Bronić polskiego kupca i klienta

Ale ten medal ma, jak każdy, drugą stronę. Na początku stulecia było w Polsce prawie pół miliona sklepów. Teraz jest ich mniej niż 300 tys. Znikło ponad 200 tys. placówek dających utrzymanie całym rodzinom. Wraz z nimi upadło kilkadziesiąt tysięcy hurtowni.

Przyzwoite miejsca pracy w firmach rodzinnych zostały zastąpione harówką po 6 zł za godzinę na śmieciówkach lub etatami z płacą minimalną. W otoczeniu handlu nie jest dużo lepiej. Polscy producenci - dostawcy sieci są coraz silniej dociskani przez potężne koncerny handlowe, co rzutuje na płace ich załóg.

W 2015 r. dwadzieścia największych firm handlowych w Polsce sprzedało towary za 143 mld zł, z czego firmy polskie w sumie za 35, a sama portugalska Biedronka - za 39. Portugalczycy zagarniają polski rynek.

Politycy nie zrobili nigdy niczego, by chronić rodzimy handel. Pozwalali budować markety gdzie popadnie, nie wprowadzili w porę - a apelowaliśmy o to 20 lat temu! - ograniczeń dla ekspansji obcych sieci. PiS rzuca dziś wojownicze hasła, ale to próba zawracania Wisły kijem.

Na przepisy „wyrównujące szanse”, a de facto dyskryminujące obce sieci, nigdy nie zgodzi się Unia (o czym przekonali się Węgrzy). Zaś podatkowe regulacje proponowane ostatnio przez posłów PiS i resort finansów osłabiłyby największe polskie sieci handlowe, które jako jedyne radzą sobie w warunkach morderczej konkurencji.

Zamiast szukać w handlu miliardów na „cele społeczne” rząd powinien się skupić na fundamentalnej dzisiaj kwestii: jak nie dopuścić do zmonopolizowania rynku przez jeden lub dwa obce koncerny. Niedługo i na to może być za późno, a wówczas stracą nie tylko kupcy oraz producenci, ale i - klienci.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Odbić handel Portugalczykom. Wojna portugalsko-portugalska pod flagą biało-czerwoną