MKTG SR - pasek na kartach artykułów

23 IX 1964 r., Kraków, ulica Waryńskiego, kino Wanda

Ciąg dalszy jutro
- Cześć... - odezwał się wreszcie niemrawo Andrzej, a Karol, zaskoczony tak chłodnym powitaniem, stał przez chwilę w milczeniu, przestępując nerwowo z nogi nogę.

Marta Szreder: LOLO (odc. 28)

- Hej, to są najlepsze miejsca w całym kinie! Będziemy siedzieć jak królowie, w pierwszym rzędzie! - zagadnął w końcu wesoło, próbując jakoś rozruszać kolegę, ale ten nie odpowiedział mu uśmiechem.

Zamiast tego tylko wbił czubek buta w ziemię między płytkami chodnika i z zainteresowaniem zaczął wiercić nim dziurę.

Karol, zupełnie już zdezorientowany i zawiedziony tą mało entuzjastyczną reakcją, opuścił rękę, w której trzymał cenne bilety, po czym niepewnym, jakby zawstydzonym gestem schował je do kieszeni.

Nigdy dotąd nie widział Andrzeja tak poważnego. Zawsze wesoły i skory do wygłupów, teraz stał jak słup soli i milczał jak zaklęty. Zastanawiał się, co mogło go tak odmienić.

- Myślałem, że się ucieszysz - powiedział nieco już poważniej.

- No co jest? Powiedz coś wreszcie - dodał.

Andrzej westchnął ciężko, podnosząc wzrok na Karola, który patrzył na niego wyczekująco. Zanim jednak zdążył się odezwać, szklane drzwi kina Wanda otworzyły się ponownie i ukazał się w nich wysoki chłopak o znajomo wyglądającej, okrągłej i rumianej twarzy.

- Szlag by to trafił, wszystkie bilety już wykupione, nawet koniki nic już nie mają - zwrócił się do Andrzeja, częstując go papierosem.

Karol przyglądał mu się przez chwilę, będąc przekonanym, że spotkał go już wcześniej i próbując sobie przypomnieć gdzie. Chłopak tymczasem zapalił, poprawił kurtkę, po czym rozglądnął się dookoła. Jego wzrok zatrzymał się na Karolu.

- A ten tu czego? - zapytał, obrzucając go nieprzyjemnym, pogardliwym spojrzeniem i właśnie wtedy Karol rozpoznał w nim Zygmunta, jednego z najbardziej zapalonych uczestników zawodów w uderzaniu nożem na czas.

Moment później z kina wyszli też Janusz, Jurek oraz chłopak, który mierzył czas stoperem.

Kiedy zauważyli Karola, z ich twarzy znikły uśmiechy i wszyscy jak jeden mąż utkwili w nim swoje nieruchome spojrzenia. Otoczyli go kręgiem, który z każdą chwilą jakby stawał się coraz ciaśniejszy

- Donosiciel! - syknął Janusz.

Karol, który od incydentu z panną Szewczyk nie pojawił się w szkole, teraz w jednym momencie zrozumiał wszystko i poczuł się gorzej, niż gdyby dostał od Janusza w twarz.

Chciał chłopakom wszystko wytłumaczyć, udowodnić, że nie chciał zrobić nic przeciwko nim, ale widząc czystą nienawiść w ich twarzach, nie mógł wydusić z siebie ani słowa. Bał się nawet poruszyć i czuł, jak do oczu napływają mu łzy. Janusz zauważył to i uśmiechnął się z satysfakcją.

- Chodźcie chłopaki, nic tu po nas - powiedział wreszcie, robiąc krok w tył i spluwając przy tym Karolowi pod nogi.

- Masz rację, jutro też grają, może będziemy mieć więcej szczęścia - dodał obojętnie Jurek i dołączył do Janusza.

Po chwili Janusz, Jurek i Zygmunt odwrócili się plecami do Karola i ruszyli chodnikiem w kierunku Plant.

Jedynie Andrzej jeszcze do nich nie dołączył. Stał przed Karolem z opuszczoną nisko głową.
- Ej młody, decyduj się, idziesz czy nie? - ponaglił go Janusz.

Karol patrzył przez łzy na Andrzeja, który poprosił gestem pozostałych, by dali mu jeszcze chwilę.

- Andrzej, no co ty? Przecież się umówiliśmy... Zobacz, mam bilety... Najlepsze miejsca, na balkonie, w samym środku rzędu... - powiedział Karol, ale Andrzej nadal milczał, wciąż tylko wpatrując się w czubki swoich butów.

- Przykro mi stary - powiedział w końcu, unosząc nagle twarz i patrząc Karolowi prosto w oczy, po czym odwrócił się na pięcie.

Dołączył do czekającej nieopodal reszty, a chłopcy przywitali go poklepywaniem po plecach. Karol patrzył za nimi, jak odchodzili, przecinając Planty w kierunku Rynku.

Kiedy zniknęli z pola widzenia, wreszcie ruszył się z miejsca i zaczął iść wolno przed siebie. Chcąc ukryć łzy, patrzył w chodnik. Minął kino, nie wchodząc do niego. Wyrzucił bilety do pierwszego kosza na śmieci i szedł dalej, kierując się w stronę domu. Wciąż patrzył pod nogi i w pewnym momencie, przez łzy, zauważył toczące się po chodniku jabłko, a potem jeszcze jedno i kilka następnych. Schylił się i wziął jedno z nich do ręki. Nie wstając, uniósł twarz, chcąc zobaczyć, skąd tu się wzięły.

(Ciąg dalszy jutro)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski