Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

30 lat temu muzyka miała w sobie ducha protestu

Rozmawiał Tomasz Rozwadowski
Krzysztof Skiba w latach 80. był anarchistą, po 1989 r. znalazł sobie miejsce w świecie show-biznesu i mediów
Krzysztof Skiba w latach 80. był anarchistą, po 1989 r. znalazł sobie miejsce w świecie show-biznesu i mediów fot. Przemek Świderski
Rozmowa. Polski rock najbardziej autentyczny był w latach 80. Zespoły punkowe i nowofalowe buntowały się nie tylko przeciwko PRL-owskiemu reżimowi i ZSRR, nieufnie traktowały także Kościół i „Solidarność” – twierdzi lider Big Cyca Krzysztof Skiba

– Jesteś dyrektorem artystycznym zupełnie nowego festiwalu – Heroes of Vintage. Jego głównym celem jest promowanie polskiego rocka lat 80. i 90., zwłaszcza w wersji niezależnej. Co dziś jest atrakcyjne w tej muzyce?

– W tamtych czasach, zwłaszcza w latach 80., muzyka była sztandarem, pod którym gromadzili się ludzie czujący i myślący podobnie. Miała w sobie ducha protestu, czyli coś, co w polskiej muzyce obecnie jest bardzo rzadko spotykane. Miała także walor niedostępności – w mediach oficjalnych autentyczna muzyka punkowa i nowofalowa praktycznie nie istniała, więc żeby jej posłuchać, trzeba było się postarać. Przegrać kasetę, pójść na trudno dostępny i słabo reklamowany koncert, pojechać na festiwal do Jarocina. W tym sensie była to muzyka niezwykle wyma-gająca.

– Niektóre teksty piosenek wymagały też wysiłku intelektualnego.

– Teksty walące prawdę wprost nie miały szans na szersze zaistnienie, działała przecież cenzura, której celem było eliminowanie treści niepożądanych przez władze. W oficjalnych mediach pojawiały się piosenki, które wyrażały protest i bunt w sposób ukryty. Mistrzem mówienia nie wprost, ale w pełni zrozumiale dla wtajemniczonych, był Grzegorz Ciechowski. Piosenki Republiki z jego słowami były piękne poetycko, ale zawierały także potężny ładunek antysystemowy.

Bardzo dobry w przemycaniu ukrytych przesłań był także Tomek Lipiński, choć w zdecydowanie mniejszym stopniu niż Ciechowskiego dałoby się go określić jako poetę. Słuchacze tak się przyzwyczaili do interpretowania piosenek w duchu wolnościowo-wywrotowym, że znajdowali je nawet tam, gdzie ich nie było, albo niekoniecznie były.

– Na przykład gdzie?

– Choćby w piosence „Mniej niż zero” Lady Pank. Jej tekst bywał odbierany jako protest po zamordowaniu Grzegorza Przemyka przez milicjantów. Słowa o „maturze zaliczonej na pięć” miały być aluzją do Przemyka, który w chwili tragicznej śmierci był maturzystą. Moim zdaniem, taka interpretacja była naciągana. Ale tak wtedy się myślało, tak się odbierało muzykę, to fakt. A chłopakom z Lady Pank to raczej nie przeszkadzało.

[b]– Często jednak metafor nie było, treści wywrotowych też nie, a przy słuchaniu aż cierpła skóra. Pamiętasz takie przypadki?[/b]

– Modelowym przykładem był Dezerter, śpiewający „spytaj milicjanta, on ci prawdę powie”. Do tekstu w formie pisanej cenzura nie powinna mieć zastrzeżeń, przecież w zasadzie chwalił funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej. Ale było to wyśpiewane w taki sposób, a właściwie wywrzeszczane, i tak zagrane, że nie było wątpliwości, jaki jest przekaz. Nazywa się to wartością łączną – tekst piosenki można w pełni docenić wraz z muzyką i interpretacją. W „Spytaj milicjanta” to one nadają neutralnym słowom szyderczy charakter.

Takie przykłady można by mnożyć, ale Dezerterowi sztuka kompleksowego przekazu udawała się wybitnie. Bezpośrednie, ale przemyślane i napisane z talentem są także teksty Kazika Staszewskiego z Kultu. One do dzisiaj zachowały siłę i wiarygodność, co więcej – niektóre z nich są wciąż aktualne, niestety. Ludzie, jednostki wciąż natrafiają na niewidoczne bariery systemowe.

– Dlaczego wierzyło się punkowemu przekazowi?

– Ważne było to, że wokalista był przeważnie autorem tekstów, co go automatycznie uwiarygodniało, bo śpiewał własnymi słowami. Wcześniej muzyka pop, włącznie z rockiem, była prawie całkowicie opanowana przez zawodowców, nawet takie zespoły jak Perfect czy Lady Pank, które grały własne kompozycje, korzystały z tekstów pisanych przez profesjonalnych autorów. Zespoły punkowe, postpunkowe i nowofalowe złamały ten monopol. Tworzyły muzykę autorską, przeważnie bardzo prostą i naiwną, ale prawdziwą. Porozumienie ułatwiało też to, że wykonawcy nie różnili się specjalnie od fanów, ich status materialny nie był szczególnie wyższy.

Nawet największe gwiazdy, jak Maanam czy Republika, mieszkały w blokach, jeździły ,,maluchami”, przeżywały takie same kłopoty dnia codziennego jak ich słuchacze. Zjawisko muzycznego VIP-a wówczas nie istniało. Nawet ci, którzy zdobyli dużą popularność, regularnie koncertowali i nagrywali, nie byli bogaci. Na porządną gitarę w polskich warunkach trzeba było odkładać przez rok. To, co się zarabiało, szło na zakup sprzętu i balangi. Nie do pomyślenia było, żeby tak jak dziś zaczynać karierę od wizyty w sklepie z instrumentami muzycznymi, w którym można kupić dosłownie wszystko. Różnicą było także to, że nikt wówczas nie marzył, by dostać się do telewizji, istnieliśmy we własnym podziemnym obiegu.

– Czym polski punk różnił się od zachodniego?
– Zespoły po obu stronach żelaznej kurtyny powstawały z reguły w bardzo podobny sposób. Przeważnie zbierała się grupa przyjaciół, podejmowała decyzję o wspólnym graniu, i dopiero wtedy odbywała się dyskusja na temat tego, na czym poszczególni członkowie zespołu będą grać. Różnicą był dostęp do nagrań, do koncertów, możliwości grania. Osobnym zjawiskiem była też punkowa moda w wydaniu PRL-owskim. Nie mieliśmy sklepów z punkową modą, większość z nas chodziła w starannie dobieranej garderobie z odzysku – wojskowych butach, starych dżinsach zwężonych przez mamę lub przez jakąś inną znajomą krawcową, w roboczych lub turystycznych, flanelowych koszulach.

T-shirty z hasłami albo z nazwami zespołów były robione ze zwykłych podkoszulków, zdarzało się, że napisy były wykonywane szminką. Skórzana kurtka albo płaszcz to był szczyt marzeń – najwięksi szczęśliwcy mieli stare kurtki motocyklowe albo podniszczone płaszcze ze skóry, ale większość polskich punków chodziła w imitacjach, w skajówkach.

– Gorszych od współczesnych skór ekologicznych. A co polski punk miał w głowie? Zachodni rock niezależny był i jest w przeważającej mierze lewicowy.

– Byłbym za tym, żeby tradycyjne etykietki polityczne, z podziałem na lewicę i prawicę, stosować raczej ostrożnie. Na Zachodzie były zespoły, które miały wyraźnie określone sympatie polityczne, na przykład The Clash był radykalnie socjalistyczny, a Crass działał w formule anarchistycznej komuny, w której muzyka była tylko częścią działalności. Większość zespołów jednak odrzucała i wyśmiewała istniejący porządek. W Polsce do sympatii prawicowych przyznaje się Kult, zwłaszcza dziś, lecz większość wypowiedzi politycznych w tekstach innych kapel z tamtego okresu daje się przypisać do ogólnie pojętego anarchizmu.

Kontestowaliśmy opresyjną PRL i potworny ZSRR, ale pewien dystans utrzymywaliśmy także wobec Kościoła katolickiego i „Solidarności”. One również były częściami składowymi świata dorosłych, na który się nie zgadzaliśmy. Buntowaliśmy się przeciwko wszystkiemu, co stare, odrzucaliśmy hurtem całość systemu, który nas tłamsił i brzydził zarazem. I to nie były odczucia w pełni polityczne – mieliśmy poczucie codziennej opresji i wszechobecności systemu. Buntowaliśmy się przeciwko czołgom na ulicach, patrolom milicyjnym, które kontrolowały każdego, kto był młody i wyróżniał się na tle szarego tłumu, ale przede wszystkim protestowaliśmy przeciwko brakowi perspektyw, nudzie, biedzie i beznadziei.

– Ważnym elementem festiwalu Heroes of Vintage jest konkurs młodych zespołów. Co możesz powiedzieć o grupach, które zakwalifikowały się do finału i wystąpią w Zatoce Sztuki?

– Zaskoczył nas wysoki poziom zgłoszeń, ich profesjonalizm. Pięć zespołów, które wybraliśmy, to: Czarne Kwiaty, Milky Wishlake, B.My, We Artist, Latające Pięści. Pewien związek z muzyką lat 80. mają przede wszystkim Latające Pięści i Czarne Kwiaty, tylko te dwa zespoły śpiewają teksty w języku polskim, one by się dobrze czuły w latach 80. W muzyce Latających Pięści wyczuwam podobny duch buntu, jaki panował w okresie późnego PRL. Wszystkie zespoły grają bardzo interesującą muzykę, najważniejsze przy wyborze było kryterium oryginalności i świeżości.

Czymś, co mnie zadziwia, jest poziom profesjonalizmu tych młodych kapel – ci ludzie po prostu umieją o wiele więcej w porównaniu z muzykami sprzed lat. Mają bardzo dobry sprzęt, świetnie brzmiące instrumenty. Wokaliści śpiewają po angielsku i nie kaleczą tego języka. Muzycy z mojego pokolenia śpiewali czasem po angielsku, obcy język był manifestacją odmienności, bycia z innej bajki, ale gdy teraz słucha się tego na nagraniach, można się spalić ze wstydu. W przypadku większości nowych kapel tej bariery nie ma. Używając naszych ówczesnych kryteriów, są to zespoły zachodnie.

– I co z tym buntem dzisiaj?

– Rock stał się częścią świata rozrywki, a Polska stała się w miarę normalnym krajem, więc powodów do buntu jest mniej. Nie ma tak wyrazistego, określonego wroga, jakim były komunistyczny reżim, milicja i SB. Jesteśmy wolni. Jednak naszym festiwalem chcieliśmy przypomnieć, że wolność nie jest czymś danym raz i na zawsze. Wolności nie da się kupić na wyprzedaży w Tesco, trzeba o nią walczyć każdego dnia. To przesłanie jest szczególnie ważne, gdy w Rosji odradza się siła, która zastraszała nas przed 1989 r. Musimy mieć świadomość tego, jak cenna i krucha jest nasza wolność.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski