MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Angielskie wakacje

Redakcja
Gosia Zatorska, 20-letnia studentka II roku matematyki UJ, chciała przeżyć przygodę. Zdecydowała się na wyjazd do Anglii. - Wcześniej nasłuchałam się wielu sprzecznych opinii na temat pracy w Wielkiej Brytanii. Byłam ciekawa, czy Anglia to rzeczywiście kraj na miarę Edenu, jak go niektórzy opisywali. Wraz z Iwettą, moją koleżanką, miałyśmy zaoszczędzone dwa tysiące złotych. Wcześniej oszacowałyśmy, że tyle pieniędzy będziemy potrzebowały, żeby przeżyć dwa tygodnie bez pracy. Po rozmowie ze znajomym native speakerem, zdecydowałyśmy się na Cambridge. Oczywiście przed wyjazdem przewertowałam dziesiątki artykułów na temat warunków pracy w Wielkiej Brytanii i przejrzałam setki stron internetowych. Chciałam jak najlepiej przygotować się do naszej wyprawy. Korzystając z popularnego portalu gumtree.com zarezerwowałam też wcześniej pokój - mówi Gosia Zatorska.

Szalona. Tak o niej mówili, kiedy powiedziała, że wyjeżdża.

Anglia przywitała studentki piękną pogodą. Zaraz po wylądowaniu na lotnisku London - Stansted, dziewczyny udały się do Cambridge. - Pamiętam, że nie chciałam wsiąść do pociągu. Wydawało mi się, że pomyliłyśmy perony, bo wagon, którym miałyśmy pojechać, był bardzo luksusowy. Przez całą drogę bałam się, że ktoś na nas nakrzyczy, że może to pomyłka i rzeczywiście jedziemy na gapę. Jednak po kontroli biletów oraz po tym, jak zobaczyłyśmy na ekranie, w który zaopatrzony był każdy przedział, naszą trasę, byłyśmy już pewne, że zmierzamy do upragnionego celu - _wspomina.
Po przyjeździe studentki ulokowały się w pokoju, który znajdował się niedaleko centrum miasta. Jego wynajęcie kosztowało 120 funtów za tydzień. Dodatkowo landlord od razu kazał im zapłacić kaucję w wysokości 300 funtów. - _Na szczęście negocjowałyśmy i właściciel w końcu zdecydował się na obniżenie kaucji do 100 funtów. Od razu też polecił nam zapytać o pracę w kawiarni jego syna, która znajdowała się nad rzeką Cam. Jednak zauroczone atmosferą tego średniowiecznego miasteczka, przez kilka dni zamiast rozglądać się w poszukiwaniu pracy, po prostu zwiedzałyśmy - _relacjonuje Gosia.
Kiedy zaczęły się kończyć pieniądze, dziewczyny udały się do tamtejszego Job Center. - _Byłyśmy bardzo zaskoczone wyglądem takiego biura pracy. Pełno komputerów, wszystkie wyposażone w drukarki, wszędzie telefony, z których można było dzwonić do potencjalnych pracodawców. Byłyśmy również w pośrednictwie pracy, ale tam dominowały krótkoterminowe oferty, typu sprzątanie. Mimo to zostawiłam tam swoją aplikację, ponieważ obiecywali, że jeżeli pojawi się jakaś ciekawa propozycja, to skontaktują się ze mną. I rzeczywiście dzwonili. Ciągle proponowali mi pracę typu sprzątanie w piątek przez 2 godziny, na co się nie zgadzałam. Zdesperowane chodziłyśmy od drzwi do drzwi, zostawiając dziesiątki application letters
- dodaje.
Wielu Polaków decyduje się na pracę na czarno za najniższą stawkę 5,35 funta. Ona również miała takie oferty, jednak zdecydowała się załatwić formalności i poszukiwać legalnego zatrudnienia. Po założeniu konta w banku oraz zakupie karty telefonicznej z angielskim numerem telefonu (pracodawcy nie chcą kontaktować się przez polskie numery), postanowiła załatwić najważniejszą formalność: postarać się o nadanie NIN, czyli National Insurance Card. - NIN, to coś w rodzaju naszego NIP-u. Nadawany jest longlife, czyli dożywotnio, przez Department of Work and Pensions. Insurance number służy do rejestracji podatnika w brytyjskim systemie ubezpieczeń społecznych oraz w systemie podatkowym. Bez niego pracownik, nawet zatrudniony legalnie, musi odprowadzać najwyższy podatek. Tak że w naszym interesie było zatroszczenie się o jak najszybsze załatwienie takiego numeru.
Poszukiwania pracy trwały. Dziewczyny startowały na różne stanowiska, od pokojówki, do pracowników w fabryce. Trafiły także na ofertę pracy w restauracji. - _Już na wstępie pracodawca oświadczył nam, że potrzebuje tylko jednej kelnerki. Byłyśmy we dwójkę, więc postanowiłyśmy, że każda z nas przepracuje 3 godziny, po czym kierownik zdecyduje, która sprawdziła się lepiej. Najpierw pracowała Iwetta, później do pracy przyszłam ja. Od początku właściciel dużo ze mną rozmawiał. Odnosiłam wrażenie, że mnie podrywa, ciągle wypytywał, co robię wieczorem, itp. Gdy wybiła godzina 18, skończyłam pracę i zapytałam go wprost, którą z nas przyjmuje. Odpowiedział, że jeżeli pójdę z nim do łóżka, to przyjmie mnie. Byłam w szoku. Myślałam, że się przesłyszałam. Jednak kiedy zadzwonił do mnie ponownie z propozycją seksu w zamian za pracę, nie miałam już wątpliwości. Grzecznie podziękowałam za taką ofertę - _opisuje Gosia.
Po dwóch tygodniach intensywnych poszukiwań dziewczyny znalazły pracę w hotelu. Gosia została zatrudniona na stanowisku general assistant. Pracowała przez 5 dni w tygodniu. - _Właściciel zapewniał nam mieszkanie, ustawowo zagwarantowane miałyśmy także dwa dni wolnego. Spokojnie mogłabym podjąć także drugą pracę, tak robi wielu Polaków. Jednak nie chciałam się katować, były wakacje. Wolałam wolny czas przeznaczyć na wypoczynek i zwiedzanie, a weekendy na imprezowanie - _opowiada.
Po dwóch miesiącach Gosia wróciła zadowolona do swojego rodzinnego Wodzisławia. Bogatsza o nowe doświadczenia i znajomości. Podszkoliła język, nauczyła się samodzielności. Teraz, kiedy opowiada o swojej wyprawie, znajomi podziwiają jej odwagę, upór i siłę woli. I nikt już nawet nie próbuje nazywać ją szaloną.
NATALIA ŁABUZ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski