MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Amatorzy z Frankfurtu nad Menem

Redakcja
Ile gorzały musi na scenie wychlać aktor, by w połowie aktu twórczego na kolana widzów w pierwszym rzędzie runąć już bez udziału świadomości i aby bezwładny lot jego był usprawiedliwiony? Ile i w jakiej poetyce?

Paweł Głowacki: DOSTAWKA

Ćwiartka z gwinta w piętnaście sekund za jednym pociągnięciem i na pusty żołądek? Pół wora przez pięć minut trąbienia hejnału - po każdej secie maleńka przerwa na oddech i kęs ogórka kiszonego? Z kolegą aktorem w pół godziny litr w rytmie pięćdziesięciogramowych kieliszków, bez popitki, ale z wąchaniem razowego chleba? Jeszcze inaczej? Rzecz jasna - brak reguł. Teatr to nie domena demokracji, nie ma w nim sprawiedliwości. Oliver Reese, dyrektor teatru Schauspiel we Frankfurcie nad Menem, gdzie w trakcie przedstawienia wg arcydzieła Wieniedikta Jerofiejewa "Moskwa - Pietuszki" aktorzy urżnęli się w trupa na scenie, powiada: Nieco przesadzili z wódką. Tak, w teatrze nie ma sprawiedliwości, jest tajemnica: jednych to "nieco" - kompletnie masakruje, innych - zaledwie rozgrzewa. I nigdy nie dojdziesz prawdy, dlaczego z jednymi tak, a z innymi inaczej. Nie dojdziesz, gdyż teatr jest planetą talentu. Od Boga danego talentu - w każdym paśmie aktorskiego fachu. Cóż począć, "co nieco" zgubiło niemieckich amatorów. Schlali się na scenie, bredzić zaczęli, bijatyki zapewne wszczynali, bluźnili, potykali się, scenografię obsmarkiwali. Kto wie, może suflerkę do grupowej pochopności nakłaniać zaczęli ostro? Ba, wciągnęli do libacji widzów z pierwszych rzędów! A jak się skończyło? Klasycznie - przed czasem. Walenie betami o glebę, deliryczne rzężenia, pogotowie, izba wytrzeźwień, detoks do świtu. Słowem - główki nie wytrzymały. Owszem - lecz czego w istocie? I jakie głosy się podniosą nad występkiem frankfurckich tragików?

Trybuni życia w abstynencji pieśni oburzenia piać zaczną? Terapeuci klubów AA wiatr frankfurckiego upadku w żagle nieodpartej argumentacji złapią, do nie wiadomo jak cudnych wysp trzeźwości z podopiecznymi swymi dopłyną i państwo wyłącznie mlekiem płynące założą? Na kanwie jak stodoła nawalonego przedstawienia wytrawni etycy gorzkie eseje o upadku etosu zawodu aktora tworzyć będą? Biedne mamy, co nie wiedziały, jak w córkach zdławić marzenia o zdawaniu do szkoły teatralnej, już będą wiedziały, więc rykną w niebogłosy: Widzisz, kochanie, do czego aktorstwo prowadzi: do alkoholizmu oraz burdelu! Dlatego też - po trupie, najmilejsza, wyłącznie po moim trupie zdawać możesz do PWST w Krakowie!... Te i ze sto tym podobnych "plakatów", przez szlachetne dusze stworzonych, nad frankfurcką libacją sceniczną zawisnąć w dniach najbliższych może. Może być zabawnie. Ja jednak o czym innym myślę: o nędzy prawdy w sztuce, o marności procederu wydłubywania wprost z litego życia prawd najprawdziwszych i wciskania ich na chama w sceniczną iluzję, by tym samym dodać twórczości swej znamion powagi, wiarygodności, czcigodnej odpowiedzialności wreszcie.

Odkąd nowy, młody teatr głowę podnosi - a właśnie w Niemczech lat temu kilkanaście, kilkadziesiąt, podnosić zaczął - młodzi słowem "prawda" żonglują niczym foka piłką w cyrku. Prawda nowego teatru kontra fałsz teatru mieszczańskiego! Prawda języka ulicy - na scenę! Prawda młodego pokolenia - na scenę! Prawda mody młodych, prawda esemesów młodych, prawda uczuć młodych - wszystko na scenę! Prawda naprawdę gołej dupy w teatrze lepsza od iluzji gołej dupy z tektury! Prawda prawdziwych łez, prawdziwych jęków, prawdziwych pokarmów, prawdziwych telewizorów i prawdziwych "fujarek" aktorów - na pohybel sztuczności ciepluchnego teatru wczorajszego!... Szkoda to ciągnąć.

Wiele lat temu pewien mistrz uczył: "Literatura jest wymysłem. Fikcja jest fikcją. Nazwać opowieść literacką "opowieścią prawdziwą", to znieważyć zarówno sztukę, jak i prawdę". Identycznie z teatrem. I oto trafia się światu frankfurcki ochlaj sceniczny - przepiękna kompromitacja idei najprawdziwszej prawdy w sztuce! Reżyser wymyślił, że skoro w opowieści Jerofiejewa ludzie piją, to realna gorzała na scenie wzmoże wiarygodność przedstawienia. I co? Słabowite główki aktorów nie wytrzymały... czego w istocie? Ataku prawdy wprost z życia wziętej. Finiszowali przed czasem. Podparta wódką wiarygodność sztuki skończyła się rzyganiem nagłym i jak najbardziej wiarygodnym. Inaczej być nie mogło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski