MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ciemność wychodzi z mroku

Redakcja
Paweł Średziński w Sudanie Fot. afryka.org
Paweł Średziński w Sudanie Fot. afryka.org
Wiem, że ma Pan 33 lata, studiował Pan dziennikarstwo i historię, a w 2007 roku stworzył niezależną instytucję będącą po części czytelnią, a po części portalem informacyjnym, wydawnictwem, ośrodkiem kultury, instytutem naukowym - najważniejszą płaszczyzną dyskusji o Afryce w naszym kraju. Proszę powiedzieć o sobie trochę więcej.

Paweł Średziński w Sudanie Fot. afryka.org

Rozmowa z PAWŁEM ŚREDZIŃSKIM, twórcą portalu Afryka.org i fundacji "Afryka inaczej" - działaczem społecznym, wydawcą, happenerem

- Pochodzę z Białegostoku, jestem mentalnie i emocjonalnie związany z kresami dawnej Rzeczpospolitej, światem wielu kultur i wielu języków. Towarzyszem mojej młodości był Dżemil - Tatar, którego rodzina żyła od wieków w Polsce, kolegami byli Białorusini i Ukraińcy. Niestety, zabrakło wśród nich przedstawicieli innych mniejszości - z Białostocczyzny bezpowrotnie zniknęli Żydzi i Niemcy - pozostawiając po sobie tylko budynki i wspomnienia...

- Doświadczenie wielokulturowości określiło Pana sposób widzenia świata...

- I wyznaczyło kierunki pierwszych podróży. Podczas studiów wyjeżdżałem co roku na kilka miesięcy. Najpierw do Kairu, gdzie mieszkałem wśród chrześcijańskich Koptów, potem do Syrii i Libanu, gdzie w zamian za jedzenie i spanie pracowałem w prawosławnych monastyrach. Wędrowałem po świecie, przenosiłem się z miejsca na miejsce, szukałem ludzi reprezentujących różne kultury. Później przyszedł czas na Afrykę na południe od Sahary: odwiedziłem Sudan, Togo, związałem się z Ghaną - najprzyjaźniejszym krajem kontynentu...

- Z doświadczeń nomady, z przemyśleń na temat Afryki, narodził się najpierw blog, a potem portal internetowy, który ma dziś 100 tysięcy wejść miesięcznie. Tworząc go, musiał Pan się zastanawiać, jakim językiem należy mówić o Czarnym Lądzie. W Unii dominuje język paternalistyczny lub poprawnościowy - oba są fałszywe. Może dlatego nie możemy się z Nimi porozumieć?

- W Polsce też mamy spory problem ze słownictwem. Nie używamy słowa "Afrykanin", tylko "Murzyn", mówimy: "Sto lat za Murzynami, Murzyn zrobił swoje, biały Murzyn, nie chcę być Murzynem..." Poseł Jarosław Gowin określa swoje ugrupowanie jako "ostatnią nadzieję białych", Janusz Piechociński wynajął Afrykanów do noszenia transparentu wyborczego, zapewniając, że "Murzyni są najwydajniejsi", inny polityk stwierdza: "takie wydarzenia mogą mieć miejsce tylko w Bantustanie". W ten sposób zachowują się tzw. elity polityczne naszego kraju.

- A zwykli ludzie?

- W ubiegłym roku przeprowadziliśmy pierwsze w Polsce pełne - jakościowe i ilościowe - badania, określające nasz stosunek do Afrykanów. Wynika z nich silna zależność między niską wiedzą, deklarowaną przez Polaków, a bardzo ograniczonym źródłem dostępu do informacji - większość znała Afrykę z programów Wojciecha Cejrowskiego i audycji przyrodniczych. Afryka kojarzyła się im z nieokiełznaną przyrodą, chorobami, dzikimi ludźmi, plemiennymi mordami, wojną, ludobójstwem i AIDS. Spośród 52 krajów kontynentu potrafili wymienić Egipt, Tunezję, rzadziej już Maroko...

- Niedawno w Sejmie zasiadł pierwszy czarnoskóry parlamentarzysta, Nigeryjczyk John Godson. Z tej okazji dziennikarze sprawdzali, jakie kontakty gospodarcze łączą Polskę z Afryką. Okazało się, że w zasadzie żadne...

- Ba, myślę, że gdyby zapytać ludzi kultury o afrykańskich noblistów, to może by wymienili Coetzeego, może Nadine Gordimer, ale Nadżib Mahfuz - mam wątpliwości, Wole Soyinka, nie sądzę...
- W mediach mówi się o tym, co w Afryce złe. Dominuje język strachu i obawy.

- O Afryce mówi się przy okazji wielkich klęsk albo kiedy sytuacja na kontynencie ma związek z żywotnymi interesami Europy - z lękiem przed uchodźcami, przed ekspansją islamu, przed Al-Kaidą. Mówi się zresztą bez ładu i składu. Najpierw fetuje się Ben Alego, Mubaraka, Kaddafiego, a później, kiedy na ulicach leje się krew, media i politycy piętnują dyktatorów. W rezultacie wciąż patrzymy na Afrykę, jakby to była jakaś kolonia, zamknięta w kapsule czasu, jakby tam nic się nie zmieniało, jakby się nie dokonywały procesy społeczne, jakby nie było demokracji...

- Przepraszam, czy w Afryce kiedykolwiek była demokracja?

- Oczywiście, że tak. Spójrzmy na Ghanę, gdzie tradycyjny przywódca wśród ludów Akan, w razie sprzeniewierzenia się interesom swojej społeczności, mógł być usunięty z urzędu. Dziś w Ghanie demokracja działa doskonale, są wielopartyjne wybory, wygrywają przedstawiciele różnych środowisk, nie ma ograniczenia wolności. Dobrym przykładem jest Botswana, Namibia, RPA, Mozambik idzie po właściwej drodze, Senegal przez wiele lat stanowił przykład dobrych rządów...

- Mimo to w Afryce aż roi się od dyktatorów, żeby wspomnieć tylko Roberta Mugabe...

- Mówimy o narracji, jaką się snuje wokół Afryki. Jest to narracja płaska, pozbawiona kontekstu, nieposzukująca przyczyn istniejącego stanu rzeczy. Spojrzymy więc na mapę konfliktów na kontynencie afrykańskim i zauważymy, że większość z nich rozgrywa się wokół skupisk bogactw naturalnych. Wojna w Nigrze toczy się w cieniu złóż uranu, wokół problemu, kto będzie decydował o wydobyciu i czerpał z niego zyski; przekleństwem Konga - jednego z najbogatszych państw świata - są diamenty, złoto, kobalt, koltan... Ostatnio w Parku Narodowym Wirunga trwają próby odwiertów naftowych. To brudne, choć wielkie, często chińskie, europejskie i amerykańskie interesy.

Wspomniał pan o dyktatorze Mugabe, którego Zachód obłożył sankcjami. Ten sam Zachód toleruje znacznie gorszego tyrana Gwinei Równikowej - wieloletniego dyktatora, mordercę Teodoro Obianga Nguemę - który sprzedaje wielkim koncernom ropę naftową. I właśnie on zasila finansowo Roberta Mugabe! Utrzymuje go przy władzy. To są naczynia połączone. Trzeba to dostrzegać! Zachód jest po prostu niekonsekwentny lub - mówiąc inaczej - ma własne interesy. A tam, gdzie zewnętrzne naciski napotykają na nieutrwaloną państwowość, na nieutrwaloną władzę - łatwo wywołać wojnę lub wykreować dyktatora... Potem narzekamy na brak demokracji.

- Chińczycy nie mają takich problemów.

- Działają bardzo sprawnie i interesownie. Znajdują surowce, zapewniają sobie do nich dostęp, a potem, kiedy już je wyczerpią, stworzą na miejscu rynki zbytu. A jednak Afrykanie mówią, że choć Pekin udziela kredytów i zadłuża ich kraje, po Chińczykach pozostają jakieś inwestycje - fabryki, instalacje, infrastruktura. A po Europejczykach i Amerykanach pozostawały obozy uchodźców...
- Czego potrzebuje Afryka?

- Zjednoczenia. Mówienia jednym głosem.

- Czy Afryka potrzebuje pomocy? Czy wręcz odwrotnie - jak sugeruje zambijska ekonomistka Dambisa Moyo - pomoc międzynarodowa utrzymuje przy władzy reżimy, przeszkadza w demokratyzacji, uniemożliwia integrację.

- Pomoc musi być niesiona przez samych Afrykanów. My możemy wykształcić lekarzy, inżynierów, ekonomistów, którzy tam powrócą, jeśli będą mieli po temu odpowiednie warunki. Niestety, w Polsce pokutuje stare myślenie, wysyła się do Afryki ludzi, którzy "wiedzą lepiej". I niby po przybyciu na miejsce prowadzą jakieś konsultacje, ale rzadko wciągają do swoich projektów przedstawicieli lokalnej społeczności. Robią instalację - ale kto ją będzie w przyszłości naprawiał? Zostawiają skomplikowany sprzęt - ale bez serwisu. Tymczasem jeśli wykonuje się np. zbiornik czystej wody, to trzeba również przeszkolić personel, który w przyszłości naprawi pompy... Aż dziwne, bo w kraju jest przecież wielu świetnych absolwentów studiów uniwersyteckich, Afrykanów z naukowymi tytułami, ba, UW ukończył Alpha Oumar Konaré - były prezydent Mali i były przewodniczący Unii Afrykańskiej - ci ludzie są w Afryce, albo do niej wracają. To właśnie oni powinni realizować sensowne projekty.

Niestety, ciągle obawiam się, że nasza pomoc rozwojowa jest tylko pomocą humanitarną, która doraźnie przynosi ulgę cierpiącym w szpitalach, ale nie poprawia sytuacji całych grup społecznych.

- Pani profesor Maria Flis, antropolog z UJ, która powróciła niedawno z Gabonu, mówiła, że tym, czego najbardziej potrzebuje kontynent, jest masowa, bezpłatna edukacja. Tak więc może zamiast przysłowiowych studni - teleszkoła?

- Radio. Mały odbiornik na baterie, noszony w kieszeni, jest najpowszechniejszym medium w Afryce. Nasza Fundacja "Afryka inaczej", wraz ze Stevem Sambali z Tanzanii, próbowała pomóc rozgłośni Kyela FM, przy granicy z Malawi, gdzie występuje bardzo poważny problem z kierowcami, prostytucją i AIDS. Była tam grupa pasjonatów - Tanzańczyków, częściowo wykształconych w Polsce, którzy założyli stację radiową, ale nadawali tylko godzinę dziennie, bo przegrzewał im się sprzęt z braku klimatyzacji. Nie wiem, dlaczego projekt został przez Polskę odrzucony i ostatecznie dofinansowany z innego źródła, ale to właśnie trzeba robić: inwestować w media, oświatę, wspierać organizacje pozarządowe.

W Afryce tworzy się społeczeństwo obywatelskie, liczba abonentów telefonii komórkowej sięga 400 milionów osób. To ogromna siła. Telefon staje się zalążkiem rewolucji. Dzięki niemu każdy może się zalogować na Facebooku w Suazi i stworzyć grupę: "Obalmy króla, demokratyzujmy kraj". To jest niesamowite i to się dzieje na naszych oczach. Dlatego jestem optymistą i sądzę, że Afryka sobie poradzi, że nadchodzi jej czas, że wychodzi na prostą.

- Obserwujemy to w Afryce Północnej, gdzie wyrosła młoda inteligencja, która chce żyć tak samo jak społeczeństwa zachodnie. Nie bez przyczyny protesty rozpoczęły się w najbardziej wykształconej i strasznie skorumpowanej Tunezji.
- To prawda, ale nie zdziwię się, jeśli w przyszłości usłyszymy, że we wszystkich krajach arabskiej rewolucji przeprowadzono doskonale zorganizowaną kampanię. Że stały za nią identyczne środowiska, związane z fundamentalizmem islamskim, które posłużyły się romantykami walczącymi o demokrację. Kiedy opadnie kurz bitewny, władzę przejmą ludzie dobrze zorganizowani, zdyscyplinowani i skuteczni. W Egipcie Bractwo Muzułmańskie deklarowało początkowo apolityczność i potępiało Mubaraka. Dziś mówi - będziemy tworzyć własną partię. Tymczasem bohaterowie rewolucji są słabi, niezorganizowani, niezrzeszeni, nie powołali jednolitego ruchu... Powstała niebezpieczna próżnia.

- Kiedy Muammar Kaddafi powiedział, że występuje przeciw niemu Al-Kaida, wcale nie było mi do śmiechu... Przecież główna siedziba terrorystów mieści się w pobliskim Nigrze i północnym Mali. To realne.

- Al-Kaida na pewno może chcieć spotęgować proces rewolucji, jest jej na rękę.

- To nowa forma wojny Południe - Północ?

- Cóż, islam się rozwija. Jest religią dynamiczną. Ma wiele odłamów i odcieni. My też mieliśmy okres wypraw krzyżowych. Popełnialiśmy różne czyny - ani dobre, ani przemyślane...

- Czy jesteśmy gotowi przyjąć uchodźców z Afryki? Z badań demograficznych wynika, że Europa potrzebuje ludzi.

- To prawdziwy problem. Bo czy w Europie istnieje jakaś polityka integracyjna? Czy ktoś próbuje odpowiedzieć na pytanie, na czym ma polegać integracja, skoro niektórzy radykalni muzułmanie chcą wprowadzenia prawa szariatu, co jest szalone, a z drugiej strony radykalni europejscy politycy krzyczą "Europa dla Europejczyków". Brak dialogu uniemożliwia integrację. Należy znaleźć złoty środek.

- Co będzie, jak Pan sądzi?

- Imigrantów z Południa nie da się już powstrzymać. Będą docierać. Szukają poprawy warunków swojego życia. To naturalne pragnienie i prawo każdego człowieka. Jesteśmy świadkami wielkiej kulturowej zmiany. Co robić? Jakie ich zachowania aprobować, a jakie piętnować i odrzucać?

Pewne jest jedno. Francuzi, mający największe doświadczenie z Afrykanami, spychając imigrantów na społeczny margines, popełnili błąd. Teraz ci, którzy przyjeżdżają z bagażem swojej kultury i z bagażem obcości, od razu zasilają getto. Już się nie zintegrują.

- Czego potrzebuje Afryka?

- Cierpliwości, mądrych przywódców, niemieszania się do jej spraw...

- Na koniec porozmawiajmy o Afryka.org. Co to jest i kto za nią stoi?

- Jest to ogromna czytelnia, jedyna w takiej skali dostępna w języku polskim i codzienny serwis, który mówi o Afryce inaczej. Całe to przedsięwzięcie rozpoczynaliśmy z Mamadou Dioufem, Senegalczykiem, który od 28 lat mieszka w Polsce i z grupą zapaleńców: studentami, naukowcami, podróżnikami, dziennikarzami sportowymi. Nasi odbiorcy to ludzie w wieku 20 - 30 lat z całej Polski. Nie ma miasta powyżej 50 tys. mieszkańców, z którego ktoś nie wchodziłby na Afryka org.
- Organizujecie wiele akcji. Pamiętam cykl: "Sami o sobie" - w którym afrykańscy studenci, przebywający w Warszawie, pisali o własnych doświadczeniach i przygodach...

- Była też akcja "Jestem z Afryki, jestem z Warszawy", w trakcie której zaprosiliśmy ochotników, żeby przyszli do Pasażu Wiecha i pozowali do wspólnego zdjęcia wewnątrz konturu Afryki. Co roku organizujemy Festiwal - Dni Afryki. Ostatnio afrykański autobus objechał stolicę, były koncerty i spotkania...

- Wydaliście ciekawą książkę o Afrykanach w Warszawie, co odnotowała ogólnopolska prasa, bo odkryliście m.in., że jednym z powstańców był Afrykańczyk z Nigerii.

- Ta książka, dostępna za darmo na naszej stronie, opowiada nieznaną i zadziwiającą historię. Żałuję że nie udało nam się opisać w pełni dziejów Afrykanów w Polsce - np. przed XVIII wiekiem, ale to wymagałoby czterech lat kwerendy. Podobnie z historią najnowszą. Dopiero niedawno dowiedziałem się, że podczas okupacji na ziemiach polskich ukrywało się pięciu Malgaszy, że Afrykanie byli w obozach jenieckich...

- Panie Pawle! Czego mogę Panu życzyć?

- Sił, żebym to dalej ciągnął. Bo do tego trzeba być wołem pociągowym.

Rozmawiał Jakub Ciećkiewicz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski