MKTG SR - pasek na kartach artykułów

8 IX 1964 r., Kraków

Redakcja
Tego dnia Karol od rana miał dobry humor. Był piątek, a to oznaczało popołudniowy trening sekcji strzeleckiej. Skończył właśnie jeść podaną przez Matkę zupę pomidorową, po czym wstał od stołu i zaczął pospiesznie zbierać się do wyjścia.

Marta Szreder: LOLO

- A drugie danie? - zaprotestowała Matka.

- Jak wrócę - pocałował ją w policzek, narzucił płaszcz i wyszedł.

Odkąd został przyjęty do klubu, nie spóźnił się na zajęcia ani razu i teraz też chciał być na miejscu jako pierwszy. Strzelanie spodobało mu się, polubił też trenera, który imponował mu posłuchem, jaki wzbudzał wśród wszystkich zawodników bez wyjątku. Zdążył też zauważyć, jak bardzo trener cenił sobie punktualność i dyscyplinę, robił więc wszystko, żeby nie zawieść jego oczekiwań. Chciał być najlepszy.

Teraz szedł równym, wojskowym krokiem, zmierzając ulicą Meiselsa w kierunku przystanku przy ulicy Krakowskiej.

W tramwaju linii numer 8 nie było jeszcze zbyt wielu pasażerów, wobec czego zajął miejsce siedzące i swoim zwyczajem, zapatrzył się w okno.

Entuzjazm, z jakim jeździł na treningi, miał jeszcze jedną, ważną przyczynę. Była nią tamta ciemnowłosa dziewczyna, która popatrzyła na niego w dniu, kiedy po raz pierwszy zjawił się na strzelnicy na Woli. I chociaż później, już nigdy więcej nie zwróciła na niego uwagi, wspomnienie jej uśmiechu powracało do Karola w najmniej spodziewanych momentach, wywołując za każdym razem uczucie przyjemnego niepokoju, równie mocne i intensywne, jak tamtego sierpniowego dnia.

Dziewczyna wydawała się nie traktować swojego uczestnictwa w sekcji szczególnie poważnie. Na zajęcia chodziła nieregularnie i często spóźniała się lub wychodziła wcześniej. Karol nie znał nawet jej imienia, ale mimo to teraz nie mógł oprzeć się tej przyjemnej myśli, że być może dziś, już niedługo, znów ją zobaczy.

Tramwaj tymczasem mijał powoli kościół Franciszkanów i Karol, zatopiony w swoich rozmyślaniach, przeżegnał się odruchowo. W tej samej chwili, jak na zawołanie, usłyszał za sobą jej charakterystyczny, dziewczęcy śmiech. Przez moment myślał, że może tylko mu się wydawało, ale gdy śmiech zadźwięczał ponownie, tym razem jakby jeszcze bliżej, postanowił dyskretnie obejrzeć się za siebie.

Tak, stała nieopodal z dwoma innymi dziewczynami, które znał z widzenia. W dodatku wszystkie trzy spoglądały w jego stronę i szeptały coś między sobą, rozbawione. Najwyraźniej to on był powodem ich wesołości, ale nie rozumiał dlaczego. Właśnie zbierał się na odwagę, by odwrócić się po raz drugi, kiedy poczuł jej dłoń na swoim ramieniu.

- Ha! Wiedziałam, że znowu to zrobisz! - powiedziała, próbując złapać równowagę na zakręcie, a Karol popatrzył na nią pytająco.

- No, że znowu się przeżegnasz. Założyłyśmy się nawet i ja wygrałam! - oznajmiła z zadowoleniem, wskazując na pozostawione nieco w tyle koleżanki.

- To już trzeci raz, odkąd wsiadłyśmy. Ty tak zawsze? - zapytała wesoło.

- Tak mnie nauczono - odparł, wzruszając ramionami.

- Uważasz, że to śmieszne? - zapytał.

- Właściwie, to nie. Sama tak kiedyś robiłam, jako dziecko. Ale potem jakoś zapomniałam o tym - dziewczyna nagle jakby spochmurniała i odwróciła wzrok w stronę okna.
- Może powinnam wrócić do tego - dodała po chwili.

Karol przyglądał jej się. Teraz, w sukience w biało-niebieskie paski i z rozpuszczonymi włosami, wyglądała nieco poważniej niż zazwyczaj, kiedy widywał ją w prostym, sportowym ubraniu. Nie była żadną pięknością, ale miała w sobie coś, co bardzo mu się podobało. Była po prostu jakaś inna od dziewczyn, które znał ze szkoły.

- Jak masz na imię? - zapytał.

- Kalina.

Tramwaj zatrzymał się na przystanku w pobliżu ulicy Manifestu Lipcowego, skąd było już niedaleko do budynku "Sokoła", gdzie miał się odbyć dzisiejszy trening. Dopiero teraz, kiedy zbierali się do wyjścia, Karol zauważył, że Kalina miała ze sobą wielką, nieporęczną teczkę, zrobioną z czarnej tektury.

- Daj, pomogę ci - zaproponował.

- Nie trzeba - chwyciła teczkę i wysiadła jako pierwsza.

Po chwili stali już na zalanej słońcem ulicy.

- Co w niej masz? - zapytał.

- Nie bądź taki ciekawski - odpowiedziała z dziwną powagą, nie patrząc mu w oczy, po czym odwróciła się na pięcie i dołączyła do koleżanek. Wszystkie trzy ruszyły w stronę "Sokoła", a Karol został sam na chodniku i patrzył za nimi. Kiedy znikały za masywną bramą budynku, Kalina znów roześmiała się, jakby nagle odzyskując dobry nastrój.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski