MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Bar z Antypodów

Redakcja
Coolinaria

Tłuszcz nie pryska. Nick gotuje sos. Jest cicho, ale niespokojnie. To nie początek thrillera. Tak zaczyna się dzień w Moaburgerze. Nie robią tu fastfoodowej papki, serwowanej w przydrożnych barach czy międzynarodowych sieciach. Serwują prawdziwe, pełnokrwiste kanapki. Wołowina, sos, mnóstwo dodatków, pieczona na zamówienie bułka.

Bar (restaurację? – oceńcie sami) przy Mikołajskiej 3 prowadzą Nick i Patrycja. On Nowozelandczyk, ona Polka. Poznali się oczywiście w Londynie. Do Krakowa przyjechali już jako małżeństwo z silnym nastawieniem, że pokażą nam czym są prawdziwe, nowozelandzkie hamburgery.

Niełatwo stwierdzić, co jest nowozelandzkiego w kanapkach. Zamorskich akcentów nie brakuje za to w restauracji. Spod baru przygląda się wielka krowa na tle Auckland. Na ścianie i w logo znajdziecie natomiast moa, czyli większego kuzyna strusia.

– Jest ogromny, tak jak nasze burgery – mówi Patrycja.

Bar startuje o jedenastej (w niedziele o dwunastej), ale zanim rozgrzeje grille i usmaży pierwsze kotlety, Nick szaleje w kuchni z nożem. Od czasu do czasu zagląda też do sosu.

– Mamy tylko jeden garnek – tłumaczy mieszając sos pomidorowy. – Muszę precyzyjnie zaplanować poranne ruchy. Gotuję w nim sosy, robię cebulowe bhaji. Równocześnie trzeba pokroić warzywa, przejrzeć i umyć sałatę – dodaje siekając ogórki.

Dzień może tu wyglądać na dwa sposoby. Od otwarcia do zamknięcia, bez przerwy, pojawiają się nowi goście. Albo nie dzieje się nic i nagle wpada grupa Hiszpanów z Erasmusa. W ciągu pięciu minut wypełniają Moaburgera po brzegi. Studenci z Erasmusa to chyba najwięksi fani baru. Ostatnio nowozelandzkie burgery odkryli Norwedzy studiujący w Krakowie medycynę. Poza nimi wpadają też yuppie z okolicznych biur.

Powoli w Moa zbliża się pora kolacji. Może tym razem coś bardziej ekstrawaganckiego niż zwykły Classic With Cheese? Jeśli macie ochotę poszaleć Nick ma dla was kilka ciekawych propozycji. Możecie spróbować firmowego Moaburgera z... ananasem i burakiem. Jest też Spiced Lamb, czyli burger na sposób indyjski z baraniną, miętowym jogurtem i cebulowym bhaji. Na prawdziwie głodnych czeka Mammoth. Kanapka z podwójną porcją mięsa w ekstrawielkiej bułce. Standardowe menu was nudzi? Co piątek pojawia się nowość – burger tygodnia. Była już wersja z kiełbaskami i słodkim ziemniakiem, była kompozycja marokańska. Co może się pojawić w przyszłości? Patrycja twierdzi, że Nick jest w stanie zapakować w burgera dosłownie wszystko – oczywiście w granicach rozsądku.

– Bułka jest tylko sposobem przenoszenia tego, co znajduje się w środku. Jeśli coś dobrze smakuje na talerzu, to zapakowane w bułkę nadal będzie smaczne. Na przykład do MedVega, burgera z końca listopada, włożyłem ser gorgonzola i orzechy włoskie. To popularne połączenie, ale w burgerze niespotykane – tłumaczy. Wieczór mija, czas przygotować się do zamknięcia. Na początku Nick i Patrycja pracowali do drugiej rano. Ale okazało się, że krakowscy imprezowicze to chyba jedyna grupa ludzi, która nie doceniła burgerów. Więc, póki co, Moa kończy pracę o jedenastej, a w niedziele o dziewiątej wieczorem.

JAN GRYTA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski