Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ciemna strona miasteczka

Paweł Szeliga
Michał Bąk uważa, że wystarczą dwie latarnie, by oświetlić krótką uliczkę. Podobnie jak sąsiedzi jest gotów oddać na ten cel ścianę swojego domu lub fragment chodnika. Byleby w końcu było jasno
Michał Bąk uważa, że wystarczą dwie latarnie, by oświetlić krótką uliczkę. Podobnie jak sąsiedzi jest gotów oddać na ten cel ścianę swojego domu lub fragment chodnika. Byleby w końcu było jasno Stanisław Śmierciak
Stary Sącz. Michał Bąk od 10 lat prosi o latarnie na uliczce Starego Sącza, którą po zmroku spowija ciemność. Gdy do jego domu włamali się złodzieje, to plądrowali go przez trzy dni. Nikt nic nie widział

75-letni Michał Bąk każdy dzień zaczyna od zbierania butelek i odchodów sprzed bramy wjazdowej do ogrodu. Po zmroku, gdy niewielką boczną uliczkę na tyłach starosądeckiego Rynku okupuje najgorszy element, nie wychodzi z domu w obawie przed pobiciem.

- Cały Rynek jest pięknie oświetlony, tylko ten zaułek spowijają egipskie ciemności - podkreśla Michał Bąk.

Dom, w którym mieszka ma mylący numer Rynek 8. Faktycznie przylega do ciemnej, bezimiennej uliczki za szaletami miejskimi, łączącej ul. Kazimierza Wielkiego z Sobieskiego. Co roku przechodzą tamtędy tysiące pielgrzymów, bo to szlak od kościoła św. Elżbiety do klasztoru Sióstr Klarysek. Za dnia wygląda malowniczo, nocą lepiej się tam nie zapuszczać. Uliczkę okupują najpierw amatorzy tanich trunków, a potem włamywacze i złodzieje.

Ciemność ułatwia im zadanie. W 1997 r. w takich warunkach czuli się na tyle bezkarnie, że nocą rozebrali solidną bramę do ogrodu Bąków i ukradli luksusowego dodge'a caravana, który był wówczas wart 150 tys. zł. Trzy lata później wykorzystali nieobecność domowników, którzy wyjechali do rodziny na święta, by przez trzy dni penetrować ich gospodarstwo. Wynieśli m.in. rodowe srebra, cenną porcelanę i XVI-wieczną ikonę. Straty oszacowano na 100 tys. zł. Czuli się tak pewnie, że dodatkowo przebili ścianę do zakładu bukmacher-skiego, skąd skradli 18 tys. zł.

- Po tamtym włamaniu zacząłem zabiegać o montaż oświetlenia na ulicy - opowiada Michał Bąk. - Wystarczyłyby dwie latarnie, by utrudnić życie włamywaczom - podkreśla.

W 2004 r. pojawiło się światełko w tunelu. Zarząd Spółdzielni Handlowo-Produkcyjnej "Rolnik", którego budynek sąsiaduje z domem Bąków, zgodził się na zamontowanie lampy na swoim obiekcie. Postawił jednak warunek, że będzie ona podłączona do licznika prądu wnioskodawcy.

- To jakiś absurd, żebym płacił ze swojej kieszeni za prąd na oświetlenie miejskiej ulicy - oburza się pan Michał.
Po tym niepowodzeniu gospodarz zaczął słać monity do Urzędu Miasta. Mijały lata, a oświetlenia jak nie było, tak nie ma.

Mimo że w tym czasie cały starosądecki rynek był jednym wielkim placem budowy. Na jego gruntowną rewitalizację wydano aż 10 mln zł. Ułożono prawie 3,5 km krawężników i 6 tys. kostek granitowych. Ustawiono też 115 latarni ulicznych. Byłoby ich 117, gdyby uwzględniono apele o dołożenie dwóch, o które walczą Bąkowie.

Kazimierz Gizicki, zastępca burmistrza Starego Sącza zapewnia, że brano takie rozwiązanie pod uwagę, ale ostatecznie się z niego wycofano. Podobno pojawiły się nieporozumienia z właścicielami posesji. Którymi? Tego burmistrz nie pamięta. Wspomina jedynie, że problem dotyczył braku zgody na podciągnięcie energii elektrycznej. Czasu było mało, bo rewitalizacja szybko posuwała się do przodu. Trzeba było nadzorować wielką inwestycję, a nie skupiać się na sporach dotyczących uliczki na tyłach.

- To ciekawe, co mówi burmistrz, bo przy tej ulicy mieszkają cztery rodziny i wszystkie solidarnie pisały do urzędu wnioski o montaż oświetlenia - dziwi się Michał Bąk. Jego sąsiad Czesław Pajdzik też zachodzi w głowę, skąd teza o sprzeciwie mieszkańców.

- Wszyscy chcemy, żeby tutaj nareszcie zrobiło się jasno - stwierdza stanowczo Czesław Pajdzik. - Jestem nawet skłonny zgodzić się na montaż takiej lampy na ścianie swojego domu. Wszyscy chcemy czuć się bezpiecznie - dodaje.

Zastępca burmistrza Gizicki zapewnia, że starania mieszkańców mają szanse zakończyć się sukcesem. Nastąpi to nie wcześniej niż za rok. To dlatego, że rewitalizację rynku zrealizowano przy udziale funduszy unijnych. Projekt zakłada, że przez pięć lat po zakończeniu prac nie wolno prowadzić w tym miejscu żadnych inwestycji.

- Koniec projektu to 2010 rok, więc po pięcioletniej karencji będziemy mogli zająć się wnioskiem mieszkańców - podkreśla Kazimierz Gizicki. Michał Bąk z rezerwą podchodzi do tych obietnic. - Zbyt długo trwa ta batalia - ucina. - Boję się, że nigdy się nie skończy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski