Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziś, gdy Niemena brak

Redakcja
Gdy rozmawialiśmy z Czesławem Niemenem w lipcu 2002 roku, uświadomiliśmy sobie, że spotykamy się od blisko 30 lat. Przez myśl mi wówczas nie przeszło, że widzimy się po raz ostatni. Ale i gdy w przeddzień minionego Bożego Narodzenia dzwoniłem do pana Czesława z życzeniami, wiedząc już, że jest poważnie chory, nie dopuszczałem myśli, że nowotwór pokona go tak szybko. Był wszak człowiekiem bardzo silnym; z dawna stronił od wszelkich używek, stosował wegetariańską dietę...

WACŁAW KRUPIŃSKI

\*
   To był początek lat 60.; z lampowego radioodbiornika aga płynęły jego pierwsze piosenki, chyba jeszcze angielskie - "Locomotion" i - już z polskim tekstem - Tylko nie mów mi o tym. I pewnie te śpiewane w tercecie (z Bernardem Dornowskim i Markiem Szczepkowskim) niegdysiejsze przeboje Niebiesko-Czarnych, do których wokalista trafił jako laureat festiwalu wyłaniającego młode talenty - Mamo, nasza mamo i Stary niedźwiedź mocno śpi?
   Bo wtedy obowiązywało hasło "Polska młodzież śpiewa polskie piosenki". Zatem i Niemen, wówczas jeszcze Czesław Wydrzycki, rozstał się ze swoim południowoamerykańskim repertuarem, jak Malaguenia czy Jobima Felicidade. Szybko też sam zaczął komponować piosenki: Wiem, że nie wrócisz, Czy mnie jeszcze pamiętasz - melodię, która tak zachwyciła Marlenę Dietrich, że z własnym tekstem nagrała ją na płytę Die Neue Marlene, Nie bądź taki Bitels, Zabawa w ciuciubabkę. Słowa do nich pisał, pod pseudonimem Jacek Grań, ojciec polskiego big-beatu - Franciszek Walicki. To jego żona wymyśliła młodemu piosenkarzowi, repatriantowi z Białorusi, urodzonemu w Starych Wasiliszkach koło Grodna, ów pseudonim. Było to w 1963 roku przed jego występami we Francji. Po latach ów pseudonim stanie się nawet przedmiotem sporów deklinacyjnych - słuchałem Niemena czy Niemna?
   Wojaże do Francji, dokonane tam nagrania z orkiestrą Michela Colombier, zaowocowały jedną z najpiękniejszych kompozycji Niemena - Sen o Warszawie.
   A potem w 1967 roku Niemen pojawił się w Opolu ze swoim zespołem Akwarele i ogłosił - Dziwny jest ten świat. Jedni osłupieli w zachwycie, zwłaszcza że Niemen zademonstrował wyjątkowe zdolności wokalne i takąż skalę głosu, inni zaczęli wybrzydzać. Tak będzie przez lata.
   Jesień 1974 roku. Niemen występuje w Krakowskiej Filharmonii. Umawiamy się na wywiad; mój wielki idol okazuje się równie wielkim człowiekiem - bezpośrednim, ujmującym. Rozmawiamy o pobycie artysty w USA, gdzie na Manhattanie nagrał dla CBS po angielsku longplay Mourner’s Rhapsody, m.in. z muzykami uznanej wówczas Mahavishnu Orchestrą i odnoszącym w USA sukcesy Michałem Urbaniakiem. Także o jego fascynacji poezją Norwida i Herberta, którego wiersze ze świeżo wydanego tomiku Pan Cogito _śpiewał w Krakowie. - _W poezji Herberta wciąż odnajduję nowe piękne treści i piękną… muzykę. W oparciu o ten tomik chciałbym zrobić wielkie misterium audiowizualne - _mówi Niemen. I podkreśla to, co pozostanie w jego piosenkach i wypowiedziach do końca: - _Zawsze interesował mnie człowiek, jego wartości, uczciwość wobec ludzi, wrażliwość na sprawy świata. Marzeniem moim jest nie bogactwo postępu, ale wszechoświecenie umysłów ludzkich, rozbudzenie ich wrażliwości.
   Po roku Niemen znów śpiewa w Krakowie. Ponownie się spotykamy. Rozmawiamy o tej anglojęzycznej płycie, która ostatecznie ukazała się w Londynie, i to z mniejszą pompą niż zapowiadano. - Fakt, że mogły być lepsze efekty wydania tej płyty, ale też na zbyt wiele nie liczyłem - mówi artysta. I dodaje: - Żeby wejść na rynki zachodnie, trzeba tam stale siedzieć, a na to nie mam ochoty. Po pierwsze - jestem patriotą, a po drugie - nie chcę wykonywać repertuaru narzucanego. Tak bardzo mi na sławie światowej nie zależy.
   Rozmawiamy i o muzyce teatralnej, komponowanej tego roku do spektakli wg Słowackiego - Mindowe, Sen srebrny Salomei, do Parad Potockiego, także o udziale wokalisty w oratorium Katarzyny Gaertner Zagrajcie nam dzisiaj wszystkie srebrne dzwony. Niemen mówi też, że zagrał na_moogu na płycie Budki Suflera. - _Moim zdaniem ma szanse stać się dobrym zespołem - dodaje.
   Mówimy o nagranej przez Niemena tego roku płycie Katharsis, poświęconej zmarłemu nagle perkusiście Piotrowi Dziemskiemu. Niemen pracował właśnie nad jej okładką, którą, jak i albumu poprzedniego, sam projektował. - Będąc młodym chłopcem walczyłem ze sobą, co wybrać - muzykę czy malarstwo. Jest ono może wdzięczniejsze; stworzony obraz zostaje, ale muzyka z kolei jest piękna poprzez swą nieuchwytność. W sumie wyboru nie żałuję.
   A potem Niemen ograniczył występy, acz trochę wojażował po świecie, by tam zarabiać na drogie elektroniczne instrumentarium. W 1979 roku na festiwalu w Sopocie piosenką Nim przyjdzie wiosna _do wiersza Jarosława Iwaszkiewicza zdobył Grand Prix. Ukaże się ona na płycie _Postscriptum, _towarzyszącej artyście w czasie targów MIDEM ’80. Pisał też muzykę filmową, ale głównie skrył się przed światem. Wpływ na to miały i przeżycia Niemena związane z sytuacją w Polsce; zmanipulowana w TVP jego wypowiedź, nagrana przed wprowadzeniem stanu wojennego z myślą o Bożym Narodzeniu, sprawiła, że artyście doklejono etykietkę kolaboranta, czego skutki odczuł występując dla Polonii.
   I tak Niemenowi artyście, dodajmy - największemu, jaki pojawił się w Polsce na tej scenie muzycznej - rosła nie tylko kolekcja jego płyt, ale i epitetów, jakimi go obrzucano. Od lat był atakowany - i to bynajmniej nie tylko za muzykę czy przesłanie tekstów - Norwida, Herberta czy własnych, nawet nie za to, że ekspresyjny krzyk wyniósł do rangi sztuki. Równie wiele uwagi zajmowały dywagacje, czemu tak krzykliwie się ubiera albo - włosy to czy peruka?
   Cytatów można by przytaczać mrowie. Już ponad 30 lat temu jeden z krytyków Andrzej Stankiewicz zauważał, że gdy sławny Ray Charles nagrywał śpiewając falsetem partie swojego chórku, to w Polsce się o tym rozpisywano, ale gdy wcześniej zrobił to Niemen w piosence _Jak można wierzyć tylko słowom
, rozważano, czy wygląda lepiej w białym garniturze czy w siermiędze.
   Opisywano np. (1969 r.): Zmienił swój wygląd. Zapuścił baczki sięgające brody, które łączą się z krótko strzyżonym wąsikiem. Strój ma taki sam, z małymi modyfikacjami, oryginalny, według własnego pomysłu, strój będący wyzwaniem dla wszystkich konwencji i schematów.
   Tak, Niemen zawsze uciekał od wszelkich szablonów, co w szarej epoce gomułkowskiej małej stabilizacji musiało drażnić. A łatwiej było skupić się na Niemena ochędóstwie niż tekstach wyrażających sprzeciw wobec dziwnego świata.
   Od kilku lat nosiłem się z zamiarem, żeby w sposób bardzo sugestywny wyśpiewać ludziom prawdę, z której niekiedy nie zdają sobie sprawy - zapisał na okładce longplaya Dziwny jest ten świat. A w jednym z wywiadów dodawał: - "Dziwny jest ten świat" to protest przeciwko obłudzie. Mój protest. Obłuda jest rzeczą straszną. Jestem człowiekiem z małego miasteczka na Wileńszczyźnie; na wsi i na prowincji, z której pochodzę, panują lepsze stosunki i obyczaje niż w świecie, do którego teraz należę.
   Śpiewał, że człowiekiem gardzi człowiek _i o tym, że _ktoś słowem złym zabija tak jak nożem i sam tego doświadczał. W jednym z młodzieżowych tygodników rozpętano dyskusję pod hasłem "Niemen a sprawa polska?". W studenckim "ITD" Z. Kowalczyk pod koniec 1968 r. w felietonie orzekł: Nie potrafię w żaden sposób zrozumieć, co większość tzw. nastolatków, a nawet sporo poważnych, dorosłych ludzi z kilkoma uczonymi na czele, widzi w panu Czesławie Niemenie, jego kolegach oraz w całej tfu!(r)czości... Na pamflecistę posypały się gromy (Znam muzykalniejszą krowę niż pan...), a dyskusję ciągnięto przez wiele miesięcy.
   Miał rację krytyk Andrzej Wróblewski-Ibis ironizując: Gdyby Niemen był łysy i śpiewał "Orkiestry dęte", nie byłoby z nim kłopotów... Ponieważ jednak Niemen nosi perukę, ma wąsy i śpiewa "Dziwny jest ten świat", nie podrywa i nie pije, więc stał się niebezpieczny.
   Artysta sam zresztą świadomie te dyskusje prowokował. - Był czas, kiedy w imię przekory przebierałem się w ekstrawaganckie stroje - przyznawał w połowie lat 70. A trochę później mówił: - Chciałem doświadczyć na własnej skórze, co się dzieje, gdy raptem biała wrona znajdzie się wśród czarnych.
   I za to go ośmieszano, opluwano. Na łamach "Polityki" w 1977 roku Zbigniew Mentzel zebrał te epitety: grafoman, dyletant, snob, spryciarz, błazen, kabotyn, karierowicz, prorok, kosmopolita... Szczyty bredni osiągnął niesławnej pamięci tygodnik "Ekran", gdzie - przywołując żartobliwą piosenkę Płonąca stodoła - zauważano, że Niemen nigdy nie wyratował dzieci z płonącego domu.
   A zarazem najpoważniejsze pisma zamieszczały o Niemenie sążniste eseje. To o nim po festiwalu w Opolu, gdzie Niemen wykonał Dziwny jest ten świat, _K. Sadowski pisał: _Usłyszeliśmy piosenkarza, który nie tylko zaśpiewał czy odśpiewał nam melodię z tekstem, ale i byliśmy świadkami w pewnym sensie wydarzenia. (...) Chyba tylko jedna Ewa Demarczyk potrafiła tak fascynować słuchaczy w czasie swego recitalu.
   To Niemen przez kilkanaście lat wygrywał kolejne plebiscyty na najpopularniejszego piosenkarza, co zwieńczyła ankieta "Polityki" na koniec XX wieku, w której zajął bezapelacyjnie I miejsce spośród polskich piosenkarzy i zespołów.
   Tak, Czesław Niemen wywołał w minionym półwieczu najwięcej sporów i dyskusji, jakie toczono na temat muzyki popularnej. Ci, dla których był wyjcem, nijak nie chcieli usłyszeć, że jako pierwszy wyraża emocje i sensy, jakich wcześniej w piosence nie było, że wkracza - jak zauważał Mateusz Święcicki, muzykolog (i kompozytor piosenki Pod papugami) - w rejony ekstazy, modlitwy albo teatru Grotowskiego.
   Nie bacząc na mody, na rady i krytyki podążał Niemen, jako kompozytor i wokalista, od owych piosenek południowoamerykańskich, poprzez rocka, bluesa, soul, jazz, by dotrzeć w rejony muzyki oratoryjnej. Konsekwentny i uparty idealista nie oglądał się na oczekiwania słuchaczy; to oni mieli podążać za nim. Jakże dziś brzmią jego słowa z 1977 roku o chęci podnoszenia poprzeczki, o tym, że o kształtowanie gustu słuchaczy powinny dbać środki masowego przekazu. Dla mnie mówienie, że publiczność czegoś oczekuje, nie jest żadnym argumentem - przekonywał. (...cóż ja, artysta z bożej łaski, mam począć z Waszym odmiennym gustem... - autoironizował w 2000 roku na okładce kompaktu z wyborem swych piosenek). I sam nigdy nie zabiegał o tani poklask, o popularność, o pieniądze. Zafascynowany Norwidem naiwnie pragnął wpajać nam jego myśl: Bo piękno na to jest, by zachwycało do pracy. Praca, by się zmartwychwstało.
   Jak mówił mi w 1985 roku, gdy po latach znów wyruszył w trasę koncertową: - Najmilej tworzy się to, co nie jest obliczone na profity ani na oddźwięk. Bezinteresownie. (...) Mnie cały czas interesuje to, czego jeszcze nie umiem. Albo czego jeszcze nie słyszałem w swojej wyobraźni.
   Pozostał sobie wierny do końca. Wystarczy wsłuchać się w jego teksty z ostatniej płyty, z 2001 roku. A zarazem nie miał złudzeń. Już na płycie z 1989 roku Terra deflorata gorzko ironizował: Ściśnięty w dziwacznym ciele /człowieka o ochrypłym głosie /co śpiewa wciąż głupie trele /o beznadziejnym losie.
   Wiosna 1987 roku. Niemen - który rok wcześniej, dzięki "ojcu polskiego big-beatu" Franciszkowi Walickiemu, przypomniał się wszystkim wraz z kolegami z lat 60. w ramach sopockiego alertu dinozaurów polskiego rocka - znów w Krakowie. W filharmonii komplet słuchaczy. I pokoleń. Artysta otoczony elektronicznym instrumentarium prezentuje fantastyczną formę wokalną. I wiele goryczy w tekstach - …a cel /którym wszyscy tak pochłonięci /to bieg w spustoszenie... - śpiewa swoimi słowami. Owacja na stojąco kończy recital. Jest późno, zatem dłuższą rozmowę odkładamy na inny raz. Niemen wyjaśnia tylko, że z materiału na zapowiadaną płytę Terra deflorata _nie był zadowolony, zatem jeszcze na nią poczekamy...
   Ten _inny raz _nastąpił wiosną 1991 roku. - _Od miesiąca prowadzę dziennik, w którym powracam do przeszłości, do wspomnień... Chciałbym, żeby to była lekka lektura, a jednocześnie pozwalająca na refleksję na temat życia rockandrollowca w PRL -
dowiaduję się. Artysta mówi też o zamierzonych nowych płytach i o tym, że właśnie przerabia piwnice w swym domu na studio. Przerobił. Wcześniej sam (nie krył - był Zosią Samosią) adaptował ów kupiony od miasta stary segment na warszawskim Żoliborzu, bo już dość miał gnieżdżenia się z żoną i dwiema córkami w pokoju z kuchnią.
   - Kariera na Zachodzie, dom w Beverly Hills... I co? Miałbym spędzać wolne chwile wśród nadętych gwiazd (trąbodzwonników)? I to miałoby być tym wymarzonym celem? A kto by remontował mój mały segmencik w Warszawie? Mentalnie jestem antyświatowcem i jest mi z tym dobrze - _wyznaje mi podczas ostatniego spotkania w 2002 roku.
   Gdy rozmawiamy sześć lat wcześniej, wracam do zapowiadanych dzienników. - _Pisane przez trzy lata dzienniki leżą w szufladzie; może kiedyś powstanie z nich książka pt. "Panteon" - o mnie samym, o moich doświadczeniach, rocku, estradzie i o spostrzeżeniach na temat dochodzenia, lub tylko zapędów, ludzi do panteonu sławy
- wyznaje. Poznamy kiedyś te zapiski?
   Wówczas też, w 1996 roku, dużo opowiadał mi Niemen o nowej płycie i pracy nad reedycją 12 dawnych płyt, którym mozolnie nadawał cyfrową jakość brzmienia. Płyta - Spodchmurykapelusza - ukazała się w 2001 roku. Ku rozgoryczeniu jej twórcy, radia nie wykazały nią zbytniego zainteresowania, nawet RMF FM, choć logo stacji widniało na krążku. Dwa boxy z 12-płytami, dzięki Polskiemu Radiu, też już do nas dotarły.
   W ostatnich latach Niemen coraz bardziej zamykał się w swoim studiu - zajmował się dawnymi nagraniami, komponował, pisał. Wreszcie miał czas, by malować lub tworzyć grafikę komputerową. I coraz rzadziej występował. Dzięki Halinie Bisztydze z Toproduction, po dwóch latach nieobecności na estradzie, w lipcu 2002 roku wystąpił w Krakowie. - Nawet w najśmielszych oczekiwaniach nie przypuszczałem, że Kraków zgotuje mi fetę podsumowującą 40-lecie moich przygód scenicznych... - _wyznał mi szczęśliwy następnego dnia.
   Zachowana szczęśliwie taśma odtwarza fragment:
   - W tekście "Co po nas" pojawia się z kolei wątek nieuchronności przemijania...
   
- Tekst napisałem po śmierci Ady Rusowicz, mojej kiedyś bliskiej przyjaciółki, później żony Wojtka Kordy. A nie tak dawno odeszli Wojtek Skowroński, Helena Majdaniec, Staszek Zybowski, Grzegorz Ciechowski, ostatnio - Zbyszek Podgajny, Łucja Prus... Wszystko ludzie z mojej branży, wielu z mojej półki... (...). Mój testament to nie posiadać grobu, napisu i innych zbędnych atrybutów cmentarnych...
   - To gdzie będą przychodzili wielbiciele, fani?
   
- Wystarczy pamięć, zanim i ta się wykasuje..._

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski