Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żywot aktora odnalezionego

Jolanta Ciosek
Każdego bohatera, którego gram, staram się bronić. Nawet zdrajcę...
Każdego bohatera, którego gram, staram się bronić. Nawet zdrajcę... FOT. Sylwia Dąbrowa
Znani seniorzy. Od wielu lat walczą o niego najlepsi reżyserzy, bo jego udział w filmie gwarantuje mięsistość granej przez niego postaci. Bywa, że Marian Dziędziel - bo nim mowa - ma w planie jednocześnie kilka filmów.

Kiedy na egzaminie do krakowskiej PWST recytował „Stepy akermańskie”, komisja usłyszała: „Wpłynołech na suchego przestwór oceanu.../Jadymy, nikt nie woło”. Wszyscy pokładali się ze śmiechu. Po egzaminie prof. Roman Stankiewicz powiedział: „Przyjmiemy pana pod warunkiem, że w ciągu pół roku nauczy się pan porządnie mówić po polsku”. A rzecz miała miejsce ponad 50 lat temu, gdy Marian Dziędziel, rodowity Ślązak, zdecydował o wyborze zawodu aktora. Od tej pory zagrał w kilkudziesięciu filmach i serialach, a także dziesiątki ról teatralnych. Jednak smak prawdziwej kariery poznał dopiero przed kilkoma laty. Jego szczególnym osiągnięciem była rola Wojnara w filmie „Wesele” Wojciecha Smarzowskiego, za którą został obsypany prestiżowymi nagrodami.

Marian Dziędziel pochodzi z tradycyjnej śląskiej rodziny. Jego ojciec był górnikiem rozmiłowanym w literaturze i teatrze. To dzięki niemu pan Marian poznał smak twórczości literackiej i poszedł w „komedianty”. - Ojciec przyłożył rękę do mojej decyzji, a na pewno nie przeszkadzał w jej podjęciu. Z gwarą też szybko sobie poradziłem, bo zgodnie z danym słowem w pół roku nauczyłem się poprawnego akcentu i literackiego języka. Ale do dziś, gdy przyjeżdżam w rodzinne strony, zaczynam mówić gwarą, której po powrocie przez kilka dni „oduczam się”. Pamiętam swój przyjazd po egzaminie do domu. Ojciec stał na podwórku i woła do matki: „Waleska, Maryś się dostał”. „Kaj się dostał?” - spytał brat matki, przysłuchujący się rozmowie. „Za aktora” - usłyszał i natychmiast odpowiedział: „Waleska, miałaś go dać za farorza, a dałaś za kurwiorza”. Istotnie, był taki pomysł w rodzinie, bym poszedł na farorza, czyli na księdza. Jak widać, komedianci cieszyli się nie najlepszą sławą.

U mistrza Golińskiego

Od początku swe artystyczne losy związał z Teatrem im. Słowackiego. Zmieniali się dyrektorzy i repertuar, a on ciągle miał sporo do grania. Nie czuł potrzeby zmiany teatralnego adresu. - Za pewne wybory, zawodowe i życiowe, sam odpowiadam. Nie mam ochoty zrzucać winy na dyrektorów i zły los. Żyję dobrym dzisiaj i jeszcze lepszym jutro.

Pierwsze ważne role zagrał w spektaklach Jerzego Golińskiego. - Myślę, że od Golińskiego nauczyłem się najwięcej. Jako młody człowiek spotkałem się od razu z artystą o niezwykłej inteligencji, dużych umiejętnościach zawodowych i wysokiej kulturze teatralnej. Golo jest profesjonalistą, który wymagał od aktorów profesjonalizmu. Nikomu nie pozwalał na taryfę ulgową - mówił w jednym z wywiadów.

Po debiucie w „Złotej czaszce” w reż. Golińskiego w miesięczniku „Teatr” pojawiła się bardzo pochlebna recenzja Wojciecha Natansona. Ojciec pana Mariana był dumny z syna. A jednak Jerzy Goliński powiedział aktorowi: „Żeby chociaż coś było na twej gębie. Ale taka dupa niemowlęcia? Nie ma jak obsadzić. (...) Żeby choć jedna zmarszczka była”. - Nie zapomnę tego nigdy. Nawet miejsce, w którym mi to powiedział, pamiętam. Dopiero zaczynałem. Na szczęście szybko obsadził mnie w „Kuligu”.

Piwnica i koncert

Śpiewał w Piwnicy pod Baranami, o czym niewielu pamięta. Jak wspomina, było wesoło, towarzysko i alkoholowo. Pisali dla niego Pawluśkiewicz, Konieczny, Preissner.

Wielu telewidzów zapewne pamięta Telewizyjny Koncert Życzeń prowadzony przez aktora. - Trochę się tej fuchy wstydziłem. W telewizji nie było jeszcze reklam, nie zdążyliśmy się przyzwyczaić. Środowisko niechętnie przyjmowało podobne pomysły. Dzisiaj, z dystansu czasowego, dobrze wspominam tamte lata. W życiu robiłem o wiele gorsze i mniej chwalebne rzeczy. Ale ten rozdział zamknięty - dodaje.

Droga do wielkiego kina

Na początku był obsadzany głównie w klasycznym repertuarze. - Nie ma co się oszukiwać. Zawodu uczy teatr. Tam jest reżim, trzeba mieć spore umiejętności, żeby skupić uwagę widza - mówi Marian Dziędziel o drodze, jaką przeszedł z Gołkowic do wielkiego kina.

Bo rzeczywiście, wielkie kino, czyli oszałamiająca jak na polskie warunki kariera filmowa zaczęła się w życiu pana Mariana dość późno. Miał 57 lat kiedy zagrał w „Weselu” Smarzowskiego. I poszło. Zaczął robić błyskawiczną karierę, gdy jego rówieśnicy schodzili z ekranu. Po ponad 40 latach bycia etatowym aktorem Teatru im. J. Słowackiego sam przeszedł na emeryturę, mając wiele zajęć w filmie i nie chcąc blokować etatu młodym.

„Gry uliczne”, „Piąta pora roku”, „Supermarket”, „Drogówka”, „Miłość”, „Prawo Agaty”, „Dom zły” czy „Moje córki krowy” to tylko niektóre z ważnych filmów aktora. Dostał wiele nagród, m.in. Orła - Polską Nagrodę Filmową za rolę w „Weselu”, Złoty Laur za Mistrzostwo w Sztuce czy nagrodę za rolę w filmie „Piąta pora roku” na Międzynarodowym Festiwalu w Kairze.

,,Zwykły aktorzyna”

Marian Dziędziel to dość nietypowy aktor. Nie mówi publicznie o sprawach prywatnych, nie pajacuje w telewizyjnym show, nie wiążą się z nim żadne skandale. Wartości, które wyniósł ze szkoły, są dla niego wciąż aktualne: szacunek dla drugiego człowieka, zaangażowanie w rolę i oddanie pracy. Oraz skromność, w końcu zawsze powtarza, że jest „zwykłym aktorzyną z Krakowa”. Daj Boże więcej takich „zwykłych aktorzyn”.

Jego charakterystyczne role dodają filmom animuszu, czasami bawią, czasami są tragikomiczne. - Mam taką zasadę: każdego bohatera, którego gram, staram się w jakiś sposób bronić. Nawet pijaczka, nawet zdrajcę. Szukam przyczyn tego, dlaczego jest taki, a nie inny. To nie znaczy, że muszę być do tego absolutnie przekonany. Obowiązkiem aktora, przynajmniej według mnie, jest bronić człowieka. Okoliczności, które zaszły, mogły spowodować, że człowiek się w pewnych rzeczach zatracił, zagubił. Jego droga się zachwiała - mówił Dziędziel w jednym z wywiadów.

„Aktor odnaleziony. Marian Dziędziel” to dokumentalny film o aktorze w reżyserii Marty Węgiel. Można w nim zobaczyć fragmenty filmów z udziałem aktora oraz usłyszeć jego wspomnienia o najważniejszych momentach w życiu.

Ciąg dobrych przypadków

Od wielu lat o Dziędziela walczą najlepsi reżyserzy, bo jego udział w filmie gwarantuje mięsistość granej przez niego postaci. Bywa, że ma kilka filmów naraz w planie.

- Naprawdę nigdy nie wiesz, na co naprawdę cię stać, dopóki nie pojawi się ktoś, kto wydobędzie z ciebie prawdziwe predyspozycje. W moim przypadku w kinie byli to najpierw Krzysztof Krauze, potem Wojciech Smarzowski, a w teatrze na przykład Jerzy Goliński. „Gry uliczne” Krauzego były zwielokrotnionym zbiegiem okoliczności: późniejszy autor „Wesela”, Wojtek Smarzowski, robił do tego filmu fotosy i kręcił reportaż z planu, Łukasz Kośmicki, operator „Gier”, napisał scenariusz do „Sezonu na leszcza” i polecił mnie reżyserowi tego filmu, Bogusiowi Lindzie. Współautorem scenariusza „Sezonu” był również Wojtek Smarzowski, który wkrótce potem zaproponował mi role w „Kuracji”, „Małżowinie”, wreszcie w „Weselu”, „Domu złym”, „Róży”, „Drogówce”. Ciąg dobrych przypadków. Najważniejsze w tym wszystkim zachować dystans do samego siebie i nie popaść w pychę.

Marian Dziędziel twierdzi, że nie jest aktorem trudnym w pracy, choć dość upartym. Jeśli wie, że ma rację, stara się do niej wszystkich przekonać. Czasem spokojnie, czasem trochę nerwowo.

- Wszystko mi przeszkadza, bo jestem butny, zarozumiały, mało stanowczy, leniwy i nieprofesjonalny. Mam w sobie wszystkie dobre i złe cechy dojrzałego faceta. Ale wielu reżyserów chce je ze mnie wydobywać. Nawet moją melancholię i łagodność baranka. A ta dopada mnie najczęściej wtedy, gdy chodzę po lesie. Mam ulubiony domek na Podhalu, gdzie jeżdżę z rodziną od wielu lat. Wokół jest piękny las. Często wychodzę na grzyby, maliny, gdzieś przysiądę, trochę pośpiewam. Tam spotykam się sam ze sobą, wyciszam, rozmyślam. Takie spotkania też mi są potrzebne - mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski