Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

29 IX 1964 r., Kraków

Ciąg dalszy jutro
Tramwaj zahamował gwałtownie, zatrzymując się przy przystanku, po czym drzwi otworzyły się z głuchym łoskotem, wpuszczając do środka podmuch lodowatego powietrza.

Marta Szreder: LOLO (odc. 38)

Karol zadrżał z zimna i obudził się z płytkiej drzemki. Postawił na sztorc kołnierz płaszcza. Kątem oka zauważył, że do niemal już pustego wagonu wsiadło kilka osób i zajęło miejsca kilka rzędów za nim. Tramwaj ruszył ciężko, skrzypiąc i chrobocząc.

- Podobno chłop wielki jak dąb. Z brodą, zarośnięty, jakby uciekł z lasu - słowa jednego z nowych pasażerów dobiegły do uszu Karola.

- Ktoś go widział, jak uciekał w kierunku ulicy Szewskiej - dodał inny głos.

Słuchał mimowolnie, nie interesując się tematem rozmowy, podczas gdy rytm sunącego po szynach tramwaju powodował, że powieki same mu opadały i ponownie ogarniała go senność.

- Ale żeby tak bezbronną kobietę? - oburzył się pierwszy z głosów.

- I to jeszcze w domu bożym! Co za czasy, bój się pan Boga! - dodała jakaś kobieta.

Tramwaj przyspieszył, rozpędzając się teraz na prostym odcinku. Rzucało trochę na boki, a miarowo narastający stukot coraz skuteczniej zagłuszał toczącą się w tyle rozmowę.

- Zwyrodnialec! - to słowo, wypowiedziane z nienawiścią, przebiło się przez hałas i Karol otworzył oczy na sekundę, po czym znów je zamknął.

- W trakcie modlitwy... Potwór... Nie człowiek... - strzępki rozmowy i pojedyncze słowa kołysały go do snu.

- Strach. Do kościoła. Modlić się. Powiesić takiego... Bestia!

29 IX 1964 r., Kraków, ul. św. Jana, klasztor ss. Prezentek, jadalnia

Pełczyński przechadzał się nerwowo wzdłuż wykonanej z litego drewna i długiej na dobrych kilka metrów ławy, zerkając przy tym co chwilę na zegarek i niecierpliwiąc się coraz bardziej. Nie mógł się doczekać, aż funkcjonariusz Mewa przyprowadzi wreszcie siostrę, która znalazła poszkodowaną kobietę. Zakonnica ta jednak nadal nie mogła dojść do siebie, po tym co zobaczyła i Pełczyński musiał na razie pohamować trawiący go głód informacji.

Odgłos jego podkutych butów, uderzających miarowo o posadzkę, odbijał się echem od nagich, kamiennych ścian skromnej klasztornej jadalni. Panował tam tak przejmujący chłód, że sierżant aż wzdrygnął się na samą myśl o tym, że można jadać tu posiłki.

W końcu drzwi otworzyły się i ukazał się w nich szeregowy Mewa wraz z towarzyszącymi mu dwiema zakonnicami. Widok jednej z nich sprawił, że Pełczyński gwałtownie przerwał swój monotonny i zapamiętały spacer. Mogła mieć najwyżej szesnaście lat. Szczupła, nawet za bardzo, o prześlicznej, drobnej buzi i wielkich, łapiących za serce oczach. Włosy niewiadomego koloru miała szczelnie przykryte ciasno zawiązaną chustką, a jej nos i oczy były zaczerwienione od płaczu.

Pełczyński stał przez chwilę, nie mówiąc ani słowa i dopiero chrząknięcie szeregowego Mewy przypomniało mu o obowiązujących procedurach. Przedstawił się, po czym wszyscy usiedli na ławie, która okazała się zaskakująco wygodna, a Mewa zabrał się za spisywanie protokołu przesłuchania.

- Zatem która z pań... Proszę mi wybaczyć, która z sióstr znalazła poszkodowaną? - zapytał sierżant.
- Siostra Bernarda - powiedziała starsza z zakonnic, wskazując na młodszą.

- Bernarda, co za okropne imię dla tak uroczego stworzenia - pomyślał mimowolnie Pełczyński.

- Jest nowicjuszką i obowiązują ją śluby milczenia, dlatego ja jestem tu, żeby pomóc - kontynuowała tymczasem kobieta.

- Od razu powiem, że wychodziła, jak co dzień, zanieść zupę pewnemu kalece, którym się opiekujemy. Biedactwo, tak się wystraszyła, że aż upuściła menażkę i wszystko się rozlało - powiedziała, a siostra Bernarda aż zadrżała na to wspomnienie i zagryzła wargi, powstrzymując płacz.

- Czy widziałaś kogoś uciekającego stamtąd? - Pełczyński zwrócił się do dziewczyny, a ta pokręciła przecząco głową.

- A czy ta kobieta żyła jeszcze, kiedy ją znalazłaś? - zapytał, co Bernarda tym razem potwierdziła skinieniem głowy, po czym pokazała na migi, że podbiegła do kobiety i pochyliła się nad nią w geście nasłuchiwania.

- Powiedziała coś? - zapytał, zrywając się z miejsca Pełczyński, na co dziewczyna cofnęła się przestraszona, a starsza zakonnica popatrzyła na niego z dezaprobatą.

- Co powiedziała? - dopytywał, z trudem panując nad sobą.

- Poczekaj! - powiedział i zaczął przeszukiwać kieszenie. Po chwili odnalazł ołówek i notatnik i podał je dziewczynie.

- Masz, napisz to - poprosił, a ona spojrzała pytająco na przełożoną. (Ciąg dalszy jutro)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski