MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Atak na siedzibę prezydenta. Opozycja: to prowokacja. Rząd grozi stanem wyjątkowym.

Redakcja
Masowe demonstracje na rzecz integracji europejskiej Ukrainy trwały wczoraj w Kijowie. Doszło do przepychanek, bójek, a także próby ataku na siedzibę prezydenta Ukrainy. Opozycja mówiła o prowokacji. Interweniowały oddziały specjalne milicji.

Witalij Kliczko (przemawia) wezwał rząd do dymisji, obok prezes PiS Jarosław Kaczyński FOT. AP PHOTO/SERGEI GRITS

UKRAINA. W Kijowie protestowało pół miliona ludzi. W wiecu wzięli udział liczni politycy z Polski.

"Według nieoficjalnych informacji na Ukrainie lub też tylko w Kijowie może zostać wprowadzony stan wyjątkowy" - poinformowała wczoraj wieczorem rosyjska agencja ITAR-TASS.

"Ukraińcy chcą do Unii. To będzie rewolucja." - przeczytaj komentarz Remigiusza Półtoraka >>

Do głównych potyczek w Kijowie doszło przed siedzibą prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza na ulicy Bankowej. Budynek zaatakowali młodzi, ubrani na sportowo ludzie. Opozycja ogłosiła, że atak jest prowokacją władz z użyciem wynajętych dresiarzy. Wezwała ludzi, by odeszli z Bankowej.

Interweniowały tu oddziały specjalne milicji Berkut, atakując tłum zorganizowaną kolumną i strzelając granatami hukowymi. Ludzie byli brutalnie bici, milicja użyła gazu łzawiącego. Stojący naprzeciw ludzie także użyli gazu. Demonstrujących wyparto z ulicy, ale starcia trwały dalej. Według MSW rannych zostało około stu milicjantów.

W starciach Berkutu z tłumem pobity został polski dziennikarz Paweł Pieniążek; według świadków został uderzony kilkanaście razy pałką w głowę.

Tłum schodził się też na Majdan Niepodległości w centrum miasta. Demonstracje w tym miejscu trwały od ponad tygodnia, ale w sobotę rano wkroczyli milicjanci Berkuta, rozpędzając protest, bijąc ludzi pałkami i rozpylając gaz łzawiący. Rannych zostało kilkadziesiąt osób, w tym dwóch obywateli polskich. Demonstranci powrócili na Majdan w sobotę późnym popołudniem. Wczoraj ich liczbę określano nawet na 500 tysięcy.

Arsenij Jaceniuk, kierujący opozycyjną partią Batkiwszczyna, powiedział, że uczestnicy protestu nie odejdą z Majdanu Niepodległości, dopóki rząd nie poda się do dymisji. Inny z przywódców opozycji, Witalij Kliczko stojący na czele partii Udar, zaapelował do prezydenta i rządu, by ustąpili.

Rzecznik premiera Ukrainy Mykoły Azarowa, Witalij Łukjanenko, zapewnił, że władze nie straciły kontroli nad wydarzeniami w stolicy, a rząd pracuje "w normalnym trybie".

W Kijowie są polscy politycy - wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego Jacek Protasiewicz i lider partii Prawo i Sprawiedliwość Jarosław Kaczyński. Obaj wystąpili wczoraj na Majdanie. - Polacy zawsze będą was popierali - mówił Protasiewicz. Wskazał, że wygłasza te słowa w porozumieniu z prezydentem Bronisławem Komorowskim i premierem Donaldem Tuskiem.

- Jesteście potrzebni Unii Europejskiej - zapewniał wczoraj Jarosław Kaczyński, szef Prawa i Sprawiedliwości, zwracając się do uczestników wielotysięcznej manifestacji. Kaczyński skrytykował również brutalną akcję milicji, która roz- pędziła demonstrację na Majdanie, raniąc kilkadziesiąt osób. Na wiecu obecny był również były premier i były przewodniczący PE Jerzy Buzek.

(PAP)

Kto chce pompować miliardy na Ukrainę

JANUKOWYCZ GRA NA DWA FRONTY. Wydarzenia ostatnich dni - najpierw rezygnacja z podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską, potem masowe protesty przeciwników władzy w Kijowie - są interpretowane jednoznacznie: naciski ze strony Rosji spowodowały oddalenie Ukrainy od większej integracji ze wspólnotą.
Dr hab. Joachim Diec, dyrektor Instytutu Rosji i Europy Wschodniej na Uniwersytecie Jagiellońskim, zwraca jednak uwagę, że nawet jeśli prezydent Wiktor Janukowycz nie jest w stanie dostosować się do norm myślenia europejskiego, szczególnie jeśli chodzi o kwestie demokratyzacji, nie chce również uzależnić się całkowicie od Władimira Putina. - Tak samo jak oligarchowie z Doniecka, którzy bronią się przed tym rękami i nogami. Problem polega na tym, że Ukraina chciałaby przede wszystkim wyjść cało z zagrożenia, którym jest teraz fatalny stan jej gospodarki. Dlatego próbuje grać na dwa fronty - przekonuje prof. UJ.

I tym najpewniej należy również tłumaczyć wczorajsze oświadczenie Janukowycza, który przekonywał, że "zrobi wszystko", aby zbliżyć swój kraj do Europy. Nawet jeśli była to tylko próba uspokojenia rewolucyjnych nastrojów, władze najwyraźniej nie chcą zamykać sobie żadnej drogi. - Ekipa Janukowycza zdaje sobie sprawę, że zbliżenie się do Rosji to jest narażenie się ogromnej części swojego społeczeństwa. Myślę nawet, że większości - twierdzi Joachim Diec. Niemal wszystkie kamery są zwrócone na Kijów, ale manifestacje w wielu innych miastach tylko to potwierdzają.

UNIA DAWAŁA ZA MAŁO? Nie ma wątpliwości, że Rosja w tej grze dyplomatycznej o Ukrainę wykorzystała instrumenty, które ma do dyspozycji. - Powiedziałbym nawet, że to zwieńczenie działań, które Rosjanie prowadzą od dawna. Dlatego że dysponują narzędziami polegającymi przede wszystkim na możliwości szkodzenia - są w stanie zakręcić kurek z gazem czy zamknąć rynek. Rosja zawsze prowadziła taką politykę, więc to nie jest nic nadzwyczajnego - uważa szef Instytutu Rosji i Europy Wschodniej UJ.

W skrócie można tę politykę opisać w tym przypadku następująco: zagarnąć, jak najwięcej się da bez względu na dalekosiężne konsekwencje.

Rosyjski parasol nad Ukrainą będzie jednak kosztował. Prezydent Putin najpierw mówi, że zbliżenie z Moskwą to... suwerenna decyzja Kijowa, ale zaraz potem sam przyznaje, że Ukraińcy są winni Rosji kilkadziesiąt miliardów dolarów.

Podobnie Unia Europejska - gdyby chciała temu przeciwdziałać - musiałaby być również przygotowana na ogromne koszty, a takiej woli w Europie, przynajmniej na razie, nie było. Wczoraj jednoznacznie dał to do zrozumienia minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, który odpowiadając na konferencję Prawa i Sprawiedliwości, napisał na Twitterze: "Oczekuję od polityków PiS deklaracji, ile polskich miliardów chcą wpompować w skorumpowaną gospodarkę Ukrainy, aby przekupić prezydenta Janukowycza".

Mimo to otwarte pozostaje pytanie, czy oferta, którą Bruksela przedstawiła Ukrainie, była optymalna. Prof. Diec ma wątpliwości. Nawet jeśli, jak się wydaje, Rosjanie postawili Janukowycza pod ścianą. - Strona europejska nie podjęła rozmów z tymi, z którymi powinna była negocjować. Nie było choćby rozmów z szeroko zakrojonym biznesem ukraińskim - uważa.
 

CO DALEJ? Najbliższa przyszłość Ukrainy będzie zależeć od wytrwałości zwolenników zbliżenia z Unią - tych, którzy zdecydowanie sprzeciwiają się polityce prowadzonej przez Wiktora Janukowycza - ale też od tego, jaką taktykę przyjmie opozycja. Czy będzie chciała współpracować?

Na lidera nowej władzy od dawna jest kreowany Witalij Kliczko, mistrz świata w boksie, szef ugrupowania Udar (Cios), który nie ukrywa swoich prezydenckich ambicji w wyborach za niecałe dwa lata. Bardzo silną pozycję ma również Arsenij Jaceniuk, bliski współpracownik przebywającej w więzieniu Julii Tymoszenko (której Janukowycz też ciągle bardzo się boi). To właśnie 39-letni polityk oskarżał w ostatnich dniach prezydenta, że "sprzedał kraj, żeby zostać ukraińskim gubernatorem w rosyjskim imperium".

Jeśli okaże się, że w najbliższym czasie sytuacja nie poprawi się, społeczeństwo może to interpretować jako efekt nieeuropejskiej polityki. - A niepowodzenia w okresie transformacji są nieuniknione. Dlatego nie załamywałbym rąk. Teraz trzeba uważnie przypatrywać się temu, co będzie działo się na Ukrainie i również propagandowo wykorzystywać - mówi dr hab. Joachim Diec.

Remigiusz Półtorak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski