modę na cieplutkie baranie kożuchy?

Na beskidzkie łąki przepędzano stada z Tatr i przywożono pociągami owce z odległych Bieszczadów. Hale w nienaruszonym stanie przetrwały do 1989 roku, kiedy to niewidzialna ręka rynku przewróciła wszystko do góry nogami. Owczarstwo przestało być opłacalne, a porzucone polany zaczął zarastać las. Proszę nie dawać wiary w zaznaczone na mapach punkty, skąd mają roztaczać się widokowe panoramy. Większość z nich zasłoniły jodły i świerki. I nie pomogą unijne dopłaty środowiskowe wypłacane za wykaszanie łąk.

Bez misternego połączenia małych, rodzinnych gospodarstw w górach ze stadami owiec, całe bogactwo przyrodnicze i kulturowe wkrótce przestanie istnieć. Owce trzymają już tylko najwięksi pasjonaci. Jeśli spełnić skomplikowane przepisy, to cena naszej beskidzkiej jagnięciny będzie wyższa niż ta sprowadzona z Irlandii czy Hiszpanii. Jak to jest, że w tej samej Unii owczarstwo w Alpach i Pirenejach, czy nawet tuż zza Odrą, jest opłacalne, a u nas już nie, zakrawa na wielką tajemnicę.

Baranek z fotografii to już tylko maskotka. Przytulanka. W rzeczywistości powędruje na wielkanocny stół. Nie, nie nasz polski, lecz włoski, gdzie bardzo sobie cenią smak jagnięciny wyhodowanej na prawdziwej trawie. Pewnie zapytacie, jak tu zabić i zjeść coś tak milutkiego. Toż to samo życie. Łańcuch pokarmowy. Zabijasz i prędzej czy później zostaniesz zjedzony. Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz. Lecz pewnego dnia, o wschodzie słońca…

***

Ponad połowa światowej populacji owiec jest w krajach rozwijających się. Największe stada tych zwierząt utrzymywane są w Chinach, Indiach, Australii, Sudanie, a w Europie - w Wielkiej Brytanii, we Francji, Włoszech, w Hiszpanii i Grecji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski