MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Czy można jeszcze lubić Amerykę?

Redakcja
Zwycięski PROJEKT OBAMA 2012 jest znacznie bardziej wyrazisty aniżeli cztery lata temu. W 2008 roku Obama obejmował władzę w euforycznej atmosferze wielkiej odnowy Ameryki i świata, który miał zostać uwolniony od wojen, terroru, wyzysku i kryzysu.

Jan Maria Rokita: LUKSUS WŁASNEGO ZDANIA

Z takich szlachetnych, lecz niesprecyzowanych nadziei mogą się jednak rodzić całkiem odmienne polityki. W roku 2012 euforii już nie ma i ani świat, ani Ameryka nie czekają na żadną odnowę. Jest za to coś, co w polityce bywa ważniejsze od takich nadziei. Jest to całościowy i wyrazisty nowy paradygmat polityki Waszyngtonu pod przywództwem Obamy.

Obama wygrał, bo konsekwentnie forsował politykę subwencjonowania gospodarki i wspierania niższych warstw społecznych. Kluczowe zwycięstwo w Ohio zapewniły mu dotacje utrzymujące miejsca pracy w tamtejszym przemyśle samochodowym. W ciągu ostatnich miesięcy podjął nawet ryzyko paraliżu budżetowego Ameryki, a w konsekwencji wysokich mechanicznych cięć i wzrostu podatków (tzw. klifu fiskalnego), tylko po to, by każdego dnia móc bić się z republikanami przeciw ulgom finansowym dla najbogatszych. Razem ze swoim szefem Rezerwy Federalnej, Benem Bernanke, bez zmrużenia oka zwiększał dług Ameryki i wspierał drukowanie nowych dolarów. Analitycy finansów nie kryją, że gdyby nie wrześniowa akcja TWIST Bernankego, pobudzająca tuż przed wyborami popyt na akcje i nieruchomości , sukces Obamy mógłby być mniej oczywisty.

Tyle tylko, że polityka utrzymywania amerykańskiej gospodarki na kroplówce nie może przecież trwać wiecznie. Po raz pierwszy na listopadowym zebraniu grupy G 20 kłopot z finansami Ameryki okazał się poważniejszy od wszystkich – skądinąd nadal nie rozwiązanych – problemów ze strefą euro. Coraz częściej słychać opinię, że "Obama doprowadził gospodarkę USA do ruiny”, jak to z przesadą ujął były wiceszef NBP Krzysztof Rybiński. I panuje w zasadzie zgoda co do tego, że w nowym roku Ameryka stanie w obliczu recesji. Od lat 60. ubiegłego wieku USA nie widziały tak lewicowego i keynesowskiego programu rządzenia.

Równie wyrazista jest globalna strategia polityczna Obamy. Jej podstawą jest pasywność Ameryki w świecie, będąca w jakiejś mierze reakcją na wcześniejszy udział US Army w licznych konfliktach regionalnych. Obama ograniczył ten udział do Afganistanu, z którego nie wie, jak się wyplątać, oraz spektakularnego używania bezzałogowych dronów do punktowego zabijania prawdziwych i wyimaginowanych wrogów Ameryki. Nawiasem mówiąc, z akcji dronów prezydent uczynił dość obrzydliwy spektakl dla gawiedzi, chwaląc się tym, jak osobiście wybiera na świecie ludzi, których należy zabić. Rząd Obamy nie wierzy w to, iżby Ameryka posiadała zdolność upowszechniania wolności i praw człowieka oraz obawia się wszelkiej poważniejszej ingerencji – nie tylko wojskowej, ale i politycznej – w toczące się światowe kryzysy.

George Friedman zauważył, że za Obamy narodziła się nowa doktryna polityki zagranicznej USA, w myśl której Ameryka nie będzie już brać odpowiedzialności za przebieg konfliktów i kryzysów w świecie, czekając, aż bieg zdarzeń sam doprowadzi do jakiejś równowagi regionalnej. Dlatego np. o losie Syrii "zdecydują Syryjczycy i ich sąsiedzi”. Polakowi łatwo zrozumieć grozę tej konstatacji, jeśli tylko w powyższym cytacie słówko "Syria” zastąpi słówkiem "Polska”. Doktryna Obamy nie musi wcale oznaczać głębokiej słabości USA, musi natomiast skutkować wrażeniem słabnięcia Ameryki, a także rzeczywistym zmniejszaniem się jej globalnego znaczenia. Na różnych kontynentach proamerykańscy politycy zaczynają rozumieć, że na Amerykę – przynajmniej w czasach Obamy – nie można już liczyć. A są na świecie takie kraje jak Gruzja albo Izrael, dla których to jest iście ponura wiedza.

Polityczny projekt Obamy dopełnia mocne opowiedzenie się za lewicą w toczącej się w świecie zachodnim wojnie kulturowej. Nigdy dotąd oficjalny Waszyngton nie próbował frontalnie rozprawić się z wartościami purytańskiej "moral majority” – nadal przecież silnej w Ameryce – za pomocą prawa i polityki. Plan pełnego legalnego równouprawnienia "rodziny” homoseksualnej, forsowany przez prezydenta, oznacza głęboką zmianę zasad amerykańskiej polityki. Dla tego planu Obama właśnie uzyskał we wtorek wyborczy mandat.

Jak widać PROJEKT OBAMA 2012 jest jasny , ideowo spójny i czytelny dla świata. Ameryka ma trzymać – jak długo się da – własną gospodarkę na kroplówce drukowanych dolarów i rozbudowywać programy socjalne. Ma być pasywna w światowej polityce, ale za to czynna w ideologicznej walce z religijnym obskurantyzmem. Każdy sam może ocenić, czy jeszcze lubi taką Amerykę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski