Fot. Grzegorz Ziemiański
Jan Wąsikowski - Filantrop Krakowa
- To wszystko z nudów - _bagatelizuje Jan Wąsikowski.
- _Dzięki niemu w ośrodku ciągle coś się dzieje - _nie daje za wygraną Anna Gajoch. - _Wymyślił przygotowywanie palm wielkanocnych, pamięta o urodzinach wszystkich, którzy przewinęli się przez ośrodek, nawet tych, którzy już przestali przychodzić. Ostatnio przypomniał o urodzinach pewnej pani, 90-latki. Sam pojechał na giełdę, do Balic, kupił jej kosz róż. Pani aż się popłakała
- Z nudów robimy, co możemy - _broni się Jan Wąsikowski.
- _Dusza-człowiek i dusza towarzystwa - _chwali Anna Gajoch. - _Ciągle opowiada dowcipy. Kiedy go nie ma, zaraz ktoś się odzywa: "Janek dziś nie przyjdzie? O, to będzie smutno
"
Kilka miesięcy temu Stowarzyszenie Pomocy Socjalnej "Gaudium et Spes", któremu podlega Ośrodek Wsparcia dla Osób Starszych na nowohuckim os. Górali, zgłosiło kandydaturę 81-letniego Jana Wąsikowskiego do tytułu Filantrop Krakowa. "Pan Wąsikowski, działając na rzecz osób starszych i niepełnosprawnych, potrafi poświęcić swój prywatny czas i skromne fundusze, aby pomóc właśnie tym najbardziej potrzebującym" - napisali w uzasadnieniu. A kapituła konkursu przychyliła się do wniosku. Jan Wąsikowski odebrał w krakowskim magistracie replikę berła królowej Jadwigi i został "Filantropem Krakowa Anno Domini 2007".
- Wszystko z nudów, naprawdę - _mówi skromnie laureat. - Nawet kwiatki sadzimy, żeby się nie nudzić
_
Aktor, kierowca i materiał na żonę
Kwiatki - dorodne kanny - rosną w wielkich donicach przed siedzibą Ośrodka Wsparcia dla Osób Starszych "Gaudium et Spes". Jan Wąsikowski przyniósł je, posadził z kolegami i - mimo swoich 81 lat - często sam dźwiga do wnętrza na noc.
Lubi pomagać. We wszystkim. - Nie wyobrażam sobie bez niego naszych imprez. Po każdym poczęstunku zostaje, pomaga myć gary, jako mężczyzna nie wstydzi się tego - _opowiada Anna Gajoch. - _Zresztą, przynosi też swoje potrawy. Umie zrobić galaretę na nóżkach, upiec ciasta
Codziennie rozkłada talerze na stołówce.
W ośrodku śmieją się, że z Jana Wąsikowskiego byłby dobry materiał na żonę. I z sympatii przezywają "Marysią".
Jan Wąsikowski uczestniczy w działaniach "Gaudium et Spes" od dziewięciu lat. Przyszedł do ośrodka w 1999 r. - Nie chciało mi się samemu gotować, gaz był droższy niż to gotowanie warte - _wspomina żartem. Przyszedł więc i z miejsca zaczął się rozglądać, co by tu "ukręcić" - żeby nie było nudno. Tak zaangażował się w aktywność zespołu artystycznego "Jesień Życia". Zaczął biegać po sklepach z używaną odzieżą, za własne pieniądze szukać rekwizytów i kostiumów dla aktorów (znalazł już m.in. smoking i
tanią suknię ślubną, w której wystąpił aniołek z jasełek). Stał się znany w teatrach i wypożyczalniach strojów. - _Zafundował nam nawet mikrofon - _relacjonuje Anna Gajoch. - _Kosztował 100 zł. To może mała kwota, ale pan Janek co chwila wykłada takie "małe kwoty" ze swojej skromnej renty.
Teatrem interesował się od dziecka. Urodził się - w 1927 r. - w podkrakowskiej Mogile, nieopodal klasztoru Cystersów. Zakonnicy prowadzili wówczas gimnazjum dla kleryków. Mieli w nim własną salę teatralną - profesjonalną, bo z kurtyną i zapadnią. Kiedy do jasełek brakowało dzieci lub młodszych aktorów, szukali wśród okolicznych mieszkańców. Jan Wąsikowski zaczął występować: jako pastuszek w szopce, jako Dyndalski w "Zemście"
Wciągnął się.
W 1946 r. przerwał teatralne hobby. Wyjechał z Krakowa do Wrocławia. W urzędzie likwidacyjnym kupił samochód, zrobił z niego taksówkę. Jeździł przez rok. Potem wzięli go do wojska. Uczył podchorążych piechoty jazdy samochodem. - _A ostatniego dnia służby woziłem makulaturę - _mówi tajemniczo. I zaraz opowiada, jak w cywilnym ubraniu czekał już tylko na ostatni żołd, kiedy dowódca kazał na powrót wkładać mundur i siadać za kółkiem. Rząd przeprowadzał akurat wymianę pieniędzy i Jan, ostatniego dnia służby, woził pospinane w paczki banknoty, nowe i stare, czyli makulaturę
Do Krakowa wrócił w 1953 r., kiedy zmarł mu ojciec. Jeszcze kilka lat jeździł na taksówce, potem zatrudnił się w MPK. Do 1980 r. prowadził wszystko, poza tramwajami. Później poszedł na rentę, ale i tak nie usiedział w domu. Wziął na żonę budkę z lodami w parku Krakowskim, przez 17 lat sprzedawał bambino. Kiedy owdowiał, zaczął chodzić na obiady do domu pomocy społecznej, który z czasem przekształcił się w Ośrodek Wsparcia dla Osób Starszych "Gaudium et Spes". - _Poznałem paru łobuzów i zaczęliśmy kombinować, co by tu robić, żeby się nie nudzić - _opowiada Jan Wąsikowski. Wtedy przypomniał sobie o cysterskim teatrzyku. Postanowił wrócić na scenę i namówić nowohuckich seniorów, by mu na niej towarzyszyli.
Z tych, którym się chce
Repertuar zespołu artystycznego "Jesień Życia" jest bogaty i - przede wszystkim - zabawny. Objeżdżają z nim krakowskie domy pomocy społecznej, co rok starują w przeglądzie w Tucholi i Dąbrowie Górniczej. Przywożą nagrody. Wystawiali już "Wodewil Krakowski", w Kamienicy Hipolitów prezentowali scenki z życia krakowskich mieszczan, a w klasztorze na Skałce - obłóczyny kleryków. Zrobili spektakl o "pięknej jak anioł i grubej jak kiszce" pannie Franciszce. Teraz przygotowują przedstawienie, oparte na starej wojskowej piosence o córkach młynarza ze Zgierza, które szukają wojaków na mężów.
Teatr jednak Janowi Wąsikowskiemu nie wystarczył. Postanowił tworzyć palmy. Wysokie, wielkanocne, bogato zdobione kwiatami z bibuły. Oczywiście, żaden z seniorów z ośrodka na os. Górali wcześniej takich palm nie robił. Jan też nie. - Ale ileż to roboty? Wystarczy pomyśleć! - _stwierdził.
Pierwszą palmę uwili na kilkumetrowej rurze z kartonu. Akurat padał deszcz. Złamała się w połowie. Drugą pletli już na bambusowym kijku ze sklepu ogrodniczego. Poszło lepiej. Teraz na szkielet do palm Jan kupuje w hurtowni pięciometrowe aluminiowe rurki. Znajomych działkowców prosi o bukszpan, od kolegi ze składu złomu załatwił obręcz z koła od kamaza - służy za podstawkę. Ośrodek co rok produkuje cztery palmy - najdłuższa, dwunastoipółmetrowa jedzie na konkurs do kościoła oo. Franciszkanów (od dwóch lat zgarnia tam pierwszą nagrodę), nieco niższa do klasztoru Cystersów, kolejne wędrują do kościołów na os. Szklane Domy i Teatralnym.
Natomiast na Boże Narodzenie Jan Wąsikowski przygotowuje szopkę nowohucką. W ostatniej, przygotowanej z Gizelą Śliwką, zawarł m.in. dach kościoła Arka Pana i kominy elektorciepłowni. Zdobyli wyróżnienie.
Poza tym jeździ na wycieczki, chodzi na spacery, zabawia towarzystwo dowcipami, uczy coraz to nowe osoby grać w karty, zmywa po poczęstunku, pamięta o urodzinach i imieninach, sadzi kwiaty, żeby w ośrodku było coraz ładniej. I wszystkie te aktywności w ogóle go nie męczą. - _Zmęczony to ja się czuję teraz, kiedy ośrodek jest zamknięty z powodu urlopu - _mówi. A wiek? Wiek nie jest żadnym problemem. - _Przecież ja tak naprawdę mam 18 lat - _śmieje się. - _No, bo proszę sobie napisać 81 na kartce. I odwrócić. Wygląda dokładnie jak 18!
Anna Gajoch dodaje tylko: - Ludzie dzielą się na takich, którym się nic nie chce i takich, którym się chce wszystkiego. Pan Janek jest po prostu z tych, którym się chce.
KATARZYNA KOBYLARCZYK
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?