MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Bogaci i skrzywieni

Redakcja
Statystyki, jak niektórzy twierdzą, są formą przebiegłego kłamstwa. Tym razem potwierdzają jednak to, co widać gołym okiem. Szybko się bogacimy. Nie wszyscy i nie równomiernie, ale jednak.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

Od 2000 roku nasze bogactwo, liczone fachowo przez ekspertów od pieniędzy, wzrosło trzykrotnie. Dziesięć lat temu każdy z nas (według statystyki, przypominam) wart był niecałe 9 tysięcy dolarów. Teraz, gdyby nas wystawiono w oknie wystawowym, każdy miałby przy sobie kartonik z kwotą 28600 dolarów. Błyskawiczny awans, ale zanim popadniemy w dumę, trzeba pamiętać, że przeciętny Niemiec ma majątek wart 164 tysiące dolarów. Na czele listy bogaczy jest Szwajcaria (372 tys. dol.), dalej Norwegia, Australia, Singapur i Francja. Francuzi pracują najmniej w Europie i nie imponują intensywnością wysiłku. Dwie godziny przerwy na obiad, obficie podlany winem, to żadne tam sensacje. A jednak zdołali sporo uskładać. Amerykanie znaleźli się tuż za Francuzami, z 236 tysiącami "zielonych" na głowę.

Obliczenia opublikował w raporcie "Global Wealth" słynny szwajcarski bank Credit Suisse. Banki i firmy doradcze reklamują się dzisiaj nie tylko nudnymi filmikami, na których wymuskani aktorzy fałszywie udają przyjaciół klientów. Zamawiają też różne raporty, analizy i opracowania, które chętnie podchwytują media.

Najnowszy ranking indywidualnego bogactwa polega na przeliczeniu gotówki, akcji, wkładów bankowych itp. oraz wartości dóbr materialnych (np. mieszkań), przypadających na jednego obywatela. Niezbyt dokładna to metoda. Jeśli jeden ma 50 tysięcy dolarów, a drugi ani centa, to obaj średnio dysponują 25 tysiącami USD, niemniej, w wielkiej skali, daje on sporo informacji. Jedno jest pewne. Bardzo poszliśmy do przodu i chociaż do liderów nam daleko, nie żyjemy już w bryndzy, odziedziczonej po PRL.

Na tle bliższych i dalszych sąsiadów z dawnego obozu socjalistycznego wypadamy świetnie. Wprawdzie Czesi wyprzedzają nas o dwa tysiące na głowę, ale kilka państw tego regionu (Bułgaria, Litwa, Łotwa, Rumunia) mają dwa-trzy razy mniej od nas. I znacznie więcej problemów finansowych, chociaż tych nam też nie brakuje.

Podobne rankingi czy raporty nie przesądzają niczego, ale sygnalizują pewne zjawiska. Dobrze nam idzie i opinii tej nie mogą zamienić ani rzeczywiste kłopoty (rosnące zadłużenie), ani pokrętne alarmy polityków. W Ameryce każdy prześciga się w tworzeniu "good news" i przekazywaniu jej dalej. W Polsce rozwinął się rynek na złe wieści i politycy licytują się w ich fabrykowaniu. Sukcesy budzą nieufność i podejrzenia o szwindel. Tworzenie ponurych scenariuszy, szukanie drugiego dna, opis mrocznych spisków jest odkrywkową kopalnią złota.

Łatwość sprzedawania nam pesymizmu sygnalizuje niepokojącą cechę narodową. Politycy tego nie wymyślili, oni tylko przebiegle i bez skrupułów złe wieści fabrykują i głoszą. Definiuje się różne podziały Polski. Na A i B, ścianę wschodnią i resztę, województwa bogatsze i biedniejsze. Prawdziwy jednak (i bardziej destrukcyjny) występuje wszędzie, bez różnicy geograficznej czy finansowej. Podział na ludzi patrzących z optymizmem na życie, wierzących w przyszłość i energiczne ją tworzących, jak też skrzywionych, podejrzliwych, wietrzących wszędzie oszustwo, wpływy tajemniczych wrogów. Jedni i drudzy żyją obok siebie, ale dystans miedzy nimi taki, jakby zamieszkiwali różne kontynenty.

Powracam jednak do wskaźnika bogactwa. Dobrze nam idzie, jak nigdy w ciągu ostatnich 200 lat. W fabrykach, kiedy pojawia się taka koniunktura, uruchamia się trzecią zmianę i ostro inwestuje. W życiu państwa i społeczeństwa wykorzystanie i podtrzymywanie koniunktury jest złożoną operacją. Wymaga bardzo sprawnych polityków, mądrych ekspertów budzących zaufanie społeczeństwa i obiektywnych, pozbawionych politycznych preferencji dziennikarzy. Jak jest, widać gołym okiem. Nie wiem, ile jeszcze potrwa ta koniunktura. Wiem, że nie wykorzystamy jej w pełni. Będziemy rozwijać się wolniej i kłócić zawzięcie. Jeśli szwajcarski bank ponowi za kilka lat ranking, możemy przesunąć się. W dół.

W skali społecznej nastroje mają większe znaczenie niż humor pojedynczego człowieka. Na chandrę są różne lekarstwa, na ogół przyjemne. Pesymizm, ponure myśli, zgorzkniały nastrój milionów bardzo trudno zmienić. Szczególnie, jeśli dla niektórych polityków hodowanie takich nastrojów jest głównym zajęciem publicznym.

Rysuje się prosta zależność. Im więcej optymizmu społeczeństwa, tym więcej pieniędzy. W Polsce szybciej wzrośnie dobrobyt, kiedy ludzi uśmiechniętych będzie znacznie więcej od skrzywionych. Amerykanie powiadają "time is money". Dla nas można to zmienić na "smile is money". Warto się uśmiechać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski