Szpital powiatowy w Wadowicach zapewnia opiekę 160 tys. mieszkańcom powiatu. Właśnie trwa jego rozbudowa, ze starej części szpitala trzeba przenieść oddziały do części nowej FOT. ROBERT SZKUTNIK
WADOWICE. Starosta powiatu wadowickiego liczy na porozumienie dyrekcji i związkowców szpitala. Związkowcy z kolei liczą na podwyżki pensji
Iskrą, która podpaliła lont było 10 tysięcy zł nagrody od starostwa dla dyrektorki szpitala Urszuli Lasy.
- Będę bronił tej decyzji, bo uważam, że dyrektorka się stara. Zadłużenie szpitala maleje i wszystko zmierza w dobrym kierunku - przekonuje starosta Jacek Jończyk.
Tymczasem w tym roku kontrakt szpitala z NFZ będzie mniejszy o 1,5 mln zł. W ubiegłym roku wynosił 49,6 mln zł. Ponadto wszystko wskazuje na to, że miniony rok szpital zakończył na minusie.
Jak przekonuje starosta, z powodu rozbudowy sytuacja placówki jest trudna. Uważa, że pracownicy powinni to rozumieć i nie domagać się takich podwyżek. - Realizacja ich postulatów kosztowałaby 4 mln zł, a później co miesiąc trzeba by wydać po kilkaset tys. zł dla ponad sześciuset pracowników - mówi Jończyk.
Pracownicy szpitala odpierają, że jak oszczędzać, to solidarnie. - Pani dyrektor jedzie na tym samym wózku, co my. Ona ma nagrodę, to my też powinniśmy dostać. Albo wszyscy powinni zaciskać pasa - mówią w szpitalu.
Spór pomiędzy pracownikami, a dyrektorką Urszulą Lasą w sprawie podwyżek, zjednoczył wszystkie związki zawodowe działające na terenie szpitala, także Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy. Podniesienie pensji o siedem proc. wszystkim pracownikom Zespołu Zakładów Opieki Zdrowotnej, to średnio po 200 zł na osobę, nagrody to też ok. 200 zł, a roczne nagrody to wysokość jednej pensji dla każdego.
Związkowcy domagają się pieniędzy od kilku miesięcy, ale dopiero teraz zapisali swe postulaty. Zanieśli je do Urszuli Lasy 8 grudnia ubiegłego roku i wyznaczyli termin uzyskania konkretnych odpowiedzi do 20 grudnia. Ponieważ dyrekcja nie zareagowała na żądania, związkowcy weszli w spór zbiorowy. - Zarabiamy skandalicznie mało. Większość koleżanek dostaje na rękę 1300 zł - mówi pielęgniarka Janina. Dodając, że ona po 18 latach pracy ma 1770 zł brutto, w tym jest 18 proc. wysługi lat oraz 50 zł dodatku za licencjat. Do ręki dostaje więc co miesiąc tylko niespełna 1400 zł.
Inna pracowniczka szpitala, Maria, dodaje. - Owszem, niektóre pielęgniarki mogą dorobić w nadgodzinach, ale chyba nie o to chodzi, żeby pracować także w niedziele i święta, bez odpoczynku. Nasze zarobki powinno się przeliczać na godziny, a nie uśredniać.
Robert Szkutnik
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
