Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cywilizacja europejska

Redakcja
WŁADYSŁAW A. SERCZYK

Znad granicy

WŁADYSŁAW A. SERCZYK

Znad granicy

Od czasu do czasu w którymś z zachodnioeuropejskich telewizyjnych programów satelitarnych, odbieranych przeze mnie przy pomocy obracającej się potężnej anteny, przypominającej aparaturę do śledzenia fal radiowych nadchodzących z kosmosu, odbieram dokumentalne przekazy o Polsce. Wiele z nich to ugłaskane obrazki zachęcające potencjalnych turystów do obejrzenia kolejnych zabytków gotyckich lub renesansowych, jakich na kopy mają u siebie zarówno Niemcy, Francuzi, jak i Anglicy, że nie wspomnę o Włochach. Niektóre wybiegają poza pocztówkową sztampę, a ich realizatorzy, korzystając z pomocy polskich doradców, prezentują nie tylko żubry w Puszczy Białowieskiej, ale też znacznie rzadziej pokazywane rozlewiska biebrzańskie lub resztki fortyfikacji pamiętających pruskie i hitlerowskie czasy.
 Niestety, sporo też reportaży dokumentujących polskie opóźnienie cywilizacyjne. Wiele miejsca poświęca się zwłaszcza losowi zwierząt domowych oraz warunkom, w jakich przebywają swoją ostatnią drogę do kontrahentów zagranicznych. Tego rodzaju filmowe opowieści z pewnością znacznie zwiększają oglądalność określonych programów, a przy okazji informują "prawdziwych Europejczyków", z jakimi dzikusami będą mieli wkrótce do czynienia. Propagandowa nośność podobnych widowisk filmowych jest ogromna, jak każdego z udziałem zwierząt i dzieci.
 Przyznać trzeba, że pokazywane obrazy są wstrząsające. Wymęczone do ostatnich granic konie, stłoczone w potężnych TIR-ach, z połamanymi nogami, nierzadko dogorywające i płaczące prawdziwymi, wielkimi łzami - to relacje najczęstsze. Zazwyczaj dla kontrastu dołącza się wizerunek przewoźników: nieogolonych kierowców o twarzach bez wyrazu, nie reagujących na ostre uwagi wypowiadane czy to przez celników, czy też przez służby weterynaryjne. Ba! w tej samej serii wyemitowano kiedyś film o słynnym tuczu gęsi, połączonym z niewypowiedzianą udręką tak "hodowanych" zwierząt. Widzowie, rzecz jasna, zatrzymali w pamięci taką właśnie wizytówkę polskości, by potem położyć się spać w poczuciu własnej wyższości i "lepszości".
 Czy jednak tak jest naprawdę?
 Ostatecznie ohydny proceder męczenia gęsi dokonuje się na zachodnioeuropejskie zamówienie na smakowite, podobno, wątróbki (co nie zwalnia Polaków z odpowiedzialności za uczestnictwo w okrucieństwie). Tłumy turystów z Niemiec, Holandii itd. przewalają się przez spelunki, w których w krajach Ameryki Łacińskiej czy Azji dochodzi do krwawych walk kogutów. Rosja słynie z podobnych spektakli - jeszcze okrutniejszych i jeszcze bardziej krwawych walk psów, toczących się aż do zagryzienia jednego z przeciwników.
 A "prawdziwie europejska" Hiszpania? W tej samej telewizji satelitarnej, w programach hiszpańskim i portugalskim przynajmniej raz na tydzień obejrzeć można tzw. walki byków, które z prawdziwą walką nie mają niczego wspólnego. Jest to zwyczajne zarzynanie po kawałku śmiertelnie zmęczonego i zdesperowanego do ostateczności zwierzęcia, czemu przypatrują się dziesiątki tysięcy widzów na specjalnych stadionach oraz - miliony na ekranach telewizyjnych. Już barbarzyński jest obrzęd przepędzania przerażonych młodych byczków w Pampelunie, gdzie mówi się jako o sensacji o paru poranionych lub nawet pozabijanych durniach, którzy z własnej woli wybrali taką "bohaterską" śmierć, natomiast słowem nie wspomni o strachu zwierząt, ich kontuzjach, złamaniach nóg ślizgających się na bruku wąskich ulic oraz dobijaniu, "żeby się nie męczyły".
 Niczego nie może zmienić fakt, że Ernest Hemingway był entuzjastą corridy. Wystarczy obejrzeć chociażby tylko jedną taką egzekucję. Męczenie zwierzęcia rozpoczyna się jeszcze w stajni od poranienia skóry kilkuletniego byczka stalowymi haczykami, do których przyczepiono różnokolorowe wstążki. Potem byk z ciemnego pomieszczenia wypada na rozsłonecznioną arenę, gdzie już czeka nań kilku bogato przystrojonych rzeźników z czerwonymi płachtami. Najpierw rozraniają go jeszcze bardziej, wbijając w jego ciało długie na kilkadziesiąt centymetrów banderillas, _a gdy upuszczą mu trochę krwi i wymęczą, oddają w ręce pikadorów na także przestraszonych koniach z osłonami na bokach. To one muszą przyjąć na siebie główny atak zabijanego zwierzaka, który odpychany jest od nich ostro zakończonymi pikami.
 Gdy już krew leje się z niego strumieniami, do akcji przystępuje "_główny bohater
" - toreador, poruszający się w sposób, który gdzie indziej wzbudziłby śmiech (wypięta nienaturalnie pierś z jednej strony, z drugiej zaś - kuper), tym razem jednak odgrywający złowrogą rolę rzeźnika. Łącznie przerażające widowisko trwa ok. 20 minut. Byk usiłuje odpędzić pętającego się przed nim faceta z czerwoną płachtą. Bez skutku. Wreszcie pajacowaty matador bardziej lub mniej udolnie wymierza cios śmiertelny. Potem jeszcze minuta agonii i cios dobijający. W tym kraju śmierć zwierzęcia jest rozrywką. Ohyda!
 Czy taki jest sens "cywilizacji" europejskiej?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski