W tle tego spotkania jest coraz częściej formułowany postulat zakazania w całej Unii produkcji samochodów spalinowych, i to w dość nieodległym terminie. Niemiecki komisarz jest w Europie dobrze znany jako „energetyczny konserwatysta”, który w 2013 roku (jeszcze gdy w poprzednim składzie Komisji odpowiadał za resort energetyki) zablokował publikację w oficjalnym unijnym raporcie danych liczbowych, wskazujących, że w UE znacznie większe fundusze idą na subsydiowanie węgla i atomu, niźli szczególnie modnych „źródeł odnawialnych”.
W sceptycyzmie Oettingera wobec przyspieszania przez polityków elektrycznej rewolucji nie byłoby więc nic szczególnie dziwnego, tym bardziej że komisarz mógłby przecież wyrażać w ten sposób autentyczne obawy europejskich koncernów samochodowych. I zapewne nie warto by było w ogóle zajmować się przestrogą Oettingera, gdyby nie... argumentacja, jakiej użył. Tym bardziej że wprost dotyczyła ona Polski.
Niemiecki komisarz przywołał bowiem jako argument możliwe złe strony przyspieszonego przejścia motoryzacji na silniki elektryczne. Jego zdaniem, gdyby np. taka przyspieszona zmiana technologiczna nastąpiła w Polsce, to wiązałoby się to ze... „zwiększoną emisją gazów cieplarnianych”, a to dlatego, że w Polsce prąd produkowany jest nadal głównie z węgla.
Rzecz jasna, kulturalny Oettinger nie powiedział już tego wprost, ale z zaprezentowanej przez niego logiki niedwuznacznie wynika, że Unia Europejska nie powinna być zainteresowana taką „elektro-modernizacją” polskiego przemysłu samochodowego, skoro ta pozostawałaby w kolizji z wizją walki przeciw ociepleniu klimatu.
Na poziomie wiedzy technicznej argumentacja komisarza sprawia wrażenie niedorzeczności, ale fachową polemikę wolę pozostawić znawcom motoryzacji. To, co z politycznego punktu widzenia jest szczególnie ciekawe, to fakt, iż Oettinger jest pierwszym europejskim politykiem z taką otwartością kontrującym ambicje polskiego rządu, aby (jak głosi wicepremier Mateusz Morawiecki): „za 10 lat mieć milion samochodów elektrycznych w Polsce, a nasze spółki energetyczne miały 2 miliardy zł przychodów z tego tytułu”.
Jak wszyscy wiemy, hasło „elektromobilności” jest konikiem Morawieckiego i w jakiejś mierze symbolem jego nowej polityki przemysłowej. Fiasko obecnych władz na tym polu oznaczałoby także polityczny krach Morawieckiego i całej jego strategii. Dotąd wydawać się mogło, że ta polska presja na innowacje w przemyśle samochodowym powinna wzbudzać życzliwość i chęć wsparcia w Unii, która co rusz produkuje dziesiątki raportów i dyrektyw na temat „innowacyjności”.
Wypowiedź wpływowego komisarza świadczy jednak o tym, że rachuby takie mogą się okazać płonne, zaś hipotetyczne szybkie innowacje w polskim przemyśle mogą u sąsiadów budzić nieoczekiwane obawy. Wszystko to staje się jeszcze bardziej politycznie dwuznaczne, jeśli zważyć, że (wbrew potocznej, ale fałszywej opinii) polski przemysł energetyczny zużywa wyraźnie mniej węgla niźli niemiecki, a tzw. dekarbonizacja energetyki w ciągu ostatniej dekady posuwała się u nas szybciej niźli u zachodnich sąsiadów.
Dane liczbowe w tej materii można z łatwością znaleźć choćby na fachowym portalu
Follow @dziennikpolski
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?