Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chore żywienie chorych

Dorota Stec-Fus
Zdrowie. Koperek do zupy to nierzadko jedyne warzywo w szpitalnej diecie. Kontrole małopolskiego sanepidu wykazały, że posiłki dostarczane przez firmy zewnętrzne są gorsze jakościowo i mniej smaczne od serwowanych przez własne kuchnie. A tych jest coraz mniej.

Będzie kontrola jakości szpitalnego jedzenia. Do Państwowej Inspekcji Sanitarnej wystąpiła w tej sprawie Krystyna Barbara Kozłowska, rzecznik praw pacjenta, do której napływa coraz więcej skarg.

Najwięcej uwag do jadłospisu w szpitalach mają pacjenci z województwa mazowieckiego, śląskiego i małopolskiego. Najczęściej skarżą się na smak jedzenia (a raczej jego brak), niewielką ilość mięsa, a także znikomą ilość warzyw i niemal całkowity brak owoców. Bywa, że tzw. wsad warzywny w praktyce oznacza... natkę z pietruszki lub koperek, dodawany do zupy.

Większość uwag pacjentów potwierdzają kontrole małopolskich stacji sanitarno-epidemiologicznych, które w latach 2014-2015 wizytowały 11 obiektów. - Najczęściej stwierdzane nieprawidłowości dotyczyły zbyt niskiej wartości energetycznej posiłków oraz braku warzyw - informuje Elżbieta Kuras z z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Krakowie. Ale w szpitalach prowadzących własne kuchnie posiłki oceniono dobrze i bardzo dobrze. Natomiast słabsze oceny uzyskiwało jedzenie dostarczane z zewnątrz przez firmy cateringowe.

Szpitalne kuchnie „ocalały” w nielicznych lecznicach, m.in. w Suchej Beskidzkiej i Myślenicach. Dlaczego? - Tylko niewiele placówek było stać na ich dostosowanie do sanitarnych wymogów unijnych. Te, które się z tym nie uporały, czyli znakomita większość, muszą korzystać z usług zewnętrznych firm - wyjaśnia Sabina Bigos-Jaworowska, przewodnicząca Stowarzyszenia Małopolskich Szpitali Powiatowych i dyrektorka lecznicy w Oświęcimiu.

Podkreśla, że jeszcze kilka lat temu firm specjalizujących się w dostarczaniu posiłków do placówek medycznych było dużo, więc rywalizacja między nimi sprzyjała utrzymaniu niezłej jakości jedzenia. Jednak, jak zauważa, większe podmioty stopniowo „wchłaniały” mniejsze. Szpital w Oświęcimiu właśnie rozpoczął nowe postępowanie przetargowe na firmę cateringową. - Zgłosiły się tylko dwa podmioty, poprzednio było ich pięć - ubolewa Jaworowska.

Jednak firmy cateringowe nie mają sobie nic do zarzucenia. - Szpitale oszczędzają na jedzeniu, a potem zgłaszają pretensje. Jak można przygotować pełnowartościowy, całodzienny jadłospis, z warzywami i owocami za jedyne 5 złotych, które nierzadko płacą nam szpitale?! Przecież to nierealne! - irytuje się Ewa Kaslofska z Impel Catering.

Adam Styczeń, dyrektor szpitala w Myślenicach, przedstawia radykalne rozwiązanie tego problemu: odpłatność za jedzenie. - Skoro przekazywane nam przez państwo kwoty nie wystarczają na zaspokojenie nawet najpilniejszych potrzeb, decydenci, wzorem innych państw powinni wprowadzić odpłatność za jedzenie. Przecież pacjenci podczas pobytu w domu też muszą jeść, myć się. A w szpitalu nie płacą za nic! - denerwuje się Styczeń. Ale polskie przepisy nie pozwalają na obciążanie pacjentów kosztami wyżywienia.

Pielęgniarki zastępują dietetyków. To duży błąd

Borykające się z coraz większymi kłopotami finansowymi szpitale oszczędzają, na czym się da. Obniżają stawki za żywienie oraz zwalniają dietetyczki. A bez nich leczenie części pacjentów jest mniej skuteczne.

Jeszcze do niedawna szpitalne dietetyczki opracowywały indywidualne diety dla wymagających tego pacjentów, zlecały ich wykonanie własnym kuchniom i dopilnowywały zgodności przygotowanych potraw z zaleceniami. Następnie karmiły swych podopiecznych i instruowały, jak mają odżywiać się po wyjściu ze szpitala. Wiadomo bowiem, że odpowiednie żywienie zwiększa skuteczność leczenia, skraca czas gojenia się ran pooperacyjnych i zmniejsza ryzyko powikłań oraz kolejnej hospitalizacji.

Niestety. Po 2005 r., kiedy to większość szpitali zrezygnowała z własnych kuchni i przestawiła się na żywienie dostarczane przez firmy cateringowe, rola dietetyczek gwałtownie zmalała. - W większości szpitali ich liczbę drastycznie zmniejszono. Teraz my musimy karmić pacjentów i ich instruować, co jest pozornym rozwiązaniem problemu. Po pierwsze - nie mamy na to czasu, po drugie - nie mamy niezbędnej wiedzy z zakresu dietetyki - mówi Grażyna Gaj, przewodnicząca małopolskiego oddziału Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych. Dodaje, że dopóki szpitale miały własne kuchnie, posiłki były smaczne, pełnowartościowe i obfite.

Dyrekcje placówek przekonują, że nie jest aż tak źle. Np. lecznica w Myślenicach zatrudnia 3 dietetyków, w Oświęcimiu - 5. A w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie, największym w Polsce - jak informuje jego rzeczniczka Maria Włodkowska - pracuje aż 41 dietetyczek. Każdego dnia podawanych jest tutaj około siedmiu głównych grup diet oraz ich modyfikacje - w sumie około dwudziestu różnych diet. Pacjenci mają je dobierane indywidualnie do własnych potrzeb, a decyzję podejmuje lekarz prowadzący wspólnie z dietetykiem. Włodkowska dodaje, że jakość posiłków nadzorują w miejscu ich przygotowywania specjalnie oddelegowani pracownicy.

W Szpitalu im. S. Żeromskiego w Krakowie smak, wagę, temperaturę przygotowywanych posiłków kontroluje pełnomocnik ds. żywienia. Natychmiast rozpatruje - jak zapewnia rzeczniczka Anna Górska - wszelkie uwagi dotyczące posiłków, które zgłaszają pacjenci lub personel.

A w szpitalu w Suchej Beskidzkiej, która posiada własną kuchnię, pacjenci, którzy nie są objęci ścisłą dietą, mają możliwość wyboru jednego z dwóch drugich dań do obiadu....

Przykładowe menu w Szpitalu im. S. Żeromskiego. Śniadanie: kawa na mleku, pieczywo, ser żółty, papryka. Obiad: kalafiorowa z makaronem, ziemniaki, ryba panierowana, surówka z kapusty kiszonej, kompot. Kolacja: herbata, masło, pieczywo, pasta z jaj ze szczypiorkiem.

Komentarz. Szpitale dają zły przykład

Pacjenci coraz częściej raczeni niesmacznymi, czasami wręcz niejadalnymi potrawami oddają je z powrotem. Następnie, by nie być głodnym, udają się do umieszczonego niemal na każdym piętrze lecznic automatu z niezdrowymi przekąskami. Tam kupują batoniki, wafelki, chipsy itp.

Czy rolą szpitala jest „karmienie” pacjenta śmieciowym jedzeniem, czy też dawanie przykładu takiej diety, która będzie służyła jego zdrowiu? Wydaje się, że koncepcja Adama Stycznia, dyrektora szpitala w Myślenicach, proponującego pobieranie opłat za wyżywienie ( z pominięciem tych najuboższych) jest godna rozważenia, choć na pewno trudna do wprowadzenia.

Dorota Stec-Fus
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski