Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bicie szmalu

Redakcja
(INF. WŁ.) W niepozornym baraku z pustaków, w Wólce Podleśnej - małej miejscowości w gminie Jasionka, w woj. rzeszowskim, policja wykryła nielegalną wytwórnię pięciozłotówek. - To pierwszy taki przypadek po wojnie - mówią policjanci z wydziału przestępczości zorganizowanej KW Policji w Rzeszowie. Konkurencyjna dla państwowej "prywatna" mennica funkcjonowała prawdopodobnie dzięki... pracownikowi Politechniki Rzeszowskiej i byłemu funkcjonariuszowi jednej z ważnych instytucji centralnych.

Reporterka "Dziennika" w nielegalnej mennicy

     Obskurny, parterowy barak, w którym - jak mówią miejscowi - "bito szmal", stoi przy bocznej, polnej drodze w tej części Wólki, którą nazywa się tu "Nowe miasto". Nazwa wzięła się stąd, iż w tej okolicy budują sobie domy również przybysze z innych regionów, np. z Rzeszowa. Na wprost baraczku robotnicy wykańczają właśnie okazałą i zgrabną architektonicznie posiadłość prezesa jednej z rzeszowskich spółdzielni. Na działce przylegającej do baraku stoi, prawie gotowy, choć jeszcze nie zamieszkany domek Rajmunda A., pochodzącego z tych terenów pracownika rzeszowskiej policji, który jak się okazuje, nie miał pojęcia, że tuż pod jego nosem ma miejsce taki proceder.
     - Niech się pani nie dziwi Rajmundowi - broni sąsiada mieszkająca obok Marcelina Wypiał. - Nikt z nas nie miał pojęcia, co się tutaj wyrabia.
     Z relacji pani Wypiał wynika, że działki w "Nowym mieście" kupowano na początku lat osiemdziesiątych. Tę, której od kilku dni pilnuje policja, nabył Alojzy Ratoszka z pobliskiego Trzebowiska. Wybudował tu barak z pustaków i urządził stolarnię. Produkował panele i palety. Dwa lata temu Ratoszka zwinął interes. Podobno gmina nie dała mu zezwolenia na rozszerzenie produkcji. Wydzierżawił teren i baraczek "komuś z Rzeszowa".
     - To był od początku bardzo tajemniczy interes - mówi ściszonym głosem pani Wypiał. - Zaczęli od tego, że zamurowali okna pustakami. Potem przywieźli jakieś urządzenia, dość duże - musieli jedną ścianę rozwalić, żeby je do środka wstawić. W ciągu dnia nic się tam nie działo. Za to w nocy słyszeliśmy jakieś miarowe stuki.
     Któryś z sąsiadów przyniósł wiadomość, że tam ponoć trumny produkują i mój mąż uznał, że te stuki to są wtedy, jak przybijają krzyże do wieka. Dziwiło nas tylko, że pod ten baraczek same luksusowe auta podjeżdżają, nawet na obcych rejestracjach. A w weekendy większe towarzystwo się zbierało i w altance obok pikniki urządzało, ognisko palili. I to jakie towarzystwo. Te kobiety nie wyglądały tak jak ja czy nie przymierzając pani. One miały na sobie markowe ciuchy. Czasem przywozili ze sobą dzieci. Czy ja potrafiłabym ich rozpoznać? Chyba nie, tylko raz widziałam dokładnie jednego z nich. Stałam akurat w ogródku, a on - młody, wysoki blondyn - zapytał mnie która godzina.
     - Swoją robotę zaczynali gdzieś koło 18. - dodaje mąż pani Wypiał. - Czasem, jak w nocy spać nie mogłem, to widziałem smużki światła w szczelinach między pustakami. No i słyszełem miarowe "Puk, puk. Puk, puk...". Ale myślałem, że rzeczywiście te trumny robią, a to przecież nic takiego co robi się na pokaz. Dziwiliśmy się tylko, kiedy je stąd wywożą, bo żaden dostawczy samochód pod barak nie podjeżdżał, tylko co najwyżej taka biała półciężarówka, którą zwykle "ruskie" podróżują...
     Barak, w którym wykryto nielegalną mennicę, jest dzień i noc pilnowany przez policję. Reporterce "Dziennika" udało się wczoraj wejść do zaplombowanego wcześniej baraku razem z pracownikami wydziału przestępczości zorganizowanej KW Policji w Rzeszowie. Wnętrze obskurnego na zewnątrz baraku to kilka pomieszczeń, w których sufity wyciszono wełną mineralną i folią. Dwa duże pomieszczenia i jedno małe, w których bito pięciozłotówki (podobno, tygodniowo "produkowano" ich tu w sumie około 25 tys. złotych) są mocno zdewastowane po nalocie policji. "Serce" maszyny, która biła monety, zostało wywiezione jako dowód dla prokuratora. Zostały tu tylko urządzenia przypominające tokarki, jakieś retorty, metalowe skrzynie, wanny.
     W baraczku są też pomieszczenia "wypoczynkowe" dla "załogi" tego konkurencyjnego dla mennicy państowej "prywatnego przedsiębiorstwa". Jest stolik, szafki i leżanka. Oglądam barak korzystając ze światła policyjnej latarki, gdyż podczas obławy, odcięto instalację. Dziś jednak już przy świetle wytwórnię pięciozłotówek będzie mogła sfilmować telewizja. Towarzyszący mi funkcjonariusze KW Policji w Rzeszowie nie ukrywają, że są dumni z całej akcji. - To pierwsza wykryta, nielegalna mennica od czasów Kazimierza Wielkiego - _żartuje jeden z nich. - _A mówiąc poważnie, pierwsza tego typu sprawa po wojnie.
     Dopiero dzisiaj, podczas konferencji prasowej, policja ujawni więcej szczegółów na temat nielegalnej wytwórni bilonu. Nieoficjalnie wiadomo, że "ten temat przerabiano" już od wielu miesięcy.
     - W wieczór poprzedzający obławę, we wsi pojawili się jacyś obcy ludzie. Pytali nas, czy mogą kupić tu działkę - _opowiada Leon Luty, jeden z mieszkańców Wólki. - _Myśleliśmy, że to złodzieje. Pochowaliśmy cały sprzęt z ogródka. A rano, okazało się, że to byli tajniacy. Policja wszystko trzymała w ścisłej tajemnicy. Przestępcy chyba się niczego nie spodziewali, bo jeszcze w poniedziałek po południu jeden z tych "producentów" pieniędzy był tutaj, a w poprzedzający nalot weekend, bawili się w większym gronie.
     W proceder nielegalnego bicia pięciozłotówek zamieszana jest grupa kilkunastu osób. Wśród nich - to informacja nieoficjalna - pracownik Politechniki Rzeszowskiej oraz były funkcjonariusz jednej z instytucji centralnych w resorcie MSW. Sześciu podejrzanych trafiło już do aresztu.
     Wólka Podleśna była tylko jednym ogniwem nielegalnego procederu - tutaj tłoczono monety. W kilku innych miejscowościach na terenie woj. rzeszowskiego przygotowywano całą operację: cięto blachę, wykonywano matryce itd.
     Monety z Wólki zostały ocenione przez specjalistów jako wyrób niemal idealny, prawie nie do odróżnienia od prawdziwych przez zwykłego zjadacza chleba. Fałszerze sprzedawali je za połowę ceny. Trafiono na nie przypadkiem, bowiem "wytwórcy" szmalu lubili bywać w drogich restauracjach i demonstrowali swoje bogactwo dając spore napiwki.
GRAŻYNA STARZAK
     
     PS. Imiona i nazwiska osób wymienionych w reportażu zostały na ich prośbę zmienione.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: W Polsce przybywa pracowników z Ameryki Południowej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiał oryginalny: Bicie szmalu - Dziennik Polski

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski