Gdyby książka "1000 lat wkurzania Francuzów" wchodziła na rynek właśnie teraz, kilka miesięcy po oficjalnej prezentacji, jej autor Stephen Clarke nie mógłby liczyć na wielki sukces, a słowa księcia Wellesleya, będące mottem bestsellera, jakoby "Francuzi nienawidzili nas, nienawidzą i już zawsze będą nienawidzić", zostałyby wyśmiane. Szczególnie w Paryżu.
Bo to, co dzieje się od niedzielnego wieczoru przypomina trochę zachwyt nad gwiazdą, która - mimo słusznego wieku - nie chce upadać, a czasem potrafi jeszcze tak podać piłkę, żeby wzbudzić aplauz.
Wystarczyło jedno zagranie, nawet niezbyt "czyste", żeby kibice zaczęli doceniać klasę Anglika, a dziennikarze - przypisywać Beckhamowi rolę drugiego asystenta przy golu Ibrahimovicia. Mówiąc wprost, zaledwie 15-minutowym występem przeciwko Marsylii "Spice Boy" zaskarbił sobie wiele serc. Do tego stopnia, że trener Carlo Ancelotti, uznał, iż krótkie przygotowania do sezonu nie przeszkadzają, aby Beckham już dzisiaj zaczął kolejny mecz od pierwszej minuty i to na newralgicznej pozycji rozgrywającego. Znowu z Marsylią, tym razem w pucharze kraju. Paradoks polega na tym, że ostatni Wyspiarz, który tak czarował, grał właśnie w Marsylii. Nazywał się Chris Waddle, ale było to 20 lat temu, na początku lat 90.
Tymczasem w Katarze szejk Hamad Al Thani wspólnie z Nasserem El-Khelaifim, prezesem PSG, zacierają ręce, bo wygląda na to, że marketingowo zrobili niezły interes. Beckham ubiera wprawdzie koszulkę PSG, ale w końcu gra w służbie jego wysokości emira Kataru.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?