Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czego oczy nie widziały…

Redakcja
Akurat nie było mnie w Krakowie w czasie ostatniego Festiwalu Filmów Krótkometrażowych.

Leszek Długosz: Z BRACKIEJ

Próbowałem zasięgnąć języka w tzw. środowisku – jak to się w tym roku widziało? Nie zamierzam bidolić, że kiedyś… Jak się to kiedyś latało, oglądało, potem ile się o tym gadało. I było ciekawie. Teraz, by tak rzec, ogólne wzruszenie ramion. Który to już ten festiwal? "Kto Lajkoniki, Smoki zdobył?”… Ani widu, ani słychu. Słyszę: "Przecież możesz kliknąć. W internecie znajdziesz”.

Pewnie, mogę. Nawet to uczyniłem. Ale nie opuszcza mnie myśl – co się stało z tym krótkim metrażem u nas? Co się stało z możliwością i potrzebą oglądania tego, bywało, pasjonującego kina? Dokument, obrazy animowane, wszelakie eksperymenta, ile frajdy, zabawy. A wiedzy… Ile przytłaczających świadectw, prawdy podstawionej pod oczy. Nie ma chyba miłośnika kina, który by nie potrafił wymienić jakiegoś tytułu, który na trwałe "wszedł w jego życie”. Dokonał trwałej podpowiedzi. Ot, przychodzi mi do głowy, do końca mego pewnie pamiętać będę podpowiedzi, czy choćby tylko sugestie, z takiego np. "Szczurołapa”… Pamiętacie?

Wszystko to przeszłość. Nieopłacalny towar wygnano z kin. Potem rozpędzono też i dawne kina, poleciały małe formy ekranowe z telewizji. No, ostały się jakieś szanse w TV Kultura. Ale jak dostępne? Dla kogo? Prawdopodobnie życie tego tworu ekranowego ogranicza się do wąskiego środowiska samych twórców (rodzin) i nieuleczalnej garstki entuzjastów. A przecież ileż z tego "małego kina” zabraliśmy oświaty, olśnienia, radości, uśmiechu i bólu, słowem – ile prawdy o nas samych, o naszym życiu.

Zaprzyjaźnieni "ludzie kina” z Warszawy, Ela i Michał, przysłali mi dokument Jolanty Dylewskiej "Po–Lin”. To produkcja jeszcze z 2008 roku. Dziwnie (a może właśnie wcale nie) pozycja nieobecna. W zaprzeszłym języku, w jidysz, tytuł ten jest synonimem Polski. Samo słowo to wedle starego żydowskiego podania miejsce wskazane im z nieba do zamieszkania… Namawiali mnie, żebym się zdobył na obejrzenie. Akurat mnie nie musieli zachęcać. Obejrzałem, dlatego piszę. Rzadko byłem tak poruszony "robota kinową”. Ten krótki film wnosi i zostawia w myśleniu, w warstwie wrażliwości (jak o tym powiedzieć?) coś istotnego. Zabieg niesłychanie prosty. Obraz obywa się bez jakiejkolwiek tezy, interpretacji, nie zadaje pytań, oskarżeń. Nie tropi, nie sugeruje… Może dlatego mówi tak mocno? Zasadniczym konceptem i zarazem trudem autorki było dotarcie i samo zebranie tych materiałów. To zajęło lata… Po wojnie Żydzi zaczęli gromadzić tzw. Księgi Pamięci. Rejestry, dokumenty, wszelkie formy utrwalenia przeszłości. Głównie działo się to w USA i w Izraelu. Udało się dotrzeć do materiałów filmowych kręconych przed wojną w Polsce – w Małopolsce, na Kresach. Skąd się wzięły? Bywało, Żydzi, którzy wcześniej wyjechali za ocean, którym się powiodło, odwiedzali niekiedy tuswoich w dawnych stronach… Niektórzy przyjeżdżali z nowym wynalazkiem, już z kamerami. Zwyczajne, kręcili pamiątki, aby je tam pokazać za Wodą. By one tam lepiej opowiedziały… Paradoksalnie, teraz te materiały wróciły znowu na swoje dawne miejsca. Stanowią dziś tu jedyne świadectwo tamtego świata. Oglądamy kręcone niewprawną ręką ówczesną żydowską tutejszą powszedniość. Małe miasteczka – Kałuszyn, Sokołów Małopolski, dawne Kresy itp. Widzimy znowu tamtych ludzi, ich życie… Podchodzą do kamery, przedstawiają się, tacy, jakimi ich w ów moment pochwyciła kamera… (Jakby to inna wersja, jakaś prawersja, kantorowskiej "Umarłej Klasy?”) Świat tamten jeszcze nie wie, nie przeczuwa, na co się zanosi… Na filmie – oni z ekranu przedstawiają nam (znowu) swoje rodziny, demonstrują pracę – swoje domy, narzędzia, sklepy, szkoły, warsztaty, swoje zwierzęta… Na naszych oczach oddają się modlitwie, nauce, rozrywce. Pod drżącym celuloidowym niebem tętni ówczesny świat. Nikt nie przeczuwa burzy. W tamtych twarzach nie ma niepokoju. Wiadome nam daty dopiero wkroczą do historii. Nie ma jeszcze wojny i Zagłady. Nie ma więc dalszego ciągu, o który my wiemy. Ta wiedza i ta reszta należą do nas. I to już tylko my z tym stanem rzeczy (wiedzy) możemy coś uczynić.

Gdy chodzi o tę tematykę, oglądam pierwszy raz taki stosunek autora filmu. "Dalej widzu, to twoja sprawa”. Niezwykły film. Doprawdy, w szkole powinien być lekcją historii i… czego jeszcze? Czegoś jeszcze więcej? Mówi więcej, niż tyle innych dzieł z tezą. Wdzięczny jestem Eli i Michałowi, że mnie skłonili do obejrzenia tego dokumentu. Nieścisłe – nie potrzebowali mnie skłaniać. Ja o nim zwyczajnie nie wiedziałem. Bo i skąd?

Ale i przychodzi mi do głowy: skoro tak wiele innych filmów o tematyce żydowskiej ma u nas jakby lepszą promocję, czemu ten jakby nie? Ten stan rzeczy skłania też do refleksji. Czyżby dlatego, że akurat ten do niczego nie nakłania? Możesz go zobaczyć, szanowny widzu, i odebrać jak chcesz i potrafisz. Reszta, czyli dziś… należy wszak do ciebie.

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski