Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

311 ton śmieci u pana Jana

Ewelina Sadko
Pan Jan twierdzi, że podczas porządkowania jego podwórka zniknęła m.in. duża sterta porąbanego drewna na opał
Pan Jan twierdzi, że podczas porządkowania jego podwórka zniknęła m.in. duża sterta porąbanego drewna na opał Ewelina Sadko
Oświęcim. Pan Jan cierpi na zbieractwo. Urząd zlecił porządki na jego posesji i w domu. Zebrano tu 311 ton śmieci. Staruszek twierdzi, że przy okazji zniknęły mu święte obrazki, zdjęcia, dokumenty i opał na zimę

Pan Jan wierdzi, że Urząd Miasta go okradł. Mężczyzna przez dziesięciolecia żył pośród stert śmieci, które gromadził w swoim domu i na podwórku przy ul. Szpitalnej. Na wniosek radnych i mieszkańców, w maju magistrat - po skargach sąsiadów na smród i wszechobecne szczury - zlecił uporządkowanie całego terenu. Ekipy robotników i ciężki sprzęt pracowały tu przez kilka dni. Działka została całkowicie oczyszczona.

- Bandyci i złodzieje - grzmi zdenerwowany mężczyzna wpuszczając nas na posesję. - Zabrali mi wszystko: porąbane drewno na zimę, dachówki na wymianę, a nawet traktor i przyczepę - twierdzi. Nadal widać, że ciężarówki kursowały tu kilkanaście razy, bo wszędzie są koleiny od szerokich opon. W ogrodzeniu brakuje przęseł, a siatka jest w kilku miejscach rozerwana.

Zniszczone są też słupki podtrzymujące płot, nie ma płytek na ścieżce do domu, rynny są połamane. Pan Jan twierdzi, że wtedy powstały uszkodzenia. Całe podwórko wysypane jest gruzem.

- Miałem dobrą ziemię, a przywieźli mi resztki cegieł z rozbiórki oddziału płucnego w oświęcimskim szpitalu - twierdzi i dodaje, że informacje o pochodzeniu gruzu uzyskał od kierowcy. - Zwyczajnie mnie ograbili, nie zostawili nawet łopaty i grabi. Został mi kilof - dodaje wbijając narzędzie w ziemię.

Tam było wszystko
Robotnicy podczas prac musieli uporać się z tonami śmieci: plastików, opakowań po środkach czystości, przegniłych ubrań i dywanów. Na podwórku było wszystko, co można znaleźć w osiedlowych kontenerach na śmieci, bo to właśnie z nich pan Jan najczęściej przynosił "skarby". Pośród odpadków było też wiele rzeczy potrzebnych do prowadzenia gospodarstwa i kilka ton złomu.

- Miałem w domu pamiątki rodzinne, zdjęcia, święte obrazki na ścianach, a nie mam nawet karniszy i firanek. Wyrzucali co im w ręce wpadało, a kiedy protestowałem to słyszałem tylko, że Urząd Miasta wydał zgodę i nic mi do tego - opowiada . Twierdzi, że podczas porządków w jego domu pracownicy wyrzucali sprzęty przez okno, w którym zresztą niechcący wybili szybę.

Obiecali jednak, że ta zostanie wymieniona na koszt urzędu. Do dziś nikt nie przyszedł jej naprawić, a w obawie przed zimnem starszy pan wstawił w miejsce szyby drewnianą płytę.

A gdzie jest piec?
- Zamontowali mi kaloryfer na prąd w pokoju i to ma mi wystarczyć do ogrzania? - pyta załamany. - Działa na prąd i nie zagrzewa pokoju przy dodatnich temperaturach. Nie wyobrażam sobie co będzie przy prawdziwych mrozach - mówi i wylicza, że zniknęły też jego ciepłe buty, płaszcze na zimę, rękawice, czapki, a nawet krzesła z bordowym obiciem, które miał od rodziców, a przede wszystkim piec.

Sąsiadka, która przyglądała się porządkom, też ma wiele zastrzeżeń co do prac na terenie działki pana Jana. Twierdzi, że robotnicy wycięli kilkanaście drzew, które miały nawet 50 lat. Fakt ten potwierdza pan Jan.

- To były jabłonie, czereśnie, grusze, śliwy i orzech, ale był też 50-letni świerk i 45-letnia tuja - mówi. - Daję głowę, że nie mieli pozwolenia na ścinkę. Prosiłem, żeby chociaż część z nich zostawili, ale na nic się to zdało - tłumaczy.

Siostra pana Jana - Hanna potwierdza, że dużo rzeczy z domu zniknęło i też liczy straty po porządkach u brata. - Mieszkam w bloku i część rzeczy zostawiłam tu - mówi. - W dobudówce gospodarczej Jana mój mąż trzymał stalowe druty, których teraz nie ma - dodaje.

Pan Jan nie chciał wpuścić nas do środka domu. Przez okna jednak widać, że od maja zdążył tam od nowa sporo nagromadzić. Na podwórku też pojawiają się śmieci.

Urząd Gminy twierdzi, że niczego bezprawnie nie zabrano z posesji przy ul. Szpitalnej, a pan Jan obecny był przy pracach od początku do końca.

- Na żadnym etapie postępowania właściciel nie wnosił uwag - mówi Katarzyna Kwiecień, rzecznik magistratu. - Prace
prowadził Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej za zgodą i przy udziale właściciela, a dokumentacje fotograficzne z przebiegu działań dostępne są w urzędzie i siedzibie MOPS - dodaje i podkreśla, że urząd miał pozwolenie na ścięcie świerka, a w budynku nie było pieca.

Z podwórka i domu zebrano ponad 311 ton śmieci, koszty prac wyniosły ponad 132 tys. zł. Odzyskano 6120 zł ze sprzedaży złomu.

- Podpisywałem co mi kazali, bo mówili, że jak nie podpiszę to będę musiał płacić za wywózkę i prace. Straszyli mnie - mówi pan Jan.

W oskarżenia, że zabrano mu tyle rzeczy, można nie wierzyć, bo dla niego każdy z przyniesionych śmieci był bardzo ważny - na tym polega zbieractwo. Ale np. że w domu był piec i zniknął, potwierdza siostra.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski