Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Budgie: "Budgie"

Redakcja
W końcu 1967 r. w Cardiff, w Walii, doszło do spotkania trzech młodych ludzi chcących koniecznie zostać rockmanami. Pierwszy z nich - Burke Shelley grał na basie i śpiewał, drugi - Brian Goddard był gitarzystą, a trzeci - Ray Philips grzmocił w bębny.

Jerzy Skarżyński: NIEZAPOMNIANE PŁYTY HISTORII ROCKA SUPLEMENT (42)

Zaczęli pierwsze próby i szybko spostrzegli, że nie ma wśród nich nikogo, kto potrafiłby grać solówki. W tej sytuacji Shelley wykonał telefon do jakiegoś przyjaciela, który polecił im swojego kumpla, wioślarza - Anthony'ego Bourge'a. Po przetestowaniu jego umiejętności zapadła decyzja - będziemy grać w czwórkę. W kilka miesięcy później Goddard, być może czujący się zbytecznym, postanowił odejść. Potem, co normalne, uczyli się wspólnego grania, pisali pierwsze kompozycje i występowali, gdzie tylko się dało. Głównie w małych górniczych klubach południowej Walii. Po dwóch latach harówki za marne grosze postanowili spróbować w Londynie. Widocznie już wtedy robili wrażenie, bo 14.12.1970 r. zagrali w Marquee. Później wszystko poszło już szybko. Ktoś polecił grupę Rodgerowi Bainowi (producent pierwszych płyt Black Sabbath), a ten po jej przesłuchaniu załatwił triu 5-letni kontraktu z firmą MCA, na bazie którego, w 4 dni, nagrał z nim jego pierwszy album. Krążek "Budgie" wydano 03.09.1971 r.

Longplay. Utwór nr.1 ("Guts") jest potwornie ciężki, oparty na gitarowym riffie i wtórującym mu basie. Całość pulsuje jak pompujące krew serce. Po tym bloku betonu, granitu lub żelastwa (niepotrzebne skreślić) pojawia się cudny dowód, że Budgie potrafi być nie tylko brutalne ale także delikatniutkie. Dwójka to senna ballada "Everything In My Heart". Po tej minucie rozkoszy zaczyna się monumentalny temat "The Author". Początek kołysze i utula piękną partią gitary oraz lirycznym śpiewem, a potem wprowadza w doskonały fragment osadzony na znów potężnie brzmiącej sekcji rytmicznej. Nad perkusyjno-basowym łojeniem unosi się świetna melodia. Już sobie nucę Hey woman... Gdyby po tych trzech utworach komuś było mało, to szepnę, że to, co dotąd słuchaliśmy, tak naprawdę było tylko wprowadzeniem do słynnej (bo pysznej) "Nagiej Spadochroniarki" ("Nude Disintegrating Parachutist Woman"). Te 8 i pół minuty to kwintesencja stylu wczesnego Budgie (słowa pomocnicze: kafar, buldożer i kaskada). Od piątki pojawiają się tematy stanowiące drugą stronę albumu. I tak przepływają: motoryczne "Rape Of The Locks" (na 5-kę); potężny i melodyjny "All Night Petrol" (5 z +); rozmarzone "You And I" (5-tka) i finałowe, o wadze godnej mistrzów sumo - "Homicidal Suicidal" (5). Uff - ależ koniec początku kariery!

JERZY SKARŻYŃSKI Radio Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski