MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Białka "Rab" zamiast ziemniaków

Redakcja
Tomek z Gdyni wysłał CV do Wielkiej Brytanii, Szwajcarii, Włoch, Nowej Zelandii, Australii, Niemiec i Irlandii. Dwie uczelnie zaprosiły go na rozmowę kwalifikacyjną. Od stycznia tego roku 27-latek z Polski jest doktorantem w Instytucie Nauk Biologicznych Wydziału Biochemii na University College Cork.

- W Polsce z tytułem magistra biotechnologii można dostać zatrudnienie co najwyżej przy kontroli ziemniaków w firmie produkującej chipsy. Taką ofertę otrzymała moja znajoma, której po pięcioletnich studiach marzyła się dobrze płatna i ciekawa praca w polskim przemyśle - _opowiada Tomek, absolwent Wydziału Chemicznego Politechniki Gdańskiej.
Wniosek? Trzeba zrobić doktorat. Tytuły naukowe w Polsce się ceni. W oczach pracodawców stanowią one poważny atut. Biotechnolog z Gdyni nie miał jednak szans na dalsze studia nad Wisłą. Średniej jego ocen sporo brakowało do wymaganego 4,0. Po obronie pracy magisterskiej w czerwcu 2006 r. postanowił więc dostać się na uczelnię zagraniczną.
- Chciałem zobaczyć, jak się pracuje w innych krajach, poznać naukowców spoza Polski i ich sposób myślenia. Zależało mi również na doskonaleniu języka, którym już przed wyjazdem umiałem się dobrze posługiwać. Ogromnym atutem w moim zawodzie jest kreatywność w pozyskiwaniu pieniędzy na badania oraz znajomość procedur obowiązujących na świecie. Tego także chciałem się nauczyć.
Magister z Gdyni wysłał CV do Wielkiej Brytanii, Szwajcarii, Włoch, Nowej Zelandii, Australii, Niemiec i Irlandii. W kilku miejscach został zakwalifikowany do dalszej rekrutacji, a dwie uczelnie, w Nottingham (Wielka Brytania) i w Cork (południowa Irlandia), zaprosiły go na rozmowę kwalifikacyjną. Od stycznia tego roku jest doktorantem w Instytucie Nauk Biologicznych Wydziału Biochemii na University College Cork.
- Tematem badań mojej pracy magisterskiej była próba znalezienia pełnej sekwencji kodującej DNA interesującego mnie enzymu. W tym celu stosowałem narzędzia inżynierii genetycznej. Prof. Mary W. McCaffrey, czyli moja obecna szefowa, szukała osoby z doświadczeniem w dziedzinie biologii molekularnej i właśnie inżynierii genetycznej. Miałem dobre referencje od trzech naukowców z Politechniki Gdańskiej. Przyjęto mnie miesiąc po wysłaniu CV. Uważam to za mój największy życiowy sukces.
Polak pracuje w 8-osobowym zespole zajmującym się białkami z rodziny Rab. Inżynieria genetyczna służy mu do badań związanych z biologią komórki. Uważa, że dobrze jest co kilka lat zmieniać przedmiot badań. Cieszy się, bo obecne zajęcie pozwala mu na ciągły rozwój. Jest mniej ograniczony finansowo oraz ma do dyspozycji znacznie lepszy sprzęt niż w kraju, co pozwala pracować szybciej.
- Na każdym kroku odczuwam różnicę pomiędzy pieniędzy, którymi dysponowało laboratorium Politechniki Gdańskiej, a tym, na co może sobie pozwolić instytut w Cork.
W laboratorium Tomek spotkał rodaka, który obronił pracę doktorską we Wrocławiu, a potem przyjechał do Irlandii na dwuletni kontrakt. W zespole jest też Amerykanka i Hinduska. Resztę grupy stanowią Irlandczycy. Tak naprawdę jednak wszyscy pracują samodzielnie, bo każdy ma odrębny projekt badawczy do wykonania. Do codziennych rytuałów w laboratorium należy wspólna kawa o 10.30. Każdy indywidualnie wybiera sobie czas na zjedzenie południowego posiłku. Naukowcy często spotykają się poza uniwersytetem: koszty wynajęcia klubu tenisowego czy okazjonalnych obiadów w restauracjach częściowo pokrywa uniwersytet. Nie są to zwyczaje wyjątkowe dla europejskiej wyższej uczelni.
Na irlandzkich uniwersytetach niewiele osób pretenduje do tytułu magistra z dziedziny biotechnologii i biochemii. Tym, którzy planują jak najszybciej rozpocząć pracę, wystarcza tytuł bachelora. Absolwent trzyletnich studiów zawodowych ma za sobą roczną praktykę w konkretnym przedsiębiorstwie. Po uzyskaniu stopnia BSc może zacząć pracę bądź doktorat.
Na Zielonej Wyspie firmy niechętnie zatrudniają akademickich pracowników naukowych, bo nie mają oni doświadczenia zawodowego. Ci, którzy po kilku lub kilkunastu latach pracy na uniwersytecie chcieliby się przekwalifikować, muszą zaczynać praktycznie od zera. Jeśli ich wiedza jest większa od przeciętnego bachelora, być może firma kiedyś to wykorzysta i otrzymają szansę na poważne stanowisko. Doświadczenie w pracy jest jednak priorytetem.
Żeby otworzyć przewód doktorski również wystarczy skończyć studia zawodowe. Dlatego Tomek jest najstarszym doktorantem w swoim zespole (najmłodszy ma 22 lata). Rekrutacja na studia doktoranckie przebiega tak jak do każdej innej pracy. Uniwersytet zamieszcza ogłoszenia o wolnych etatach dla doktorantów z określonych dziedzin, rodzaje stanowisk i liczba miejsc zależą od aktualnie przeprowadzanych przez zespoły badań i możliwości ich finansowania. Chętni wysyłają CV i są zapraszani przez szefów danego projektu na rozmowy kwalifikacyjne. Długość i czas doktoratu ustalany jest w zależności od sposobu i rodzaju jego finansowania, jak również od wysokości stypendium.
Irlandczycy inwestują w naukę i potrafią dużo pieniędzy przeznaczyć na badania, które wydają im się interesujące. Projekt, w którym uczestniczy Tomek, z pewnością taki jest. Fundusze na jego realizację wpłynęły z Science Fundation Ireland. Za przyznaną kwotę prof. Mary W. McCaffrey może zatrudniać określoną liczbę doktorantów, obywateli Unii Europejskiej, oraz tzw. postdoców - osoby z tytułem naukowym. Tomek dostaje stypendium w wysokości 16 tysięcy euro rocznie. Za te pieniądze może spokojnie żyć i trochę odłożyć. Mieszka w domu jednorodzinnym, gdzie płaci za pokój 275 euro miesięcznie.
Komu marzy się "dr" przed nazwiskiem, może również samodzielnie szukać sponsora swoich badań i dopiero potem zwrócić się do konkretnego szefa zespołu z prośbą o możliwość przeprowadzania projektu pod jego opieką. Jest to możliwe dzięki różnym fundacjom wspierającym młodych naukowców. Osoby dysponujące własnymi funduszami są oczywiście bardzo chętnie przyjmowane przez uniwersytety.
Naukowiec w Irlandii nie należy do tzw. wolnych zawodów, których przedstawiciele są rozliczani jedynie za efekt swojej pracy. Tomek musi poświęcać na badania co najmniej 8 godzin dziennie, od 9 do 17. Czasami zdarza mu się zostawać po godzinach. Co tydzień zdaje relację szefowej, a raz na dwa miesiące prezentuje wyniki pracy przed całym zespołem. Raz na rok opowiada o swoich postępach specjalnej komisji, która ma prawo przerwać niewłaściwie prowadzone badania.
Polak cieszy się, że nie jest zobowiązany do prowadzenia zajęć ze studentami. Ma taką możliwość, ale na razie z niej zrezygnował, choć mógłby w ten sposób sporo dorobić - 25 euro za godzinę. Doktorant boi się jednak, że dodatkowe obowiązki przeszkadzałyby mu w badaniach. Brak widocznych postępów w laboratorium groziłby zakończeniem współpracy z szefową.
Od razu po zakończeniu pobytu w Cork i zrobieniu doktoratu Tomek zacznie szukać pracy w polskim przemyśle.
- Nie wyobrażam sobie mieszkania na stałe za granicą. Kocham Polskę i tylko w niej chcę spędzić moje życie. Na zrobienie doktoratu mam 4 lata. Chcę się zmieścić w trzech, a potem wracam do Trójmiasta. Taki jest mój plan i będę starał się go trzymać - _zapewnia.
TERESA KARKOWSKA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski