MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Co by tu znaleźć nieciężkostrawnego?

Wacław Krupiński
Życie teatralne nabiera przyspieszenia. Ledwo ochłonąłem po lekturze (w "Polityce”) wywiadu z Moniką Strzępką i Pawłem Demirskim – to ci, przypomnę, co sobie i innym (nie piszę nam, bo ja Stary Teatr omijam wielkim łukiem) zafundowali "Bitwę Warszawską 1920”), a już czytam recenzję z ich nowej premiery. Tym razem w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. Wywiad nosił tytuł "Co by tu zjeść”, recenzja w "GW” – "Ciężkostrawna lekcja o jedzeniu”.

Wacław Krupiński: KULTURAŁKI

Z wywiadu dowiedziałem się, że ów teatralny tandem najpierw myślał o musicalu o Marcu ’68, potem chciał zrobić coś o Andrzeju Lep­perze, w końcu wymyślił musical "Bierzcie i jedzcie”, którego akcja dzieje się w... jelicie grubym. O tym, czego dowiaduję się z recenzji opisującej spektakl, opowiem powściągliwie, świadom, że idą święta. Poprzestanę na dwóch zdaniach: "Wchodzących na salę widzów zamiast kurtyny witał ogromny ludzki tyłek, wypięty w stronę widowni.

Z boku sceny siedziała aktorka wydająca z siebie głośne, wzmocnione mikroportem odgłosy puszczania bąków”. Później jest trzygodzinna nudna reszta, którą autorka nazywa "teatralnym wygłupem na niskim poziomie, z żartami znacznie przekraczającymi granice dobrego smaku”. Cóż, wszyscy wiemy, czym kończy się jelito grube, zatem żarty musiały się dostroić do tych okolic. I tak widzowie rozrywkę mieli z głowy, by nie rzec, że z całkiem innej części ciała. Antoni Słonimski ongiś warszawską sceniczną nicość pt. "Ćwiartka papieru” skwitował: "To nie była ćwiartka, to była rolka”. Inną też opisał jedno­zdaniowo: "Pierwszy wyszedłem”.

Teraz z kolei robi się moda na to, kto pierwszy wstanie. Jak słyszę, Bogusław Litwi­niec, legendarny "Padre” Litwiniec, twórca legendarnego wrocławskiego Teatru Kalambur, który wiedział, że awangarda i eksperyment wcale nie muszą oznaczać głupoty i prymitywnej prowokacji, próbował, powstawszy, we wrocławskim Teatrze Polskim przerwać premierę "Kronosu” według Gombrowicza, w reżyserii Krzysztofa Gar­baczewskiego (to ten co sobie i innym zafundował w Krakowie "Poczet królów polskich”).

Tym razem obeszło się bez etykiety prawicowca (to by było dopiero śmieszne). Ale też "Padre” nie krzyczał "Hańba”, tylko że trzeba ruszyć teatrowi na ratunek. Okrzyk "Hańba!”, który od pamiętnego wieczoru prowadzi "Do Damaszku”, i tak pada w "Kronosie”, sparodiowany. Cóż, "hańba” ani chybi przejdzie do historii polskiego teatru z początków naszego wieku.

Jak inaczej nazwać decyzję stołecznych radnych, którzy oddali pod jedną dyrekcję Teatr Na Woli im. Tadeusza Łomnickiego oraz Teatr Dramatyczny im. Gustawa Holoubka, po czym usunęli obu patronów. O tym, że Teatr Dramatyczny już nie nosi imienia swego patrona, który niegdyś nim kierował, zanim go w stanie wojennym usunięto, żona tego twórcy Magdalena Zawadzka dowiedziała się przypadkowo i po czasie. Teraz urzędnicy mówią, że mogą przeprosić...

Takie to teraz teatralne obyczaje. Czy zdoła je ocieplić głos Anny Dymnej, odtwarzany w Starym Teatrze przed przedstawieniem, uprzedzający, że widzowie, którzy będą przeszkadzali aktorom, będą wypraszani. Ot, lisi plan dyrekcji – bo któż nie ulegnie głosowi Anny Dymnej. Osobiście wolę jednak, jak składa życzenia, co pewnie uczyni dziś podczas szopkowego Salonu Poezji.

Ja tak pięknie nie potrafię, niemniej PT Czytelnikom życzę, by odebrali dobrych słów jak najwięcej, zwłaszcza szczerych, i by się spełniły!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski