MKTG SR - pasek na kartach artykułów

18 IX 1964 r., Kraków, Wola Justowska

Ciąg dalszy w poniedziałek
Karol z natury gotów był popełnić każde głupstwo, byle tylko nie zostać posądzonym o tchórzostwo, a nieco prześmiewczy wyraz, który dostrzegł teraz w oczach Kaliny, już zupełnie przesądził sprawę. Wziął więc głęboki oddech i zapominając o strachu, rozpoczął mozolną wspinaczkę.

Marta Szreder: LOLO (odc. 15)

Chropowata kora boleśnie ocierała mu naskórek na rękach, ale mimo to sięgał coraz to wyżej i wyżej, wybierając najpiękniejsze owoce i zrzucając je do czekającej pod drzewem dziewczyny, a ona łapała je zgrabnie, uważając, żeby się nie potłukły i układała je na ziemi w równym rządku. Czuł się coraz pewniej i swobodniej, tym bardziej, że za każdym razem, kiedy zerkał w dół, Kalina unosiła ku niemu twarz, posyłając przy tym piękny uśmiech.

Rozzuchwalony powodzeniem, chciał właśnie zdobyć kolejny pułap drzewa, kiedy nagle usłyszał nieprzyjemny hałas dobiegający gdzieś z oddali i zachwiał się lekko, przytrzymując się kurczowo gałęzi. Coś jakby szczęk szarpanego łańcucha. Zaniepokojony spojrzał w dół i po raz pierwszy mocno zakręciło mu się w głowie. Zobaczył, że Kalina też patrzy w kierunku, z którego dochodził ten dźwięk.

- Jest tam kto? - rozległ się męski głos, a po chwili zawtórowało mu szczekanie psa.

Kalina zaczęła pospiesznie zbierać owoce do nicianej siatki, jednocześnie dając Karolowi znaki, że najwyższy czas się stąd zbierać.

- Już ja wam pokażę, złodzieje! Brutus, bierz ich!

Karol, schodząc w dół, stracił równowagę i upadł, boleśnie uderzając kolanem o wystający z ziemi kamień.

Kalina podała mu rękę, pomagając wstać i pobiegli razem w kierunku ogrodzenia. Szczekanie psa, które zdążyło tymczasem zmienić się w zaciekłe ujadanie, słychać było coraz bliżej i wyraźniej.

Dziewczyna przeszła jako pierwsza, gubiąc po drodze kilka gruszek, ale Karol, z obolałym kolanem, z trudem wspinał się na siatkę. W końcu, ostatkiem sił zdążył przedostać się na drugą stronę. Chwilę później pies, chudy i nieco wyliniały wilczur, dopadł ogrodzenia.

Karol cofnął się o kilka kroków i znieruchomiał. Stał tak przez dłuższą chwilę, oddychając ciężko i patrząc na zwierzę, rzucające się raz po raz, z bezsilną wściekłością, na metalową siatkę. Dopiero kiedy Kalina po raz kolejny pociągnęła go mocno za rękę, ruszył się z miejsca.

Wrócili na wał i Karol z ulgą opadł na trawę. Zobaczył, że ostra krawędź kamienia przecięła materiał spodni. Kalina uklękła obok niego.

- Nic ci nie jest? - zapytała.

- Nie - odpowiedział, mimo że ból wcale nie ustępował. Kalina przysunęła się bliżej i sięgnęła ku jego nogawce.

- Daj, zobaczę - powiedziała, podwijając ją delikatnie i odsłaniając kolano, na którym zdążył już się zrobić spory siniak. Dotknęła go ostrożnie.

- To nic takiego, zwykłe stłuczenie - powiedziała uspokajająco.

- Gniewasz się na mnie? - zapytała poważnie, wciąż, jakby mimochodem, wodząc dłonią po jego łydce.

Karol przymknął oczy, zapominając powoli o bólu, ale kiedy pokręcił przecząco głową, dziewczyna cofnęła rękę i sięgnęła po swoją siatkę.

- Tak czy inaczej, warto było! - powiedziała wesoło, zmieniając nagle ton i podała mu jedną z ocalałych gruszek.
- Spróbuj! Naprawdę, są najlepsze na świecie - dodała, wbijając zęby w owoc.

18 IX 1964 r., Kraków, mieszkanie w kamienicy przy ul. Meiselsa

Do domu dotarł po zmierzchu. Zjadł z apetytem kolację, po czym położył się na łóżku. Gapił się przez chwilę w sufit, rozmyślając o wydarzeniach minionego dnia. Koniec końców, mimo wciąż odczuwanego bólu w kolanie, bilans wychodził na plus, tym bardziej, że Kalina obiecała mu wspólne wyjście w czwartkowy wieczór.

Przypomniał sobie o czymś, co jeszcze bardziej poprawiło mu humor i usiadł na łóżku. Sięgnął do szuflady biurka i wyjął z niej tekturowe pudełko. Otworzył je i z dumą spojrzał na otulony miękką szmatką, lśniący sztylet o pięknej, rogowej rękojeści. Wyczyszczony i wypolerowany na błysk, prezentował się teraz naprawdę imponująco. Rozłożył lewą dłoń na biurku i zaczął uderzać nożem, miedzy rozpostartymi palcami dłoni. Ruch ten miał już opanowany do perfekcji. Nie mógł doczekać się jutra, a zwłaszcza długiej przerwy. Uśmiechnął się z zadowoleniem sam do siebie na tę myśl. Pieczołowicie odłożył nóż do pudełka i położył się spać. Długo nie mógł zasnąć, wciąż myśląc o tym, jak zaimponuje chłopakom i wzbudzi ich podziw.

(Ciąg dalszy w poniedziałek)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski