Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Biedna głowa Stanisława Barańczaka

Paweł Głowacki
Dostawka. Szukanie słów i sen. Tak o ostatnim ćwierćwieczu swojego życia mówił Stanisław Barańczak w roku 1991. Miał wtedy 45 lat. Rzecz jasna, przez ćwierć wieku istniały, musiały istnieć też inne formy aktywności, czyli pozory.

Trzeba było rankiem westchnąć, wstać, do łazienki ruszyć, zęby wymyć, „dzień dobry” rzec do najbliższej, lub „jak spałaś?” zapytać i wysłuchać odpowiedzi. Trzeba było coś wygodnego założyć, śniadanie zjeść, gazety przy kawie przejrzeć, na krótki spacer wyjść, może z psem, i patyk mu rzucić raz bądź dwa. Dalej – obiad nieuchronny i z najbliższą o tym i owym rozmowa przy deserze. Sjesta? Zapewne.

Sjesta i słuchanie starej muzyki. Wreszcie - nieuchronna kolacja. Po czym - znów mydło, zęby i finałowe „śpij dobrze”. Słowem, musiała powtarzać się normalność, lecz większość czasu wypełniał ten banalny takt. Wpierw niespieszne szukanie własnych słów, co mogłyby zastąpić cudze słowa, nie niszcząc tajemnicy cudzych słów, a później sen, kiedy w głowie tylko ulga ciszy. Co do tej ulgi – nie ma pewności. Możliwe, że biedna głowa Barańczaka była naczyniem, w którym język pracował bez ustanku.

Dostojne frazy św. Jana od Krzyża, hiszpańskiego mistyka z XVI wieku – i zdania amerykańskiego kpiarza e.e.cummingsa. Piosenki kapeli The Beatles – i liryka archaicznego Rosjanina Symeona Połockiego. Angielscy „poeci metafizyczni”, Tomasz Venclova, Osip Mandelsztam, Emily Dickinson, nonsensowne rymowanki, powaga wersów Gerarda Manleya Hopkinsa i Josifa Brodskiego, wierszokleci średniowieczni, Philip Larkin, James Merrill, jeszcze Cwietajewa i Bieły, jeszcze Rilke i Morgenstern, i Frost, i Auden...

Wiele części globu, wiele czasów, wiele narzeczy... „I tak dalej, i tak dalej – powiada Barańczak – ta lista sprzeczności mogłaby się ciągnąć jeszcze długo”. Przypomnę: był rok 1991, Barańczak miał lat ledwie 45 i na biurku ten kopiec cudzych tajemnic, przez siebie przełożonych na polski. Do tego obrócone w angielszczyznę tajemnice Miłosza, Szymborskiej czy Białoszewskiego. I własne jego wiersze, sekrety podane w jego intymnym narzeczu. Jakby na dwadzieścia pięć lat szukania słów tego mało było, jest jeszcze nieskończoność, co zwie się Szekspir, nieskończoność, którą z grubsza wtedy właśnie Barańczak zaczął dotykać i dotykał, tłumaczył już do końca.

Co może człowiek wobec Szekspira? Jak przekładać nieskończoność na cokolwiek, na inny język, film czy sceniczne znaki? Wiem, polski teatrzyk najmłodszych nie ma żadnego kłopotu z odpowiedzią i odpowiada bez mrugnięcia okiem, ale zostawmy w spokoju igrce dzielnych żaków. Ja pytam poważnie. Jak? W 1990 roku Barańczak notuje trzy cierpko ironiczne przykazania. Otóż, tłumacząc Szekspira, należy pamiętać: „Że był on człowiekiem niegłupim. Że był on niezłym poetą. Że był on nienajgorszym artystą teatru”.

To sobie notuje na zawsze, po czym, karcąc Macieja Słomczyńskiego za jego translatorskie katastrofy szekspirowskie, daje cały wór przykładów, a między nimi – jeden maleńki. W scenie I aktu II „Hamleta” Poloniusz używa słowa „forgeries”. Barańczak sugeruje, że Słomczyńskiego słowo „kłamstwo” jest, owszem, prawdą, lecz prawdą w tym miejscu - martwą. To „kłamstwo” jest kłamstwem, bo jest znakiem głuchoty, czyli tego fatalnego przekonania, że w przekładaniu z języka na język głównie o płaskie przekładanie treści chodzi, a cała reszta jakoś tam ocaleje, może z kłopotami, lecz jednak.

Nic nie ocaleje, bo zginie coś istotniejszego niż sucha treść. Z „kłamstwem” w roli „forgeries” mrze intonacja, a czymże jest Szekspir bez swojej intonacji? Barańczak znał ciemną odpowiedź. Znał ją, bo myślał. I słyszał ją, gdyż miał absolutny słuch językowy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski