Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Derby Krakowa 2018. Mateusz Wdowiak: Na moim osiedlu głównym tematem jest już mecz z Wisłą. Ludzie mówią do mnie: "Cracovia musi wygrać!"

Przemysław Franczak
Przemysław Franczak
Mateusz Wdowiak
Mateusz Wdowiak Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press
Anatomia derbów Krakowa. Mateusz Wdowiak, wychowanek Cracovii, opowiada m.in. o tym, czy tylko krakus może naprawdę wczuć się w derbowy klimat. I o tym, dlaczego zwłaszcza "ten mecz musimy wygrać".

- Jakie są Pańskie pierwsze, szybkie skojarzenia z hasłem „derby Krakowa”?
- Coś, co fajnie przeżyć. Coś o czym się myśli i dużo rozmawia. Wydarzenie w mieście. Rywalizacja. Mecz-perełka.

- Tym razem nerwy i napięcie będą mniejsze?
- Bo nie będzie kibiców? Patrzę na to inaczej: dla nas na pewno będzie gorzej o tyle, że zagramy bez wsparcia. Nie znam zawodnika, który lubiłby grać przy pustych, czy prawie pustych trybunach. Zwłaszcza w takich spotkaniach. To kibice tworzą całą otoczkę, dla nich się gra. A czy presja będzie mniejsza? Trudno powiedzieć.

- Gdy siedzicie w szatni i stadion już pulsuje, to chyba automatycznie jesteście bardziej nabuzowani. Teraz wyjdziecie trochę jak na mecz o mniejszym ciężarze, sparingowy niemal.
- Na pewno na ten aspekt trzeba zwrócić uwagę i być gotowym, że to może być odczuwalne. Tym bardzie trzeba będzie popracować nad koncentracją i skupieniem. Z tyłu głowy każdy jednak będzie miał, jakiej rangi to jest spotkanie. Możliwe zresztą, że to wsparcie kibiców odczujemy, w drodze na stadion na przykład. Oni tym żyją. Urodziłem się Krakowie, od dziecka gram w Cracovii, więc wiem, o czym mówię.

- Przez to denerwuje się Pan dwa razy bardziej? Za siebie i kolegów, którzy dopiero wprowadzają w lokalne klimaty?
- „Denerwuje” to może złe słowo. Ambicja jest jednak na maksymalnym poziomie. Myślę, że każdy w szatni rozumie wagę tego meczu, natomiast na pewno dla kogoś, kto jest stąd i od dziecka gra w jednym z klubów, jest to przeżycie wyjątkowe.

- Tomasz Siemieniec, były kierownik drużyny, który derby przeżywał każdą komórką ciała, opowiadał, że musiał tłumaczyć zawodnikom spoza Krakowa, czym jest ten mecz. Rozumiem, że teraz na Panu ciąży taka odpowiedzialność.
- Zapewne najdłużej w zespole mam z tym styczność, choć przecież jest też kilku zawodników, jak Damian Dąbrowski czy Marcin Budziński, którzy też to dobrze znają i przeżywają.

- Nie jest jednak tak, że tylko krakus może poczuć to naprawdę?
- No może tak jest, w końcu człowiek dorasta w tym klimacie. Ja wychowywałem się i w sumie nadal mieszkam na Kurdwanowie, to osiedle podzielone pół na pół, więc jeszcze bardziej tego doświadczałem. I chyba mogę powiedzieć, że wciąż doświadczam. Tutaj od razu da się odczuć, gdy zbliżają się derby.

- Ludzie zaczepiają, proszą: „Mateusz, musicie”?
- Tak, są różne pogaduszki, komentarze. Ludzie naprawdę tym żyją, przed żadnym innym meczem to się nie zdarza. Najczęściej słyszę: co jak co, ale ten mecz trzeba wygrać. Bardzo szanuję tę ich pasję, zaangażowanie. Poza tym siedzimy w tym razem.

- Pana do Cracovii zaprowadził tata. To był jego wybór serca czy przypadek?
- Moi rodzice nie są z Krakowa, przyjechali tutaj na studia i już zostali. Takie tradycji rodzinnej związanej z kibicowaniem Cracovii więc u nas nie było, zresztą tata w ogóle nie był jakimś wielkim kibicem. Sprawa wyboru klubu raczej rozegrała się na podwórku. Często grałem z kolegami w piłkę i wiadomo, jedni kibicowali Wiśle, inni Cracovii. I można powiedzieć, że ci drudzy przeciągnęli mnie na swoją stronę. A ponieważ ja bardzo chciałem trenować i naciskałem w tej sprawie na rodziców, to zapisali mnie do „Pasów”. Miałem wtedy 10 lat. Im było to zapewne na rękę, bo niedaleko od domu.

Sprawa wyboru klubu raczej rozegrała się na podwórku. Często grałem z kolegami w piłkę i wiadomo, jedni kibicowali Wiśle, inni Cracovii. I można powiedzieć, że ci drudzy przeciągnęli mnie na swoją stronę

- Derby zawsze śledził Pan z wypiekami na twarzy czy jednak z czasem dorastał do tych emocji?
- Myślę, że z roku na rok coraz bardziej to przeżywałem i uświadamiałem sobie, ile to znaczy dla kibiców oraz samych zawodników. Od początku dało się jednak wyczuć, że emocje są spotęgowane, że coś wisi w powietrzu. To jest naprawdę intrygujące.

- Po drugiej stronie gra Kuba Bartosz, pański rocznik, znacie się dobrze z drużyn juniorskich. Kolega czy rywal?
- Nawet na zgrupowania kadry U-20 jeździliśmy razem. Mamy bardzo pozytywne, koleżeńskie relacje. To też jest urok derbów Krakowa.

- Bartosz znów dostał powołanie do kadry młodzieżowej Czesława Michniewicza. Pan po cichu też na nie liczył?

- Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie liczyłem. Ale cierpliwie pracuję dalej.

- Pan po ostatnich tygodniach może mieć dwojakie wrażenia. Z jednej strony są słabe wyniki zespołu, z drugiej - Pan mimo straconego okresu przygotowawczego z powodu kontuzji łokcia, wskoczył do podstawowego składu, zaliczył świetny występ z Wisłą Płock.
- Można tak na to spojrzeć. Choć zadowolony jestem umiarkowanie, bo nie ma się co zachwycać jednym meczem. W cenie jest regularność. I poza tym najważniejsze są wyniki zespołu. Ostatnio jednak widać, że idzie ku dobremu. Jestem dobrej myśli.

- Bo nieładnie Cracovia wygląda na ostatnim miejscu w tabeli.
- Również dlatego w derbach chcemy zdobyć trzy punkty. Inny wynik niż zwycięstwo nas nie interesuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski