MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Chinka

Redakcja
Fot. Manana
Fot. Manana
Chiny z impetem napędzają globalną gospodarkę. Tymczasem chińskie kino straciło artystyczny rozmach. "Chinka" pokazuje, że w Państwie Środka wciąż drzemie mnóstwo świetnych tematów. Trzeba tylko je umieć dostrzec.

Fot. Manana

Rafał Stanowski: FILMOMAN

Dekadę temu panowała moda na filmy z Dalekiego Wschodu. Błyszczał Wong Kar-wai z Hongkongu, mieliśmy zalew kosztownych chińskich produkcji w stylu wuxia, potem swoje pięć minut mieli Koreańczycy z południa, a zwłaszcza Park Chan-wook. Po kilku latach powodzi żółta rzeka zaczęła jednak wysychać. Wschodnie kino straciło impet, zamknęło w obrębie zbyt czytelnych schematów. Z ekranu zaczęło powiewać nudą, produkcje przestały być tak często zauważane na zagranicznych festiwalach.

"Chinki" jednak pominąć nie sposób, bo w 2009 roku dostała Złotego Lamparta na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Locarno, prestiżowej imprezie, gdzie pokazuje się filmy debiutujących reżyserów. A więc mamy do czynienia z twórcą istotnym, a raczej istotną, bo reżyserką jest - podobnie jak w tytule - Chinka Xiaolu Guo urodzona w 1973 roku.

Jej film to intymna opowieść o młodej dziewczynie z prowincji, dodajmy - z bardzo głębokiej prowincji. Obserwujemy metaforę chińskiej transformacji, która zresztą dokonuje się na naszych oczach. Na drugim, trzecim planie, za wiecznie zielonymi polami ryżu, stoją gigantyczne żurawie, budują się metropolie pełne drapaczy chmur, wielopasmowych dróg, miejskiego zgiełku. Chińskie miasta przestają się odróżniać od swych europejskich odpowiedników, co widzimy w drugiej części filmu rozgrywającej się w Londynie.

I tu, i tam ludzie okazują się równie zagubieni. Tak jak główna bohaterka, która odbywa wielką podróż - egzystencjalną i emocjonalną. Próbuje odnaleźć swoje miejsce i wciąż ponosi porażkę, zarówno w relacjach z najbliższymi, z Chińczykami, jak i obcymi - Europejczykami czy muzułmanami. Jest obca - niezależnie od półkuli, na której się znajduje.

Smutny to film, a zarazem prawdziwy i przekonujący. Można przypuszczać, że w zamyśle miał być szerszą metaforą - Chińczyków zagubionych między Wschodem a Zachodem, między tradycyjną kulturą, którą unicestwił maoizm, a nowym wspaniałym światem, który oferuje mutacja komunizmu i kapitalizmu. Chińczyków wyalienowanych zarówno na polu ryżowym, w technokratycznej fabryce, jak i w roli żony u boku starszego Europejczyka. Symptomatyczne - jedynym przyjacielem bohaterki okazuje się bezduszny iPod.

Xiaolu Guo objawia niecodzienny talent. Film układa z epizodów, często luźno ze sobą połączonych. Nie porywa się na rozbudowaną fabułę, lecz wybiera drogę bezpretensjonalną, chwilami paradokumentalną, bliską reportażowi. Chinka portretuje Chinkę ze stoickim spokojem, brytyjskim dystansem i opanowaniem mistrza zen. Nie szarżuje emocjami, lecz robi to, co filmowiec potrafi najlepiej - podgląda egzystencję. Szkoda tylko, że chwilami film okazuje się oczywisty, a przebieg wypadków dość przewidywalny. Z drugiej strony - taka właśnie bywa proza życia. Niezależnie od tego, czy znajdujemy się w Chinach czy w Londynie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski