MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Czekam na najważniejsze zdjęcie

Redakcja
Fot. Anna Kaczmarz
Fot. Anna Kaczmarz
Rozmowa z Aleksandrem Bochenkiem, którego fotografie można oglądać do końca maja w oknach "Dziennika Polskiego", dzięki projektowi Digart Photo Street

Fot. Anna Kaczmarz

Jak ci się podoba wyjście fotografii na ulicę Starowiślną?

- Moim zdaniem to był świetny pomysł. Sztuka nie powinna być zamknięta dla elity w muzeum czy galerii, powinna wychodzić do ludzi. I tak stało się w tym przypadku.
Jak to się stało, że powstał cykl "Smokey Mountains", czyli opowieść o wielkim śmietnisku na Filipinach, na którym żyje około 200 rodzin?
- Za tym zdjęciami kryje się ciekawa historia. Fotografie te powstały podczas mojej wyprawy na Filipiny, w mieście Cagayan de Oro. Kiedyś, w oddali, zobaczyłem płonącą górę. Bardzo mnie zainteresowało, co tam się dzieje. Postanowiłem to sprawdzić. Okazało się, że konieczne są specjalne pozwolenia. Kiedy uzyskałem je u burmistrza, podając się za studenta ochrony środowiska - trafiłem na wielkie wysypisko śmieci, gdzie żyje kilkaset osób. Miejscowi nazywają to miejsce "Smokey Mountains", bo ta góra śmieci wciąż płonie, wszędzie panuje smród spalenizny. Ponieważ miałem zakaz robienia zdjęć, czekałem, aż strażnicy, z którymi zostałem tam wpuszczony, pójdą na papierosa. Wtedy wyjąłem aparat i zacząłem fotografować. Oczywiście, nie miałem zbyt wiele czasu. Gdy strażnicy zorientowali się, że robię zdjęcia, natychmiast mnie wyrzucili.
Pozostał niedosyt?
- Tak, bo to, co zawsze interesuje mnie w fotografowaniu, to spotkanie z człowiekiem. W tym cyklu chciałem pokazać, jak ludzie z Smokey Mountains żyją, mieszkają i pracują na tym wielkim, płonącym śmietniku.
Twoje zdjęcia nie są kreacją artystyczną, mają ładunek dokumentalny. Czy wystawienie ich w oknach redakcji "Dziennika Polskiego" podkreśla ich reportażowy charakter?
- Trudne to pytanie. Wydaje mi się, że powinni na nie odpowiedzieć widzowie.
A skąd się wziął reportażowy zapał?
- Z mojej wielkiej miłości, jaką są podróże. Lubię, kiedy na zdjęciach pojawiają się ludzie z różnych zakątków świata, które odwiedziłem. Chcę, żeby przez moje zdjęcia opowiadali swoją historię. Dlatego też przykro mi się zrobiło, gdy poczułem, że ludzie ze Smokey Mountains z jednej strony są zadowoleni, że ktoś wreszcie sie nimi interesuje, ale z drugiej - że są tylko pewną ciekawostką.
Drugi cykl, który prezentujesz w oknach "Dziennika Polskiego", to osobista opowieść o Barcelonie.
- To zdjęcia, które zrobiłem w dzielnicy El Raval. To miejsce, które można porównać z krakowskim Kazimierzem. Panuje tam z jednej artystyczna atmosfera, z drugiej - bieda, starość, przemoc, narkotyki. Starałem się sportretować mentalność ludzi mieszkających w dzielnicy, która w XIX wieku była najbardziej zaludnionym miejscem w Europie.
A czym się zajmujesz na co dzień?
- Od wczoraj, po radykalnej decyzji o zmianie życia, zajmuje się już tylko fotografią. Wcześniej skończyłem ekonomię, studiowałem ochronę środowiska, ale w pewnym momencie pochłonęło mnie robienie zdjęć.
A pamiętasz swoją pierwszą, najważniejszą fotografię. Taką, po której stwierdziłeś "to jest to, o co mi chodzi"?
- Cały czas czekam na takie zdjęcie.
Rozmawiał: Łukasz Gazur

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski